1°   dziś 1°   jutro
Piątek, 22 listopada Marek, Cecylia, Wszemiła, Stefan, Jonatan

Historyk nie ma lekko

Opublikowano 18.02.2012 08:29:12 Zaktualizowano 05.09.2018 08:20:25

Z wykształcenia jest historykiem, ale pracuje jako kasjer na stacji benzynowej, bo – jak przekonuje – dzięki temu ma więcej czasu na badania historyczne. Z Grzegorzem Olszewskim, rozmawiamy o jego najnowszej publikacji „Więźniowie KL Auschwitz z powiatu nowosądeckiego”, do której materiały zbierał ponad dwa lata.

Skąd pomysł na taką publikację?

Przypadek. W 2009 roku wydałem monografię Jazowska, od pradziejów po czasy dzisiejsze. Chodził mi po głowie pomysł na podobną o Nawojowej, ale temat okazał się bardzo obszerny, nie do ogarnięcia dla jednej osoby. Przy okazji jednak przekopywania się przez bibliografię sądecką tyczącą się II wojny światowej ze zdziwieniem spostrzegłem, że nie ma rejestru mieszkańców powiatu, którzy zostali wywiezieni do obozu w Oświęcimiu.
 
Żmudne zadanie sobie Pan przed sobą postawił…
 
Miałem do dyspozycji księgi transportów z poszczególnych dystryktów i na podstawie tego dało się coś wyłowić, okazało się, że są pewne ślady. Po drugie okupant posługiwał się typową skrupulatną machiną biurowo-urzędniczą i dzięki temu pozostało sporo informacji. Podobnie jak Austriacy w Galicji. Tysiące urzędników rejestrowało wszystko, dzięki czemu sporo wiemy o tamtejszych realiach. Wiele godzin spędziłem w archiwum obozowym, ale i tam zasoby są niekompletne, więc i rejestr nie można uznać z kompletny.
 
Pojawi się aneks?

Być może kiedyś, o ile będzie  na tyle nowych istotnych informacji, uzupełnimy tę listę. Być może komuś książka wpadnie w ręce i powie – „A mojego dziadka tu nie ma”. To na pewno jednak potrwa. To publikacja skierowana jest do dość wąskiego grona odbiorców. Przed kilku laty na apel o informacje i pomoc w przygotowywaniu tego rejestru odpowiedziało niewiele osób.
 
Ile czasu zajęło przekopywanie się przez obozowe archiwa?

Dwa lata pracy w archiwum i około roku pracy edytorskiej. To musiało trwać. Podchodząc solidnie do sprawy, to czasem nawet kilkustronicowy tekst historyczny trzeba przygotowywać kilka miesięcy.
 
Dlaczego historyk z zawodu i zamiłowania zamiast myśleć o doktoracie pracuje na stacji benzynowej?
 
Doktorat odkładam na później. To spory wydatek. Mam rodzinę i paradoksalnie mam więcej czasu na swoje badania i tematy, które mnie interesują, pracując właśnie na stacji benzynowej jako kasjer. Taki mamy sądecki rynek pracy i historyk, co tu dużo mówić, nie ma lekko. W Krakowie byłoby łatwiej, jest więcej instytucji. Można oczywiście pracować w szkole, ale to oznacza często łączenie pracy w kilku placówkach. Pracuję na stacji benzynowej już dziewięć lat. Mam elastyczny czas pracy i cenię to sobie. Daje to sporo swobody. A znam niestety przypadki kiedy ludzie, naprawdę wykształceni specjaliści zatrudnieni w instytucji historycznej, noszą krzesła albo podstawiają mikrofony. To też nie jest w porządku.
 
Rejestr jest skrupulatny i jak na specyfikę tematu bogaty.
 
Znaczna część więźniów, wymienionych w rejestrze, trafiła do oświęcimskiego obozu w pierwszej połowie jego istnienia. Wtedy to dużo dokładniej opisywano przybyłych więźniów, robiono zdjęcia. W drugiej części działania obozu, kiedy zaczęły przybywać masowe transporty, już tak skrupulatnie nie rejestrowano. Kiedy okazało się, że wojna jest przegrana, hitlerowcy zaczęli likwidować kartoteki i całą dokumentację. Do palenia tych dowodów zbrodni wykorzystywano oczywiście więźniów, ale ci z narażeniem życia starali się utrudniać ten proces. Chcąc zachować np. fotografie więźniów, wrzucali do pieca tyle negatywów na raz, że ogień przygasał i niedopalone klisze zdołano potem jeszcze uratować. Jeśli chodzi o Żydów, obywateli polskich wywiezionych z Nowego Sącza i okolic, to w oświęcimskich kartotekach informacji było mało. Bardzo pomocne były w tym względzie zasoby instytutu Yad Vashem. Ma on w swoich  zbiorach skany powojennych specjalnych druków, w których było wiele informacji między innymi o miejscu urodzenia i śmierci, czy rodzinnych koligacjach. Sporo nazwisk ustaliłem właśnie dzięki tym informacjom. Wiara Żydów w to, że dusza człowieka żyje dopóki, dopóty jest gdzieś zapisane jego nazwisko, powodowała, że powstało wiele świadectw o zmarłych, z których teraz można korzystać.
 
Mamy w książce  kilkanaście unikatowych fotografii Nowego Sącza wykonanych zaraz po wojnie, ale jest też kilka bardzo drastycznych, choćby te z obozu. Nie było oporów by je zamieścić?
 
Są drastyczne, ale nie chciałem głaskać tematu. Wóz wypełniony ciałami to nie była sytuacja rzadka, ale obozowa codzienność. Zdjęcia są wymowne. Prawdziwe. Zresztą nie chciałem, żeby to był suchy rejestr. Stąd również rozdziały wprowadzające. 
 
Co teraz ma Pan w planie?
 
Pomysłów jest sporo. Przeszkodą jest jedynie ograniczona ilość wolnego czasu. Interesuje mnie temat cmentarzy wojennych z pierwszej wojny światowej. W Galicji Zachodniej jest około 400 takich obiektów. Projektowali je fachowcy, wybitni architekci. Pomimo że ukazało się kilka wydawnictw w tej materii, to ja myślałem o wyczerpującym kompendium, bogato ilustrowanym. Rozmawialiśmy z fotografikiem Piotrem Droździkiem o tym wydawnictwie. Może do tematu wrócimy.


Fot.: BOG

Zobacz również:

Komentarze (0)

Nie dodano jeszcze komentarzy pod tym artykułem - bądź pierwszy
Zgłoszenie komentarza
Komentarz który zgłaszasz:
"Historyk nie ma lekko"
Komentarz który zgłaszasz:
Adres
Pole nie możę być puste
Powód zgłoszenia
Pole nie możę być puste
Anuluj
Dodaj odpowiedź do komentarza:
Anuluj

Może Cię zaciekawić

Sport

Pozostałe

Twój news: przyślij do nas zdjęcia lub film na [email protected]