1°   dziś 1°   jutro
Piątek, 22 listopada Marek, Cecylia, Wszemiła, Stefan, Jonatan

Życie w cieniu śmierci

Opublikowano 19.09.2009 12:48:53 Zaktualizowano 05.09.2018 12:23:26 JOMB

Krótkie życie, krótkie szczęście, krótka miłość, krótkie cierpienie – to wszystko zmieściło się w jej dwudziestoletnim życiu. To postać tragiczna w swym niespełnieniu, ale jej tragizm nie ma ponurego zabarwienia. W Zosi była radość życia, chęć zdobywania świata, potrzeba kochania, ogromna wrażliwość i potrzeba tworzenia. To ciepła, barwna, sympatyczna dziewczyna, bliska każdemu, kto próbuje się z nią spotkać.

„Chciałabym umrzeć dziewczyną młodą
Nad przeźroczystą, nad jasną wodą,
Nad tym szemrzącym leśnym strumieniem,
Co mnie mych marzeń wita wspomnieniem”

Tak w 1928 r. w czasie pobytu w Porębie Wielkiej pisała Zosia Smreczyńska. Nie mogła wtedy przypuszczać, że jej tęsknota tak szybko stanie się faktem. W słoneczne popołudnie 3 czerwca 1930 r. córka młodopolskiego „piewcy Gorców” Władysława Orkana zmarła w szpitalu na ul. Kopernika w Krakowie.
Kim była ta piękna dziewczyna o wielkich ciemnych oczach i góralskiej urodzie?
Jerzy Bogacz, autor „Nad niskością rzeczy”, poświęconej Zosi książki, mówi: - Krótkie życie, krótkie szczęście, krótka miłość, krótkie cierpienie – to wszystko zmieściło się w jej dwudziestoletnim życiu. To postać tragiczna w swym niespełnieniu, ale jej tragizm nie ma ponurego zabarwienia. W Zosi była radość życia, chęć zdobywania świata, potrzeba kochania, ogromna wrażliwość i potrzeba tworzenia. To ciepła, barwna, sympatyczna dziewczyna, bliska każdemu, kto próbuje się z nią spotkać.

***

Zobacz również:

Zosia przychodzi na świat 20 września 1909 r., siedem miesięcy po ślubie Władysława Orkana z urzędniczką pocztową Marię Zwierzyńską. Od dziecka, niczym Orcio z „Nie-boskiej komedii”, naznaczona jest piętnem poety. W „Zaleceniach Tatusia” autor powieści „Komornicy” radzi swemu jedynemu dziecku: „Pamiętaj, żeś góralką z rodu a córką Matki Świętej i Poety. To Cię powinno nieść górą nad nicością rzeczy.”
I niesie … górą ponad przeciętnością świata.
Mała Zosia, ledwie nauczywszy się mówić, układa wierszyki i z niezwykłą wrażliwością patrzy na świat. Pewnego dnia dwulatka zasiada z mamą przy oknie i spoglądając na wznoszący się nad górą Pustką przysłaniany chmurami księżyc, szczebiocze: „Mamusiu o, o, mluly idą a tążica, Zosia tyż pójdzie daleeoko a tążica, zadmucha gozdkę, przyniesie loucusi a tatyzia do olszynki.”
Rok później jedna z gwiazd zostaje zdmuchnięta. Umiera matka od dawna zmagająca się z gruźlicą płuc. Jak lirycznie pisze Władysław Maciejczak: „Maleńka Zosia nie miała jeszcze trzech lat, gdy nad grobem matki,  która poświęciła  jej resztki sił, chyliły swe korony w podmuchach gorczańskiego wiatru zieleniejące się wiosenne drzewa.”

