3°   dziś 2°   jutro
Poniedziałek, 23 grudnia Wiktoria, Wiktor, Sławomir, Małgorzata, Jan, Dagna

'Zapytałam, czemu nie ratowali moich dzieci'

Opublikowano  Zaktualizowano 

- Zapytałam, czemu nie ratowali moich dzieci, skoro natychmiast zgłosiłam się do szpitala? Mam żal do personelu - wczoraj na sali rozpraw zeznania składała matka bliźniąt które martwe przyszły na świat w limanowskim szpitalu. Kobieta ze szczegółami przedstawiła swoją relację z tego tragicznego zdarzenia.

Jak już informowaliśmy, wczoraj przed Sądem Rejonowym w Limanowej ruszył proces przeciwko trójce lekarzy oskarżonych w głośnej sprawie śmierci bliźniąt w limanowskim szpitalu.
Tragiczne zdarzenie miało miejsce w maju 2012 roku. Młoda kobieta w 32. tygodniu bliźniaczej ciąży zgłosiła się do Szpitala Powiatowego w Limanowej, uskarżając się na bóle. Mówiła również personelowi, że coraz słabiej wyczuwa ruchy dzieci. Po całej nocy spędzonej na oddziale, rano wykonano cesarskie cięcie – było jednak za późno by uratować dzieci i bliźnięta przyszły na świat martwe.
Wczoraj, podczas pierwszej rozprawy, oskarżeni medycy nie przyznali się do zarzucanych czynów i odmówili składania wyjaśnień na tym etapie postępowania. Zeznania złożyła natomiast pokrzywdzona kobieta, występująca również w charakterze oskarżyciela posiłkowego.
25-letnia mieszkanka gminy Mszana Dolna przedstawiała swoją wersję zdarzenia przez kilkadziesiąt minut. Jej opowieść rozpoczęła się od ranka 30 maja 2012 roku. W nocy źle się czuła, dlatego postanowiła udać się do ośrodka zdrowia i skonsultować się z lekarzem. Dwa dni wcześniej była u lekarza prowadzącego ciążę – wtedy nic złego się nie działo, mimo to zaniepokoiła się. W tym czasie przyjmowała akurat Urszula D. Pacjentka powiedziała, że źle się czuje, jest osłabiona i ma dokuczliwe bóle pleców i brzucha, a ponadto słabiej odczuwa ruchy dzieci. Poprosiła o wykonanie USG, jednak nie doczekała się tego badania – nie dopominała się o nie, gdyż uznała że lekarka nie widziała ku temu żadnych wskazań.
- Pani doktor skonsultowała wyniki, stwierdziła że mogę mieć jakieś zapalenie nerek, więc przepisała mi leki. Zostałam przebadana, ze słów pani doktor wynikało że rozwarcie jest na półtora centymetra, poza tym nic złego się nie dzieje i w obecnym stanie nawet do tygodnia mogę wytrzymać. Miałam wyjść do domu i zgłosić się, w razie gdyby coś się działo - mówiła kobieta na sali rozpraw.
Około godz. 23:20 młoda kobieta poczuła, że odchodzą jej wody. Zwołała swoją mamę i natychmiast pojechały do szpitala. Pacjentka poszła do dyżurki pielęgniarek, następnie została skierowana do sali, w której przyjmowała ją położna. - Zgłaszałam położnej że słabiej czuję ruchy dzieci, że mam bóle brzucha i pleców. Wykonano podstawowe badania: ciśnienie, temperatura, sprawdzenie tętna. Przyjmowanie trwało bardzo długo: w szpitalu byłam przed północą, a godzinę przyjęcia w mojej karcie wpisano 1:00 - relacjonowała 25-latka. - Pamiętam że położna informowała kogoś przez telefon, że na oddziale jest pacjentka w 32. tygodniu ciąży i przekazała wszystkie informacje, o których jej powiedziałam.
Kobiety udały się na oddział porodowy. Tam była akurat lekarka, pełniąca nocny dyżur – ta sama, która rano przyjmowała ciężarną w przychodni. Zdaniem pacjentki, lekarka słysząc o kobiecie w bliźniaczej ciąży miała powiedzieć: „Przyjmowałam dzisiaj panią, wiedziałam że się tak skończy”.
- Pani doktor powiedziała, że to niemożliwe że odeszły mi wody i pewnie mi się wydawało. Wzięła papierek do badań i okazało się, że te wody rzeczywiście odchodzą. Następnie zostało mi zrobione USG i pani doktor stwierdziła że będę rodzić naturalnie, mimo że wcześniej od mojego lekarza usłyszałam, że będę musiała mieć cesarskie cięcie, gdyż jedno dziecko jest położone pośladkowo, a drugie miednicowo. Pani doktor stwierdziła, że jednak będę rodzić naturalnie - mówiła przed sądem. - Później pani doktor z położną zaczęły się zastanawiać, gdzie mnie położyć, bo na patologii ciąży nie ma miejsc, a one w nocy nie chcą przesuwać łóżek z pacjentami, dlatego do rana miałam zostać w pokoju badań i gdyby w nocy pojawiła się jakaś pacjentka, to będzie musiała być przyjmowana przy mnie. Ale położna zauważyła, że jest wolna sala porodowa, więc tam zostałam do rana.
