1337
Hyde Park
Dobry wieczór, tak wygląda śmierć! (temat szokujący)
limonka 2016-05-30 23:22:42
W poniedziałek 15 lutego widzowie drugiego programu holenderskiej telewizji publicznej NPO 2 byli świadkami eutanazji trzech osób z problemami psychicznymi. W jednym przypadku widzimy wszystko: od ostatnich słów chorej na demencję kobiety, przez strzykawkę wbijaną jej w rękę, po ostatnie tchnienie i płacz najbliższych. „To morderstwo na oczach półtora miliona świadków” – stwierdził neurobiolog Victor Lamme. Film dokumentalny „Levenseindekliniek” („Klinika Końca Życia”) wywołał w Holandii burzliwą dyskusję. Nie tylko o granicach prawa do eutanazji, ale i o sensie pokazywania czegoś tak intymnego, jak chwila śmierci.
W filmie „Levenseindekliniek”, który powstawał przez półtora roku, śledzimy losy trojga chorych, którzy cierpią psychicznie, ale nie uzyskali zgody na eutanazję u lekarza domowego. Poznajemy 65-letniego mężczyznę, który od piątego roku życia cierpi na nerwicę natręctw i mimo dekad leczenia nadal codziennie godzinami wykonuje bezsensowne czynności (np. przekłada ubrania z miejsca na miejsce), a także co dziewięć dni rozbitym szkłem lub żyletką kaleczy sobie nogi. Mężczyzna, przebywający w zamkniętym zakładzie psychiatrycznym, z płaczem opowiada o latach cierpienia, bezsensie takiego życia, zmęczeniu i pragnieniu śmierci. „Próbowali na mnie już wszystkich metod leczenia. Jedyne, czego jeszcze chcę, to spokój” – mówi przez łzy. Drugą bohaterką jest 100-letnia kobieta, która uważa, że jej życie już się wypełniło i chciałaby wreszcie zasnąć i się nie obudzić. Nie cierpi na śmiertelną chorobę, więc nie ma mowy o fizycznym cierpieniu „nie do zniesienia”. Inteligentna, trzeźwo myśląca staruszka opowiada, że brak takiej choroby jest jej problemem: inaczej z uzyskaniem zgody na eutanazję poszłoby łatwiej.
Najwięcej kontrowersji wywołał trzeci pokazany w filmie przypadek: 68-letniej Hannie Goudriaan chorej na demencję semantyczną przejawiającą się znaczącym ograniczeniem słownictwa, praktycznie uniemożliwiającym komunikację. Fizycznie 68-latka jest sprawna, normalnie chodzi, nie odczuwa bólu, a dzień przed eutanazją prowadzi samochód (choć ze wspomaganiem automatycznego pilota). Spędza wówczas z mężem miły dzień na stadionie łyżwiarskim, a po zawodach uśmiechnięta tańczy w rytm skocznej muzyki. Czy my naprawdę za chwilę zobaczymy, jak podaje się jej śmiertelną dawkę leków? Tak. O tej scenie w holenderskich mediach napisano i wypowiedziano już tysiące słów. Zanim do niej doszło, widzimy fragmenty rozmów 68-latki z lekarzem na temat eutanazji, choć słowo „rozmowa” jest tutaj mocno na wyrost. Hannie Goudriaan używa kilku słów, a jej ulubionym wyrażeniem jest „huppakee weg”, co niewiele oznacza, gdyż „huppakee” to pozbawiony konkretnego sensu wykrzyknik (coś jakby polskie „hop, hop”), a „weg” ma wiele znaczeń (jeśli do kogoś krzykniemy „weg”, oznacza to „odejdź”; jeśli ktoś mówi, że był „weg”, oznacza to, że był nieobecny). Czasami zamiast „weg” jest „klaar” (gotowe). Kiedy Hannie na pytanie lekarza, czy chce śmierci, odpowiada, że tak, „huppakee weg” czy „huppakee klaar”, można to teoretycznie zinterpretować jako zgodę. Problem w tym, że Goudriaan tego samego wyrażenia używa w wielu innych kontekstach, np. kibicując łyżwiarzom czy idąc do kuchni. Czy w takim wypadku można mówić o świadomej decyzji? Sama scena śmierci Hannie jeszcze bardziej pogłębia te wątpliwości. Przy stole w salonie siedzą Hannie, jej mąż, siostra, matka i lekarz z Levenseindekliniek. Na pytanie lekarza, czy chciałaby jeszcze napić się kawy, Hannie zdziwiona odpowiada, że nie wie. „Mogę też huppakee klaar” – mówi. Lekarz pyta więc, czy na pewno chce teraz „huppakee klaar”, a Hannie odpowiada, że tak, „chcę huppakee klaar teraz”. Do tej chwili wydaje się, że wszystko przebiega w miarę normalnie (przy założeniu, że „huppakee klaar” oznacza eutanazję lub śmierć). Kiedy jednak lekarz zabiera się do rozpoczęcia procedury, Hannie nagle pokazuje palcem przed siebie i mówi: „Robimy to tam?”. Zgromadzeni zaczynają jej tłumaczyć, że nie tam, ale tutaj, wygodnie, w fotelu. „Nie, to nie ma sensu” – odpowiada zdecydowanie Hannie. Dopytywanie, dokąd dokładnie chciałaby pójść, niewiele daje. Kobieta powtarza jedynie „tam”, „na tym” albo patrzy zdziwiona wokół siebie. Następnie mąż siada obok niej, obejmuje ją, całuje, a lekarz zadaje śmiertelny zastrzyk. Kobieta rozgląda się zdziwiona, a gdy widzi strzykawkę wbitą w jej rękę, wypowiada słowa, których dotąd (w filmie) nigdy nie używała i które widzom na długo pozostają w pamięci: „to jest straszne, straszne”. Chwilę później mamrocze coś jeszcze, zamyka oczy i umiera. „To jest piękne, piękne” – komentują przez łzy najbliżsi ...
