3°   dziś 2°   jutro
Poniedziałek, 23 grudnia Wiktoria, Wiktor, Sławomir, Małgorzata, Jan, Dagna

Pogodny Orlik

Opublikowano  Zaktualizowano  JOMB

Pogodny, uśmiechnięty, energiczny, harcerz, nieoficjalny kapelan lotników, zakonnik – kapucyn – Tyle wydarzeń jest w moim życiu, że mógłbym opowiadać przez kilkadziesiąt lat – śmieje się. - Ale ostrzegam, coraz częściej pamiętam, że … mam sklerozę - w ten sposób ojciec Dominik Orczykowski zaczyna opowieść o swoim niezwykłym życiu.


Urodził się w więzieniu

Jak głosi wyciąg metrykalny, Marian Władysław Orczykowski urodził się w Drohobyczu … w zakładzie karnym.
– Przy więzieniu były budynki dla pracowników. Mój tata - Jan został ściągnięty z Męciny do Drohobycza jako czeladnik stolarski na instruktora w dziale pracy dla więźniów. Stąd niezwykłe miejsce moich  narodzin – wyjaśnia.
Uczył się w szkole powszechnej w Drohobyczu.
- Byłem niespokojnym duchem - przyznaje. - Pochodzę przecież z Męciny. Moja mama Anna była z domu Smoleń, Smo – leń, czyli leń, który coś zesmolił – żartuje.
Opowiada jak kiedyś pobił kolegę. Nauczycielka nie uwierzyła w winę małego, grzecznego ucznia. Nie wiedziała, że Rysiu, jak go wtedy nazywano, wyszedł na ławkę, żeby dosięgnąć kolegi i solidnie go sprać.
W 1942 r. przyjechał do Męciny. Z sentymentem wspomina tamte czasy.
- Pamiętam je, bo to dawne lata, najpiękniejszy czas młodości – mówi.
W Limanowej zaliczył jedną klasę Szkoły Handlowej i w 1945 r. zdał małą maturę.

Poszedł służyć Bogu i ludziom

Po egzaminie maturalnym pojechał ze stryjem Józefem na Kalwarię, a stamtąd do ojców kapucynów prowincji krakowskiej w Sędziszowie Małopolskim. Dlaczego wybrał zakon kapucynów?
- Gdy byłem dzieckiem i chodziłem do szkoły w Drohobyczu, codziennie po drodze mijałem kapucyna – ojca Apolinarego Borkowskiego. Zmierzał on do więzienia z posługą jako kapelan. Potem, w okresie okupacji, zgłosiłem się do kapucynów na ministranta. Tak się zaczęło. Gdy po latach wstąpiłem do zakonu, składając deklarację, napisałem: przyszedłem służyć Bogu i ludziom.
W 1949 r. złożył śluby zakonne, w 1954 r. miał święcenia kapłańskie. Jako kaznodzieja, spowiednik, katecheta, kapelan pracował m.in. w Skomielnej Czarnej, Krośnie, Bytomiu, Gorzowie Wielkopolskim, Nowej Soli, Ostrowie Wielkopolskim, Wałczu, Pile i Krakowie. Niby zwykły zakonnik, ale… czy „normalny” ojciec kapucyn chodzi w krótkich harcerskich spodenkach, lata na szybowcach, albo bierze udział w „Sabatach czarownic”?

„Starcze zdziecinnienie” w krótkich spodenkach

Był zuchem jeszcze w Drohobyczu, później w Męcinie pełnił funkcję nieformalnego drużynowego. To był zaczątek harcerstwa, do którego wrócił w 1957 r. w Gorzowie Wielkopolskim. W 19. Krakowskiej Lotniczej Drużynie Harcerskiej zdobył dwa najwyższe stopnie harcerskie: Harcerza Orlego i Harcerza Rzeczypospolitej oraz wszystkie stopnie instruktorskie: przewodnika, podharcmistrza i harcmistrza. Otrzymał harcerskie miano puszczańskie z totemem „Pogodny Orlik” i został przyjęty do Komandorii Szczepów Lotniczych 19. Na swoim koncie ma udział w 50 obozach harcerskich.
- To starcze zdziecinnienie i głupota, włóczyć się i marznąć – komentuje z uśmiechem.