Noc 25-letnia kobieta spędziła pod kroplówką. Kilkakrotnie podłączano aparaturę do sprawdzania tętna płodów, a lekarka z położną co jakiś czas sprawdzały jak czuje się pacjentka.
- Informowałam je, że cały czas czuję ból, że on jest ciągły, że bardzo słabo czuję ruchy dzieci. Pani doktor coś wpisała w kartę, kazała odłączyć KTG, a ja dalej leżałam. Później nadal co jakiś czas przychodziły, co pół godziny lub co godzinę, i wpisywały coś w kartę - wspomina. - Nad ranem znowu podłączono mi KTG, jedna z położnych, ta która cały czas była ze mną na oddziale, strasznie się denerwowała że to nie chce mi się trzymać na brzuchu. Ta druga położna, chyba z kolejnej zmiany, zaczęła coś jej mówić na uchu i wtedy usłyszałam słowa: „Przecież ja jej nie badałam”. I wtedy zorientowałam się, że dzieje się coś złego. Po KTG, które trwało około pół godziny, przyszła do mnie pani doktor, sprawdziła zapis KTG i stwierdziła, że wszystko jest w porządku, że KTG jest bardzo dobre i kazała położnej mnie odłączyć.
Rano odbywał się obchód. Do pacjentki przyszedł lekarz, który od początku prowadził jej ciążę. Pytał, co się stało, że trafiła do szpitala, a ta opowiedziała jak wyglądała sytuacja poprzedniego dnia. Medyk stwierdził, iż kobieta zareagowała prawidłowo, zgłaszając się natychmiast pod opiekę lekarzy, a następnie zapowiedział, że wkrótce zabierze ją na badania.
- Zawołano mnie do pokoju, gdzie robiono mi wcześniej USG. Badanie wykonał doktor prowadzący moją ciążę, w pokoju było kilku innych lekarzy i położne. Widziałam strach w jego oczach, wszyscy na mnie patrzyli. Zapytałam, czy coś się dzieje. Pamiętam, że pytałam czy mogę się odwrócić na bok, bo czułam taki ból, że nie byłam w stanie dłużej leżeć na plecach. Następnie USG znów zrobił mi lekarz prowadzący ciążę. Doktor powiedział, że w ogóle nie wyczuwa tętna dzieci. Wszyscy lekarze gdzieś wybiegli, położne zaczęły zakładać mi cewnik, wszyscy dookoła biegali. Zostałam przeniesiona na salę, gdzie miałam mieć cesarskie cięcie. Uśpiono mnie i nie wiedziałam, co się dzieje dalej - mówiła kobieta, przerywając na moment by powstrzymać emocje i łzy. - Obudziłam się dopiero, gdy byłam wywożona z sali. Zapytałam co z dziećmi, nikt nie odpowiedział. Zapytałam kolejny raz, wtedy mama która wcześniej przyjechała do szpitala, powiedziała mi, że z dziećmi wszystko w porządku, choć sama nie wiedziała jeszcze co się stało.
Do sali, w której przebywała pacjentka po porodzie weszli dwaj lekarze: ordynator i medyk, który prowadził jej ciążę. - Byłam w szoku, pytałam o przyczynę, ale nie pamiętam co odpowiedzieli - przyznaje. Później, przy wypisie została wezwana do lekarzy i ponownie została przebadana, któryś z lekarzy zapytał, czy kobieta ma jakieś wątpliwości, czy chce coś jeszcze wiedzieć.
- Zapytałam więc, czemu nie ratowali moich dzieci, skoro natychmiast zgłosiłam się do szpitala. Od ordynatora usłyszałam, że gdy oni przyszli rano na oddział, to było już za późno. Lekarze podali mi przyczynę śmierci dzieci: ich zdaniem było to odklejenie łożyska. Usłyszałam też słowa, że coś takiego nie miało jeszcze miejsca w tym szpitalu, ale czekali na takie zdarzenie - zeznała na koniec 25-latka. - Mam żal i uwagi do personelu, do lekarki i pielęgniarki, która się mną zajmowała.
Kobieta wspominała również, że rano lekarka po nocnym dyżurze chciała jak najszybciej opuścić szpital – pacjentka mówiła, że słyszała jej głos, jej „do widzenia”, ale lekarka nie przyszła do niej.
Zdaniem matki bliźniąt, oskarżona najprawdopodobniej nie chciała się podejmować cesarki w nocy, bo wolała zaczekać na medyka prowadzącego ciążę.
Do tematu będziemy powracać.
Zobacz również:

Komentarze (10)

kinia434
2015-02-17 08:34:30
0 0

Tragedia, ktoś kto zna doktor U.D. i jej postępowanie wobec pacjentek czytając wypowiedź Tej ograbionej z największego skarbu kobiety ma przed oczamy żywy obraz niczym film dokumentalny.....

Jeszcze raz ogromne wyrazy współczucia dla Pani..

Odpowiedz
lusindaa
2015-02-17 08:56:37
0 0
Wyrazy współczucia!!!
Moja siostra w podobny sposób straciła synka w 39 tygodniu ciąży(inny szpital). Minęło już masę czasu a ból i żal nadal jest w sercach i tak pozostanie do końca życia. Lekarze nadal pracują i 'pomagają' pacjentom .
Oby sumienie gryzło ich do końca życia !!!!
A nasze Aniołki niech nas strzegą przed takimi ludźmi !!!
Odpowiedz
Misia25
2015-02-17 11:51:44
0 4
Bardzo mi przykro, że na ławie oskarżonych zasiadaja dwaj cudowni lekarze. Jeden z Nich były ordynator 3 miesiące temu odbierał poród mojego dziecka. Cudowny facet, bardzo dobry fachowiec....
Odpowiedz
seven7
2015-02-17 12:14:50
0 3
Jak tak można? Boże, ten opis jest przerażający. Nie chcę generalizować. W limanowskim szpitalu z pewnością rodzi się dużo dzieci, jednak takie przypadki jak ten nie mają prawa się zdarzyć. Piszę to z pełną świadomością. W XXI wieku, w cywilizowanym kraju, taka sytuacja nie może mieć miejsca!!! To nie był zbieg nieszczęśliwych okoliczności, to nie był tragiczny wypadek!! TO BYŁO ZANIECHANIE!!!! Słowa kobiety w ciąży potraktowano tak (jak niestety często już słyszałem), jak przewrażliwionej wariatki, która nie wie, że w ciąży musi boleć. Wśród mojej rodziny i znajomych część dzieci bez problemu rodziło się w Limanowej. Rodzice nie mają żadnych zarzutów, głównie dlatego,ze ciąża i poród przebiegały bez problemów. Co jednak dzieje się w limanowskim szpitalu, kiedy ciąża nie jest podręcznikowa?? Znam co najmniej KILKA relacji rodziców, którzy zgłaszali, że coś się dzieje, a lekarz to lekceważył. W jednym z tych przypadków lekarz nawet powiedział do kobiety, że ona to chyba nie wie co to ciąża i panikuje- dla tej kobiety była to 3 ciąża!!! Na szczęście w porę zmienili szpital i koniec końców skończyło się cesarką, bo inaczej dziecko udusiłoby się. Bez względu na wyrok sądu, takie sytuacje wywołują tylko i wyłącznie brak zaufania do lekarza. Nie wyobrażam sobie co muszą przeżywać rodzice, którzy przez 8 miesięcy prawidłowej ciąży, dokładając wszelkich starań tracą dzieci, dlatego, że nikt ich nie chciał posłuchać . Dlatego, że lekarz zlekceważył zalecenia lekarza prowadzącego wskazujące na rozwiązanie poprzez cesarkę. W dzisiejszych czasach cięcie cesarskie to nie jest zdobywanie Himalajów. Długi i może trochę nieskładny ten mój komentarz, ale po prostu krew mnie zalewa:(
Odpowiedz
blondynka18
2015-02-17 17:41:44
0 1
Wyrazy wspolczucia dla Calej rodziny. Mam nadzieje ze wyrok bedzie sprawiedliwy i poniosa kare za to jaki bład popełnili.
Odpowiedz
flexi
2015-02-17 19:14:43
0 0
