4°   dziś 4°   jutro
Sobota, 30 listopada Maura, Andrzej, Justyna, Justyn, Konstanty, Ondraszek, Maura

Turbacz dla każdego

Opublikowano  Zaktualizowano 

(Reklama) Ile razy zazdrościliście kondycji rowerzystom, którzy wdrapują się na Turbacz na rowerach? Już nie musicie. Jest mały elektryczny chochlik, który pomaga, ale nie wyręcza.

(Reklama)

Dzięki elektrycznemu wspomaganiu silnik roweru włącza się i pomaga podczas podjazdów lub w trudniejszym terenie. Sami ustawiamy moc silnika, jaka nam jest potrzebna.

Jazdy na rowerze się nie zapomina i umie to prawie każdy. Ale wjechać na wysoką górę by podziwiać widoki lub brnąć po kamieniach na niskim przełożeniu stojąc prawie w miejscu? To już wyzwanie tylko dla nielicznych. Okazuje się jednak, że technika wychodzi naprzeciw.

- Na rowerze elektrycznym, tak jak na normalnym, musimy pedałować. Sam nie pojedzie. Jest jednak wyposażony w silnik, który dobiera moc i pomaga w zależności od siły i prędkości z jaką pedałujemy. Wspomaganie najbardziej odczujemy wtedy, gdy tego najbardziej potrzebujemy, czyli podczas podjazdów, albo kiedy pokonujemy inne trudności terenu, jak kamienie i korzenie – tłumaczy Michał, właściciel wypożyczalni rowerów elektrycznych JestemElektryczny.pl.

Postanowiliśmy to sprawdzić. Wypożyczalnia JestemElektryczny.pl udostępniła nam rowery Cube z napędem Bosch’a, z czterema trybami wspomagania: Eco, Tour, eMTB i Turbo, z pełną amortyzacją (amortyzator przedni i tylni) i 29-calowymi kołami. Zaczynamy w Rabie Niżnej przy boisku. Po przejechaniu przez rzekę Rabę chwilę jedziemy wygodnym asfaltem, żeby zaraz zacząć pierwszy kamienisty podjazd pod Potaczkową (potocznie zwaną Kotelnicą). Tu pierwszy raz czujemy różnicę pomiędzy rowerem standardowym a elektrycznym. – Każdy używa trybu zgodnego ze swoimi wymaganiami. Pod taką stromą górę wrzucam eMTB i jadę całkiem na luzie – mówi Piotrek, miłośnik MTB i kolarstwa szosowego.

Po kilkuset metrach podjazdu po kamieniach i pokonaniu dosyć stromego podjazdu leśną ścieżką, wjechaliśmy na szczyt Potaczkowej. Widoki są przepiękne. Po kilku łykach wody, zjeżdżamy w kierunku Olszówki. Za chwilę odbijamy w lewo i wyjeżdżamy w Koninkach. Szybki zjazd w dół to czysta przyjemność dzięki pełnej amortyzacji.
W końcu dojeżdżamy do granicy Gorczańskiego Parku Narodowego i kierujemy się szlakiem rowerowym na Tobołów. Większość rowerzystów pokonuje ten fragment wyciągiem krzesełkowym, bo kilku kilometrowa ścieżka wysypana tłuczniem to najnudniejszy odcinek tej trasy. Ale nie dla nas! Czas i kilometry szybko mijają, a my zachowujemy siły na ciekawsze fragmenty na dalszej części szlaku. Po drodze mijamy innych rowerzystów, którzy patrząc na nasze rowery radośnie nas witają i mówią - Już wiemy, dlaczego macie jeszcze tyle siły!

Ludzie dzielą się ponoć na dwie grupy: fanów rowerów elektrycznych i na tych, którzy jeszcze nie mieli okazji spróbować.

Przy stacji na Tobołowie robimy krótką przerwę na przekąskę i kilka łyków wody. Warto tu odpocząć i popatrzeć na widoki. Dalej w trasę ruszamy wygodną ścieżką z niewielką ilością kamieni, podążając w kierunku szlaku ze Starych Wierchów na Turbacz. Pokonujemy kilka podjazdów i ku naszemu zdziwieniu idzie nam bardzo gładko.
Po dojechaniu do szlaku ze Starych Wierchów ścieżka robi się nieco trudniejsza. Pojawia się więcej kamieni. Widać też ślady erozji spowodowanej płynącą wodą. Takie przeszkody to dla naszych rowerów czysta przyjemność. - Używając wspomagania eMTB do jazdy w terenie górskim, na rowerze z 29-calowymi kołami, miałam wrażenie jakby rower sam szukał dodatkowych atrakcji – opowiada Ala. - I rzeczywiście znalazł. Podczas przejazdu przez kałużę błota przednie koło utknęło do połowy. Po krótkiej przerwie na oczyszczenie kierownicy i siebie z błota, ruszyliśmy dalej.

