Sąd Apelacyjny w Krakowie po rozpoznaniu apelacji od wyroku Sądu Okręgowego w Nowym Sączu zasądził od gminy Niedźwiedź ponad 377 tys. zł zadośćuczynienia i odszkodowania rodzinie nauczycielki ZPO w Podobinie, która w styczniu 2010 roku przez mobbing jaki stosowała wobec niej dyrektorka szkoły, popełniła samobójstwo.
W styczniu 2010 roku mieszkańcami gminy Niedźwiedź wstrząsnęła informacja o samobójstwie Bernadetty G., nauczycielki Zespołu Placówek Oświatowych w Podobinie. 47-letnia kobieta pozostawiła męża i osierociła trzech synów, z których najmłodszy miał wtedy zaledwie 12 lat.
47-latka targnęła się na własne życie, ponieważ przez lata była ofiarą mobbingu, jakiego wobec nauczycieli pracujących w szkole dopuszczała się dyrektorka, Anna A. Po długim procesie sąd prawomocnie skazał dyrektorkę na dwa lata więzienia, z warunkowym zawieszeniem wykonania kary na okres pięciu lat. Na ten sam okres zakazano jej również pełnienia funkcji kierowniczych w placówkach oświatowych. W toku postępowania udowodniono, że kobieta przez kilkanaście lat znęcała się nad nauczycielami.
Sąd Apelacyjny w Krakowie po rozpoznaniu apelacji powodów, strony pozwanej i interwenienta ubocznego – firmy ubezpieczeniowej, zmienił wyrok jaki zapadł w październiku ubiegłego roku przed Sądem Okręgowym w Nowym Sączu. Gmina domagała się w apelacji ograniczenia świadczeń na rzecz rodziny zmarłej nauczycielki o połowę, jednak ostatecznie sąd postanowił, że samorząd ma wypłacić rodzinie – mężowi i trzem synom zmarłej nauczycielki – łączną kwotę ponad 377 tys. zł tytułem zadośćuczynienia i odszkodowania. Oprócz tego, sąd nakazał ściągnąć od gminy Niedźwiedź na rzecz Skarbu Państwa – Sądu Okręgowego w Nowym Sączu – kwotę prawie 23 tys. zł tytułem części opłat, których powodowie nie mieli obowiązku ponieść oraz wydatków związanych z postępowaniem.
W uzasadnieniu Sąd Apelacyjny w Krakowie ocenił m.in. sposób zachowania reprezentującego gminę wójta. Jako „naganne” uznano m.in. brak zainteresowania dużą rotacją kadrową w szkole. - Aprobująca dla działań dyrektor, jak się później okazało kwalifikowanych jako przestępstwa, wbrew obowiązkowi nadzoru, postawa, może być oceniona jako, w sposób szczególny, naganna. Wystarczy przypomnieć brak zainteresowania organu wykonawczego gminy fluktuacją kadrową w szkole, istotnie wyższą niż w innych jednostkach oświatowych podległych gminie, bezkrytyczne, nie poprzedzone realną weryfikacją predyspozycji osobowościowych, promowanie kandydatury dyrektora na kolejną kadencję sprawowania przez nią funkcji, doprowadzenie do tego , że sankcja za złamanie przez A. A. przepisów dotyczących tajności materiałów na egzamin gimnazjalny była dla niej utrzymana w ograniczonych granicach z punktu widzenia skali bezprawności działania. W tym ciągu zdarzeń i zachowań przedstawicieli gminy, świadczących o faworyzowaniu osoby dyrektora bez zwracania uwagi na sytuacje w prowadzonej przez nią jednostce oświatowej mieści się także pozytywna opinia o niej nawet już po samobójstwie B. G. i liście rady pedagogicznej, opisującej relacje panujące pomiędzy nauczycielami i A. A. , jak również zawieszenie jej w czynnościach dopiero po przedstawieniu jej zarzutów przez prokuratora, w ramach wszczętego śledztwa - wskazał sąd.
***
Bernadetta G. ukończyła zaoczne studium nauczycielskie i od 1985 roku pracowała jako nauczycielka nauczania początkowego w szkole w Podobinie. Od 1996 roku dyrektorem szkoły była Anna A., której mąż był pracownikiem Urzędu Gminy Niedźwiedź. W związku z reformą szkolnictwa, pod koniec lat 90. szkołę przekształcono w Zespół Placówek Oświatowych, w skład którego wchodziły przedszkole, szkoła podstawowa i gimnazjum. Nauczycielka, chcąc utrzymać się w pracy, musiała podjąć studia po powrocie z urlopu wychowawczego w 1999 roku. Kobieta łączyła więc pracę zawodową nauczyciela z prowadzeniem domu i wychowywaniem trójki synów, a dodatkowe obowiązki związane z nauką na studiach stanowiły dla niej znaczne obciążenie. Nie była pewna czy zdoła ukończyć studia i zwrócić pożyczone od rodziny pieniądze, z których opłacała czesne. Z drugiej strony obawiała się utraty pracy wynagrodzenie z której stanowiło podstawowe źródło utrzymania rodziny. Na tę sytuację nałożył się także fakt samobójczej śmierci jej brata, który pozostawił ośmioro małoletnich dzieci.