to jest chore żeby w tym szpitalu nie odbywały się cesarki w szczególnych przypadkach w nocy tylko zawsze o 9 rano. Sama miałam tam cesarkę planową. przyjechałam dzien wcześniej na oddział. Koło północy dostałam silne skurcze, zaczął się poród/to był mój 3 poród więc dobrze wiedziałam/ Zgłaszałam to położnym ale te się wyśmiały że chyba mi się wydaje. Nad ranem zaczęły się już skurcze co 15 a potem co 5 minut, prosiłam żeby jak najszybciej wykonali cesarkę bo zaraz urodzę, a urodzić naturalnie nie mogłam ze względów zdrowotnych,jednak położne mówiły że zawsze cesarki przeprowadzane są o 9 rano. Wymęczyłam sie strasznie i w ostatniej chwili zdążyli mi zrobić cięcie, jednak wiem że gdyby bole zaczęły mi się troszkę wcześniej.....mogła by być podobna tragedia.
Odpowiedz
AHP
2015-02-17 21:03:19
1 1
JA RODZILAM W TYM SZPITALU 2 RAZY SILAMI NATURY I ....... TO BYLO O 2 RAZY ZA DUZO. TO CHYBA BYLO WIELKIE SZCZESIE ZE MOJE DZIECI PRZEZYLY. JEDNO MOJE DZIECKO BYLO PRAWIE 5 DNI BEZ WOD PLODOWYCH, A JAK MOWILAM LEKARZOM ZE COS JEST NIE TAK Z MOIM DZIECKIEM-WZIELI MNIE ZA HISTERYCZKE I W KONCU DLA SIETEGO SPOKOJU WZIELI MNIE NA PATOLOGI CIAZY I TAM TRZYMALI MNIE PRAWI 3 DNI MOWIA ZE WSZYSTKO JEST OK. A DRUGIE JAKIMS CUDEM URODZILO SIE MAJAC OWINIETA DWA RAZY SZYJE PEMPOWINA, CIAGLE MAM PRZED OCZAMI WIDOK POLOZNEJ ODWILAJACEJ PEMPOWINE Z SZYJI MOJEGO DZIECKA.
I ZA KAZDYM RAZEM WMAWIANO MI ZE WSZYTSKO JEST W PORZADKU, DOPIERO PO WSZYTKIEM DOWIADYALAM SIE PRZYPADNIEKM OD POLOZNYCH ZE W OGOLE NIE POINANM RODZIC SILAMI NATURY...
SZOK!!!!
NIGDY WIECEJ...... W TYM SZPITALU.....
Odpowiedz
gad
2015-02-17 21:54:59
0 1
najciekawsze jest to że jak sobie wynajmiesz do porodu położną to masz całkowicie inną opiekę tylko że tak nie powinno być, praca lekarza czy położnej napewno nie jest łatwa ale ludzie którzy ją wykonują powinni mieć do tego powołanie i traktować każdego pacjenta ze zrozumieniem a nie jak jakiś balast i żeby tylko dyżur przeleciał (bo w dodatku jest noc) a jak przyjdzie następna zmiana to się będzie martwić bo to nie jest zakład produkcyjny i utraconego życia nie da się przywrócić
Odpowiedz
AHP
2015-02-17 22:15:52
1 0
Ja raz oplacalam polozna a drugi raz nie i w obydwu przypadkach polozne zajmowaly sie mna tak samo dobrze i to chyba dzieki nim, dzieki ich wiedzy i uporze moje dzieci przezyly to wszystko, tylko z tego co mi wiadomo ostateczne decyzje podejmuje lekarz ktory jest na dyzurze ....
Odpowiedz
wabo
2015-02-20 00:23:12
0 1
Wyrazy współczucia, czekam na efekt pracy Sądu.Pozdrawiam
Odpowiedz
Zgłoszenie komentarza
Komentarz który zgłaszasz:
"'Zapytałam, czemu nie ratowali moich dzieci'"
Komentarz który zgłaszasz:
Adres
Pole nie możę być puste
Powód zgłoszenia
Pole nie możę być puste
Anuluj
Dodaj odpowiedź do komentarza:
Anuluj

Może Cię zaciekawić

Sport

Pozostałe

Twój news: przyślij do nas zdjęcia lub film na [email protected]