http://www.press.pl/tresc/43541,dobry-wieczor_-tak-wyglada-smierc
Film „Levenseindekliniek” wersji oryginalnej
http://www.npo.nl/2doc/15-02-2016/VPWON_1248719
Opisana wyżej eutanazja Hannie we fragmencie 49:18 - 52:12
W filmie „Levenseindekliniek”, który powstawał przez półtora roku, śledzimy losy trojga chorych, którzy cierpią psychicznie, ale nie uzyskali zgody na eutanazję u lekarza domowego. Poznajemy 65-letniego mężczyznę, który od piątego roku życia cierpi na nerwicę natręctw i mimo dekad leczenia nadal codziennie godzinami wykonuje bezsensowne czynności (np. przekłada ubrania z miejsca na miejsce), a także co dziewięć dni rozbitym szkłem lub żyletką kaleczy sobie nogi. Mężczyzna, przebywający w zamkniętym zakładzie psychiatrycznym, z płaczem opowiada o latach cierpienia, bezsensie takiego życia, zmęczeniu i pragnieniu śmierci. „Próbowali na mnie już wszystkich metod leczenia. Jedyne, czego jeszcze chcę, to spokój” – mówi przez łzy. Drugą bohaterką jest 100-letnia kobieta, która uważa, że jej życie już się wypełniło i chciałaby wreszcie zasnąć i się nie obudzić. Nie cierpi na śmiertelną chorobę, więc nie ma mowy o fizycznym cierpieniu „nie do zniesienia”. Inteligentna, trzeźwo myśląca staruszka opowiada, że brak takiej choroby jest jej problemem: inaczej z uzyskaniem zgody na eutanazję poszłoby łatwiej.
Najwięcej kontrowersji wywołał trzeci pokazany w filmie przypadek: 68-letniej Hannie Goudriaan chorej na demencję semantyczną przejawiającą się znaczącym ograniczeniem słownictwa, praktycznie uniemożliwiającym komunikację. Fizycznie 68-latka jest sprawna, normalnie chodzi, nie odczuwa bólu, a dzień przed eutanazją prowadzi samochód (choć ze wspomaganiem automatycznego pilota). Spędza wówczas z mężem miły dzień na stadionie łyżwiarskim, a po zawodach uśmiechnięta tańczy w rytm skocznej muzyki. Czy my naprawdę za chwilę zobaczymy, jak podaje się jej śmiertelną dawkę leków? Tak. O tej scenie w holenderskich mediach napisano i wypowiedziano już tysiące słów. Zanim do niej doszło, widzimy fragmenty rozmów 68-latki z lekarzem na temat eutanazji, choć słowo „rozmowa” jest tutaj mocno na wyrost. Hannie Goudriaan używa kilku słów, a jej ulubionym wyrażeniem jest „huppakee weg”, co niewiele oznacza, gdyż „huppakee” to pozbawiony konkretnego sensu wykrzyknik (coś jakby polskie „hop, hop”), a „weg” ma wiele znaczeń (jeśli do kogoś krzykniemy „weg”, oznacza to „odejdź”; jeśli ktoś mówi, że był „weg”, oznacza to, że był nieobecny). Czasami zamiast „weg” jest „klaar” (gotowe). Kiedy Hannie na pytanie lekarza, czy chce śmierci, odpowiada, że tak, „huppakee weg” czy „huppakee klaar”, można to teoretycznie zinterpretować jako zgodę. Problem w tym, że Goudriaan tego samego wyrażenia używa w wielu innych kontekstach, np. kibicując łyżwiarzom czy idąc do kuchni. Czy w takim wypadku można mówić o świadomej decyzji? Sama scena śmierci Hannie jeszcze bardziej pogłębia te wątpliwości. Przy stole w salonie siedzą Hannie, jej mąż, siostra, matka i lekarz z Levenseindekliniek. Na pytanie lekarza, czy chciałaby jeszcze napić się kawy, Hannie zdziwiona odpowiada, że nie wie. „Mogę też huppakee klaar” – mówi. Lekarz pyta więc, czy na pewno chce teraz „huppakee klaar”, a Hannie odpowiada, że tak, „chcę huppakee klaar teraz”. Do tej chwili wydaje się, że wszystko przebiega w miarę normalnie (przy założeniu, że „huppakee klaar” oznacza eutanazję lub śmierć). Kiedy jednak lekarz zabiera się do rozpoczęcia procedury, Hannie nagle pokazuje palcem przed siebie i mówi: „Robimy to tam?”