Jak można przeczytać w uzasadnieniu wyroku, Bernadetta G. bardzo lubiła swoją pracę, czuła się w niej spełniona, odczuwała satysfakcję z kontaktu z dziećmi w klasach I-III. Jednak atmosfera jaka panowała w szkole nie była dobra. Dyrektor Anna A. była przełożonym wymagającym, autorytarnym. - Będąc dobrym organizatorem, wymagała równocześnie bezwzględnego podporządkowania i uległości od podwładnych nauczycieli, nie znosiła sprzeciwu. W szorstki i nieadekwatny do przewinienia sposób zwracała nauczycielom uwagę, czyniąc to także na forum publicznym. Prowadziła rejestr przewinień nauczycieli, nazywany przez nich „czarnym zeszytem”, w którym odnotowywała swoje uwagi co do niewłaściwego, w jej ocenie, zachowania pedagoga, pod którym dana osoba musiała się podpisać. Kontrola wobec podwładnych sięgała tak daleko, że wymagała, by nauczyciele, o których wiedziała, że podjęli studia, okazywali jej indeks po każdym zaliczeniu lub egzaminie. Nie stroniła od uwag poddających w wątpliwość możliwość ich ukończenia przez niektórych z nich. Wszelkie inicjatywy dydaktyczne ze strony nauczycieli musiały być przez nią zatwierdzone. Przełożona wymagała, by przedstawić jej szczegółowy scenariusz każdego przedsięwzięcia, który najczęściej zmieniała według własnego uznania. Jeżeli dochodziło do nieporozumień pomiędzy dyrektor a nauczycielem, zazwyczaj kończyło się to odejściem z pracy nauczyciela. Rotacja zatrudnienia w szkole (...) była wyższa niż w innych placówkach gminy - stwierdził sąd.
Presję ze strony dyrektorki odczuwała także Bernadetta G. Świadomość kontroli z jej strony zwiększała poziom stresu przed każdym zaliczeniem i egzaminem. W kwietniu 2003 roku ujawniło się u niej załamanie nerwowe, lekarze stwierdzili zespół depresyjny i w dokumentacji odnotowali, że pacjentka przeszła próbę samobójczą, jednak rodzina nie wyraziła zgody na jej hospitalizację. Z powodu choroby promotor kobiety musiał odroczyć termin napisania pracy magisterskiej. Z każdym tygodniem było jednak coraz lepiej, stan zdrowia nauczycielki zaczął się poprawiać, dzięki czemu jesienią 2003 roku ukończyła studia.
Atmosfera w szkole nadal była jednak napięta. W 2006 roku dyrektor Anna A. zaproponowała Bernadetcie G. zajęcie stanowiska nauczycielki przedszkola, wskazując jednocześnie że w szkole podstawowej nie może już dłużej uczyć. Propozycja ta została przez nią potraktowana jako ultimatum i w obawie przed zwolnieniem zdecydowała się ją przyjąć, jednak przesuniecie na stanowisko nauczycielki w klasie zerowej w ramach przedszkola traktowała jako degradację. Dyskomfort psychiczny i przygnębienie spowodowane tą zmianą było u niej tym większe, że na jej miejsce została przyjęta do szkoły krewna dyrektorki, będąca jednocześnie spowinowacona z mężem nauczycielki. W rodzinie był konflikt, więc całą sytuację traktowała jako element rozgrywki. Jej mąż chciał interweniować u wójta gminy, ale nauczycielka odwiodła go od tego zamiaru, bo zdawała sobie sprawę jak silne wsparcie w urzędzie ma osoba dyrektora.
W nowym miejscu pracy prawidłowo wykonywała swoje obowiązki, chociaż była nimi przeciążona mając na co dzień wyłącznie pod swoją opieką 25 dzieci, w tym jedno niepełnosprawne. Do domu wracała zmęczona. Nadal czuła presję ze strony dyrektor. To jak bardzo przejmowała się opinią przełożonej, widzieli znajomi. Zastanawiała się nad zmianą pracy, ale postanowiła zaczekać z decyzją, licząc na możliwość przejścia na wcześniejszą emeryturę, do której uprawnienia miała nabyć w 2010 roku.
Tymczasem Anna A. po raz kolejny została wybrana na dyrektora Zespołu Placówek Oświatowych w Podobinie. Początkowo nie chciała kandydować mimo, że nie było innego kandydata, dopiero po namowach ze strony wójta i obietnicy, że powołane zostanie stanowisko wicedyrektora do pomocy, zdecydowała się na start w konkursie i otrzymała pozytywną opinię Rady Pedagogicznej.