***

Zobacz również:

Zosię bierze pod opiekę ciotka, siostra ojca, Maria Moszowa mieszkająca na Kamieńcu w Zakopanem. Tam dziewczynka kończy szkołę powszechną, a następnie Liceum im. Oswalda Balzera. Jej koleżanka z ławy szkolnej Aleksandra Titzowa twierdzi, że Zosia jest dość zamknięta w sobie, lekko złośliwa, z pogardą odnosi się do  obojętnych na prawdziwe piękno, przyziemnych koleżanek. Ze swą duchową wrażliwością musi czuć się samotna i opuszczona.
Z ojcem rzadko się widuje, za to prowadzi z nim bogatą korespondencję. W 1921 r. żałośnie pisze z Zakopanego: „Niech tatuś przyjedzie, mnie tak tęskno za Wami, za Porębą.”
Do Poręby, do domu pod Pustką, przyjeżdża przede wszystkim w wakacje. Można sobie wyobrazić jak Zosia wśród kwitnących polnych łąk, z ojcem u boku, nie nadążając z opowieściami, zmierza do Orkanówki. Mija kapliczkę z figurką Matki Boskiej z Lourdes, którą Katarzyna Smreczyńska ufundowała jako wotum dziękczynne za szczęśliwy powrót syna z wojny, i dalej idzie urokliwą jaworową alejką. Wbiega do swego pokoiku na nigdy nie wykończonym pięterku. A później zasiada na werandzie, może w szczęśliwym milczeniu patrzy na masyw Witowa z zarysowanym pośrodku wierzchołkiem Ćwilina. Na koniec ojciec zasiada do pianina, na którym w Krakowie grywała Dagny Przybyszewska, a Zosia bierze do rąk ulubioną cytrę. I płyną melodie rzewne, którym wtóruje dobiegająca z ogrodu muzyka świerszczy dopełniana zapachem jaśminu.

***

Zobacz również:

Niestety, tych wspólnie spędzanych chwil jest niewiele. Jak pisze Józef Dużyk: Orkan „kochał tę swoją córkę, myślał o niej, ale nie miał dla niej czasu.” Szczęśliwy obraz zakłócają też relacje z macochą – Bronisławą Folejewską, która dla autora powieści „W roztokach” porzuciła męża i dwóch dorastających synów. Aleksandra Titzowa zauważa, że druga żona Franciszka Smaciarza - Smreczyńskiego „zraniła nieraz sieroce, dumne serduszko”.
Mimo niewątpliwej miłości ojca, Zosia nie zaznaje prawdziwego, rodzinnego ciepła. Do tego boryka się z ciągłym niedostatkiem finansowym. Od  swych osobistych dramatów ucieka w świat poezji. Jak twierdzi Dużyk, Zosia zaczyna tworzyć w wieku czternastu lat. W swoich wierszach pisze o miłosnych wzruszeniach, jesiennej melancholii, pejzażach Gorców, tajemniczych nimfach, ogromie wszechświata i znikomości ludzkiego istnienia. Później w utworach pojawia się ktoś ważny, komu obiecuje:
„Dam ci pierścień złotolity
Z najpiękniejszych uczuć zwity
A za kamień wprawię w niego
Żywy rubin serca mego”.
To Miet – starszy o osiem lat prawnik Mieczysław Kossek. „Szczęśliwa jestem, tak bardzo szczęśliwa, że w dzisiejszych czasach spotkałam jego właśnie, takiego o jakim marzyłam – Tatusiu drogi. Kocham go bardzo” – zwierza się w liście.
To dzięki temu uczuciu Zosia z pogodą ducha przeżywa ostatnie miesiące.

***

Zobacz również:

Już kilka lat wcześniej córka Orkana skarży się na złe samopoczucie i bóle głowy. Tłumaczy ojcu, że z tego powodu pogorszyły się jej oceny. Po maturze choroba się ujawnia się z całą siłą. Plany o studiach polonistycznych trzeba odłożyć na bok. Zosia trafia do kliniki profesora Tempka w Krakowie. Diagnoza – ziarnica złośliwa – brzmi jak wyrok.
Literat z troską wyznaje: „Bardzo mnie strapiła poważność sprawy Zosi.” Dziewiętnastoletnia dziewczyna do swojej choroby podchodzi odważnie, z dystansem, bez tragizowania. W lipcu 1929 r. pisze: „Gorączkuję oczywiście dalej – ale mimo to przytyłam, jak mi mówią i dobrze wyglądam (na pysku)”.
Naświetlenia, zastrzyki złota nie dają efektów. 30 listopada w liście do Tadeusza Piniego pisarz przyznaje: „Lękam się wprost katastrofy”. Katastrofa nadchodzi kilka miesięcy później. Orkan dostaje od żony telegram wzywający go pilnie do Krakowa. Przypuszcza, że stało się najgorsze. Jak twierdzi Kazimierz Barnaś: „zaniósł się płaczem, a w chwilę później siadł do fortepianu i zagrał marsza żałobnego Janosika. Struchlałej matce oświadczył, że gra go ostatni raz, bo – jeśli Zosia zmarła, życie straciło dla niego wszelki sens.”
Załamany Orkan jedzie do Krakowa. W mieszkaniu na Brackiej nie zastaje żony. Wyczerpanie, zdenerwowanie powodują wylew krwi do mózgu. Kilka godzin później umiera. Jest 14 maj 1930 r.
Zosia daremnie czeka na ojca w szpitalu. Z obawy o jej wątłe zdrowie, rodzina twierdzi, że pisarz pojechał do Warszawy po odbiór niespodziewanej nagrody. Życie Zosi gaśnie trzy tygodnie później…

***

Zobacz również:

Co zostało po dziewczynie, którą „Gazeta Podhalańska” w nekrologu określiła mianem „młodej poetki”?
- W Orkanówce nie ma wiele pamiątek, bo Zosia przebywała głównie u swojej ciotki w Zakopanem. Mamy jedynie jej zdjęcia, kilka wierszy i cytrę, na której grywała – mówi Jadwiga Zapała kustosz Muzeum Biograficznego Władysława Orkana w Porębie Wielkiej.
Jest jeszcze kilka kresek na futrynie drzwi prowadzących do salonu, którymi znaczono wzrost Zosi. Jest też bogata korespondencja przechowywana w Bibliotece Jagiellońskiej, utwory w rękopisie i wydany w 2004 r. wybór wierszy. Jest wreszcie zapisany osłabioną, drżącą ręką poetycki testament:
 „A gdy umrę – to nie mówcie – młoda była, szkoda jej,
Ale mówcie – o szczęśliwa: uniknęła doli złej.
Bo mi dola czarnym krzyżem naznaczyła każdą z dróg…
A gdy umrę – to pomyślcie, że cierpienia koi Bóg…”

 

Ilustracje:
Czteroletnia Zosia Smreczyńska. Fot. ze zbiorów Biblioteki Jagiellońskiej. Przedruk z Józef Dużyk „Władysław Orkan, opowieść biograficzna” Warszawa 1975 r.
Zosia z babką Katarzyną Smreczyńską przed Orkanówką. Fot. Irena Domaniewska, 1928 r., ze zbiorów Biblioteki Jagiellońskiej. Przedruk z Józef Dużyk „Władysław Orkan, opowieść biograficzna” Warszawa 1975 r.
Zosia Smreczyńska w 1929 r. Fot. ze zbiorów Biblioteki Jagiellońskiej. Przedruk z Józef Dużyk „Władysław Orkan, opowieść biograficzna” Warszawa 1975 r.

 

 

Komentarze (1)

pheno
2009-09-20 17:27:41
0 0
Zacny tekst.
Odpowiedz
Zgłoszenie komentarza
Komentarz który zgłaszasz:
"Życie w cieniu śmierci"
Komentarz który zgłaszasz:
Adres
Pole nie możę być puste
Powód zgłoszenia
Pole nie możę być puste
Anuluj
Dodaj odpowiedź do komentarza:
Anuluj

Może Cię zaciekawić

Sport

Pozostałe

Twój news: przyślij do nas zdjęcia lub film na [email protected]