. Zgromadzeni zaczynają jej tłumaczyć, że nie tam, ale tutaj, wygodnie, w fotelu. „Nie, to nie ma sensu” – odpowiada zdecydowanie Hannie. Dopytywanie, dokąd dokładnie chciałaby pójść, niewiele daje. Kobieta powtarza jedynie „tam”, „na tym” albo patrzy zdziwiona wokół siebie. Następnie mąż siada obok niej, obejmuje ją, całuje, a lekarz zadaje śmiertelny zastrzyk. Kobieta rozgląda się zdziwiona, a gdy widzi strzykawkę wbitą w jej rękę, wypowiada słowa, których dotąd (w filmie) nigdy nie używała i które widzom na długo pozostają w pamięci: „to jest straszne, straszne”. Chwilę później mamrocze coś jeszcze, zamyka oczy i umiera. „To jest piękne, piękne” – komentują przez łzy najbliżsi ...
http://www.press.pl/tresc/43541,dobry-wieczor_-tak-wyglada-smierc
Film „Levenseindekliniek” wersji oryginalnej
http://www.npo.nl/2doc/15-02-2016/VPWON_1248719
Opisana wyżej eutanazja Hannie we fragmencie 49:18 - 52:12
Re: Dobry wieczór, tak wygląda śmierć! (temat szokujący)
zajec
2016-05-31 08:21:26
U nas też jest ukryta eutanazja , tylko nie tak elegancka jak w Holandii
U nas eutanazja wynika z biedy, niedofinansowania słuzby zdrowia i braku ośrodków opiekuńczych dla starszych osób.
U nas eutanazja jest powolna , ale jednakowo skuteczna: zamiast leku za stówke, staremu da się za złotówkę.. Po przekroczeniu pewnej granicy wiekowej niektóre procedury medyczne dla starszych są już niedostepne.
Za komuny ludzie marli w mękach po biedaoperacjach , na choroby, które w innym ustroju byłu całkowicie uleczalne
Mój ojciec w 90 roku dostał rozrusznik serca i zył jeszcze 10 lat.
Rok wcześniej nie było takiej szansy. Podobnie było z zaćmą .
Pomyślcie o tym, jeżeli podoba Wam się wyjście z Unii.
U nas eutanazja wynika z biedy, niedofinansowania słuzby zdrowia i braku ośrodków opiekuńczych dla starszych osób.
U nas eutanazja jest powolna , ale jednakowo skuteczna: zamiast leku za stówke, staremu da się za złotówkę.. Po przekroczeniu pewnej granicy wiekowej niektóre procedury medyczne dla starszych są już niedostepne.
Za komuny ludzie marli w mękach po biedaoperacjach , na choroby, które w innym ustroju byłu całkowicie uleczalne
Mój ojciec w 90 roku dostał rozrusznik serca i zył jeszcze 10 lat.
Rok wcześniej nie było takiej szansy. Podobnie było z zaćmą .
Pomyślcie o tym, jeżeli podoba Wam się wyjście z Unii.
Re: Dobry wieczór, tak wygląda śmierć! (temat szokujący)
ALFONSIK
2018-02-21 11:47:57
Widziałem kiedyś ten program... bardzo kontrowersyjny 8o odwaga tych ludzi i poparcie ich rodzin wstrząsa mną do dziś ... ile trzeba przejść w życiu żeby dobrowolnie zgodzić się na śmierć?!
Zaloguj się żeby dodać odpowiedź