Od Turbacza dzieliły nas jeszcze dwa najtrudniejsze fragmenty. Kamieniste wąwozy, w których większość rowerzystów schodzi z rowerów. Przejeżdżamy bez zatrzymywania. Potrzebne są tutaj już jednak pewne umiejętności techniczne. Kto nie czuje się na siłach, żeby przejechać ten odcinek, ma do wykorzystania funkcję wspomagającą wypychanie roweru pod górę, tzw. walk assist.

Jeszcze tylko chwila podjazdu i już jesteśmy na Turbaczu, szczęśliwi i nieco ubłoceni, ale już ciekawi co nas czeka w drodze powrotnej. Po krótkiej przerwie w schronisku na Turbaczu, ruszamy w dół! Z pięciu kresek na wskaźniku baterii zostały nam już tylko dwie. Wiemy jednak, że przed nami w większości zjazd, na którym nie będziemy potrzebować pomocy, więc teraz jedziemy w dalszym ciągu korzystając ze wspomagania eMTB.


Jadąc po prostej drodze mamy to przyjemne uczucie, jakby ktoś pchał nas i pomagał. Całkiem jak wtedy, gdy rodzice uczyli nas jeździć na rowerze.

Jako drogę powrotną wybraliśmy znany nam już szlak do Rabki Zdrój, prowadzący przez Stare Wierchy oraz Maciejową. Po zjechaniu wygodną ścieżką ze szczytu dojechaliśmy do wspomnianych wcześniej wąwozów wyłożonych kamieniami. Na rowerze z pełnym zawieszeniem taki zjazd to niezła zabawa. Nie minęła nam nawet chwila, a już dojeżdżamy do rozejścia szlaków: w prawo na Tobołów, prosto Stare Wierchy. Jedziemy prosto, komfortową i szeroką ścieżką z małymi zjazdami i podjazdami, która doprowadza nas do schroniska. Kilka łyków wody i ruszamy do schroniska na Maciejowej. Zatrzymujemy się, aby podziwiać widoki oraz na krótką pogawędkę ze spotkaną parą, również na rowerach elektrycznych. Jako najważniejszą zaletę tych rowerów wskazują fakt, że mogą jeździć razem po szlakach górskich. Takie trasy dla kobiet są często za trudne. – Często widziałam chłopaków na rowerach. Podziwiałam ich mięśnie i zacietrzewienie w pokonywaniu błotnistych kamienistych szlaków, ale sama nigdy nie odważyłabym się na taką wyprawę, bo wiem, że skończyłoby się na pchaniu roweru na całej trasie. Ze wspomaganiem jest to dla mnie osiągalne – przyznaje Agata, amatorka rekreacyjnych wycieczek rowerowych po płaskich terenach. Obydwoje uśmiechają się szeroko i mówią - No i niezła zabawa jest!
Dzięki rowerom elektrycznym góry stają się mniejsze. Bez problemu wyjedziemy na Turbacz i inne szczyty w Beskidach. A po wycieczce zostanie nam jeszcze trochę energii.

Po tej krótkiej przerwie zjeżdżamy drogą do Rabki – Zdrój, prowadzącą pomiędzy polami, z pięknym widokiem na Rabkę i Luboń. Po chwili jesteśmy już w Parku Zdrojowym. Ale my jeszcze odpocząć nie możemy. Obieramy następny kierunek: Raba Niżna.

Piotrek, miłośnik MTB i kolarstwa górskiego: - Bywam na Turbaczu na rowerze górskim i przesiadłem się ostatnio na wersję elektryczną. Nie żebym był leniwy. Po prostu na wycieczkach rowerowych cieszyły mnie zawsze głównie zjazdy, a podjazdy po kamieniach i w błocie traktowałem jako zło konieczne. Muszę przyznać, że z frajdy nic nie ubyło, byłem pozytywnie zmęczony, a nie jak to bywało dotychczas - ledwo żywy.

- Dla mnie najważniejszą zaletą jest to, że po przejechaniu 50 km po górach, mam ochotę jechać dalej – opowiada Ala. - Jestem zmęczona, bo jakby nie było przez całe te 50 km trzeba pedałować. Ale jest to trening raczej kondycyjny a nie siłowy, jak na zwykłym rowerze, kiedy po jednym porządnym podjeździe bolały mnie już nogi.

Start wycieczki: boisko w Rabie Niżnej.
Trasa: 50 km, około 3000 metrów przewyższenia sumarycznie, przez Potaczkową – Tobołów – szlak ze Starych Wierchów na Turbacz
Koniec trasy: Raba Niżna
Czas: 4h (wliczając odpoczynek, podziwianie widoków, posiłek i pogaduszki z rowerzystami)

(Reklama)

Możliwość komentowania została wyłączona przez administratora
Zgłoszenie komentarza
Komentarz który zgłaszasz:
"Turbacz dla każdego"
Komentarz który zgłaszasz:
Adres
Pole nie możę być puste
Powód zgłoszenia
Pole nie możę być puste
Anuluj
Dodaj odpowiedź do komentarza:
Anuluj

Może Cię zaciekawić

Sport

Pozostałe

Twój news: przyślij do nas zdjęcia lub film na [email protected]