Atmosfera w szkole nie zmieniła się. W 2009 roku doszło do skandalu związanego z egzaminami gimnazjalnymi. - Dyrektor wykorzystała pełnione stanowisko do nieuprawnionego otwarcia testów. Nauczyciele na polecenie dyrektor rozwiązali je i przekazali rozwiązania zdającym uczniom, wśród których była jej córka. Ponieważ jednak podawane rozwiązanie zawierało błąd, ujawniono nielegalne działanie dyrektorki. Egzamin został powtórzony - czytamy w uzasadnieniu wyroku.
Wskutek postępowania dyscyplinarnego ,prowadzonego przez organy nadzoru pedagogicznego, nauczyciele którzy zostali zaangażowani do rozwiązania testów zostali ukarani dyscyplinarnie. Kary takiej nie wymierzono Annie A., bo jeszcze w trakcie trwania postępowania dyscyplinarnego wójt ukarał dyrektor karą nagany, jako jej pracodawca, co wykluczyło ponowną sankcje za to samo przewinienie. Pomimo złej atmosfery w szkole i uciążliwych warunków pracy, żaden z nauczycieli nie zdecydował się na sformułowanie skargi do wizytatora na postępowanie dyrektor.
Pomimo przeciążenia obowiązkami zawodowymi, Bernadetta G. funkcjonowała bez zakłóceń w życiu rodzinnym. Prowadziła dom, ogród, dbała o synów, prała, prasowała, gotowała, urządzała imprezy rodzinne, przygotowywała święta dla męża i synów, razem z nimi wyjeżdżała na wycieczki weekendowe. Relacje pomiędzy małżonkami układały się poprawnie.
Rankiem, 12 stycznia 2010 roku, nauczycielka wyprawiła męża do pracy. Również 20-letni syn udał się do pracy, a 19-letni już wcześniej wrócił do akademika. Najmłodszy, 12-letni syn miał iść do szkoły. Kiedy wstał, znalazł kartkę od matki. Napisała, że ma pójść do ciotki, bo ona ma wizytę w ośrodku zdrowia. Nie była to jednak prawda. 12-latek znalazł matkę powieszoną na strychu.
Przy kobiecie znaleziono później trzy listy. Pierwszy zaadresowany był do męża. Kobieta przyznała w nim m.in., że praca ją przerosła. Kolejny skierowany był to wizytatorki kuratorium, która przeprowadzała kontrole w Podobinie. Bernadetta G. pytała w nim, czy „musiała być ofiarą tej szkoły?”. Trzeci, ostatni list, nauczycielka napisała do dyrektorki, Anny A.
Zobacz również:
Komentarze (18)
Sąd wycenia je na 377 tys, ale np. taki wójt uważa że jest warte najwyżej połowę tej kwoty.
Chyba tam nauki JPII nie docierały.
Na Białorusi Anna A dalej pracowałaby w oświacie, jako CZYŚCICIEL POWIERZCHNI PŁASKICH, co dawałoby poczucie sprawiedliwości społecznej.
Mówi się że to nie władza deprawuje, lecz strach przed jej utratą.
Tworzą się lokalne koła wzajemnej adoracji, gdzie ukrywa się najróżniejsze świństwa i świństewka, bo kolejne 4 lata na urzędzie są tego warte.
Szkoda kobiety i jej rodziny, ponieważ mobbing pozostawia ślad na psychice na wiele lat.
Co ciekawe, z przeprowadzonych badan wynika, że kobiety na kierowniczych stanowiska uprawiają mobbing dużo częściej niż mężczyźni.
Smutne w tej całej sprawie jest to , że mobbing odbywał sie za wiedzą i iprzy calkowitej gnorancji Wójta. Dopóki będzie on sprawował swoją funkcje , dopóty potencjalnie będzie przyzwolenie na tego typu zachowania.
Wójt bezwzględnie powinien ponieść konsekwencje swoich działań.Te lokalne koła wzajemnej adoracji są ZMORĄ naszego społeczeństwa. Temu zjawisku należy się bezwzględnie przeciwstawiać. Zgodnie z przysłowiem;
'Dopóty dzban wodę nosi dopóki mu się ucho nie urwie'.
@wartownik Ty jesteś typowym dręczycielem stosującym MOBBING.
Aby nie być gołosłowną zamieszcze tutaj w następnym komentarzu stosowny link na poparcie tego stwierdzenia.
Typowy dręczyciel bowiem robi wszystko aby zniszczyć kogoś reputacje, znęca sie nad ofiarą , stosuje pomówienia i kłamstwa w celu poniżenia drugiej osoby. Ty robisz to nagminnie i celowo.
Masz pecha szkodniku , ja już w życiu miałam do czynienia z gagatkami twojego pokroju , potrafiłam znaleźć skuteczna metodę pokonania oprawcy.
http://www.wiecjestem.us.edu.pl/mobbing-podstawowe-informacje-dla-zoltodziobow-na-rynku-pracy
I do tego taka osoba znalazła prace w Gminie Niedźwiedź ? heh... aż ręce opadają
Żadnej kary ? ? ?