Hobby to człowiek, który lata

Ojciec Dominik został nieformalnym kapelanem lotników.
- Tak mnie przezwano – śmieje się.
Nawet przedstawiono go w ten sposób kardynałowie Glempowi. Kardynał zdziwił się, że nic nie wie o istnieniu takiej funkcji, ale o.Orczykowski wytłumaczył, że został powołany nie przez kościół lecz przez lud.
      - Służę lotnikom. Moim hobby nie jest lotnictwo, ale człowiek, który lata. Zauważyłem, że ci ludzie nie mają wielkiego kontaktu z księdzem, więc ja z nimi jestem w kontakcie. Oni mnie potrzebują.
Ojciec Dominik, towarzysząc lotnikom, na różnych maszynach latających nalatał ponad 50 godzin. Na pierwszy, dziesięciominutowy przelot zabrał go pilot Henryk Selwa w Krośnie nad Wisłokiem. To był samolot CSS-13. A później były i szybowce: „Bocian”, „Czapla”, „Żuraw”, „Puchacz”, i samoloty: „Junak 2”, „Wilga”, „Jak 12”, „Cesna”, „Tulak”, „Bies”, „Gawron”, „Robin”, „An-2”, i motoszybowce „Falke” i śmigłowce „Mi-2”, „Mi-8”. Teraz marzy jeszcze o locie balonem.
Sam ze względów zdrowotnych nie może pilotować.
- Niedowidzę na lewe oko, teraz mam także osłabione prawe i nie mogłem zdobyć licencji pilota. Piloci wprawdzie chcieli mnie jakoś przemycić, ale to nie byłoby w porządku – wyjaśnia.
Zaraz uśmiecha się szelmowsko. – Raz pilotowałem! Dostałem stery w swoje ręce i skończyło się wystrzeleniem czerwonej rakiety.
    Jest wszędzie tam, gdzie lotnicy. Zjawia się nawet na „Sabacie czarownic” – zlocie polskich pilotek zainicjowanym przez Pelagię Majewską.  Ojciec Dominik jest tam czarodziejem, dostał nawet specjalną białą miotłę. Od 29 lat 10 grudnia w Święto Loretańskie odprawia specjalną mszę dla lotników. Jest tam, gdzie go potrzebują. Teraz mieszka w Krakowie, ale wystarczy jeden telefon, by ruszył do Krosna, Kłobudzka czy Limanowej.

Pan Bóg siły daje

Bardzo często odwiedza rodzinną Męcinę. – Stale tu wracam, to znaczy, ze moje korzenie tu tkwią – twierdzi. Świetnie orientuje się w dziejach swego rodu i historii rodzinnej wsi. W lipcu 1998 r. był na zjeździe Smoleniów w Męcinie, w 2003 r. sam zorganizował taki zjazd, a 20 czerwca 2004 r. świętował jubileusz 50-lecia święceń kapłańskich, oczywiście w Męcinie.

Skąd ojciec Dominik ma tyle sił?

- Przez sześć lat jadłem piasek – mówi z poważną miną. – Miałem szwagra, specjalistę od szkła i ceramiki. Wyczytał on w starych pismach, że Chińczycy stosują herbatę ze skrzypem, który ma wysoką zawartość krzemionki i dożywają oni długich lat w zdrowiu. W ten sposób wynalazł kompendium krzemowe, teraz nazywane balsamem krzemowym. A autentyczne tłumaczenie jest takie, że mam siły, bo chcę służyć ludziom i Pan Bóg siły mi daje.
Przez lata swoim pogodnym usposobieniem, otwartością zaskarbił sobie przyjaźń i sympatię wielu osób. Sam, mówiąc o sobie, zachowuje franciszkańską pokorę. powtarza: – Jestem sługa Boży nieużyteczny.


Materiał archiwalny

Zobacz również:

Komentarze (2)

cyprian
2010-07-09 20:30:20
0 0
jest ojciec ok w polsce brakuje ludzi kturzy maja malo wiary zabiegani steres maja mało czasu dla siebie praca praca mamona takie jest zycie teraz pamieta moje młode lata był luz był bluz był szum było lepiej człowiek człowieka szanował a Teraz człowiek człowiekowi wilkiem
Odpowiedz
terorist
2010-07-10 11:40:48
0 0
Cyprian, a Ty dalej w nicku nie powinienes miec Kamil Norwid? Bo bez interpunkcji poezja widze piszesz, niezrozumiala bez chwili glebszej refleksji.
Odpowiedz
Zgłoszenie komentarza
Komentarz który zgłaszasz:
"Pogodny Orlik"
Komentarz który zgłaszasz:
Adres
Pole nie możę być puste
Powód zgłoszenia
Pole nie możę być puste
Anuluj
Dodaj odpowiedź do komentarza:
Anuluj

Może Cię zaciekawić

Sport

Pozostałe

Twój news: przyślij do nas zdjęcia lub film na [email protected]