2°   dziś 1°   jutro
Czwartek, 21 listopada Janusz, Konrad, Albert, Maria, Regina

Przeciwbólowy uśmiech misjonarza – odkrywcy drugiej Afryki

Opublikowano 20.10.2013 07:11:16 Zaktualizowano 04.09.2018 09:11:29 top

Przed Staszkowym domem w Trzetrzewinie wita gości najpierw Matka Boska, a później on sam. Ona zatroskana, on zawsze uśmiechnięty. Najszczerszy uśmiech można poznać po tym, że śmieją się nie tylko usta, ale i oczy.

Jak u Staszka - misjonarza. Jak on to robi? – zachodzą w głowę ludzie, którzy wiedzą jak ogromnie cierpi. Ci najmocniej wtajemniczeni są pewni, że radość udzielająca się wszystkim w jego obecności, to zjawisko nieziemskie. Prosto z góry. Od samego Pana Boga.

Ojciec Stanisław Olesiak, dla przyjaciół – po prostu Staś, nie ma sił nawet postawić kilka kroków, a jednak jest siłaczem. Dźwiga ogromny ból i potrafi przekonać ludzi ciężko chorych, że cierpienie można oswoić, że choroba musi mieć jakiś sens, że mimo wszystko trzeba pięknie żyć. Od 1988 r. pięknie żyje ze Stwardnieniem Rozsianym.

Do seminarium w Tarnowie wstąpił tuż po egzaminie maturalnym, który zdał w I Liceum im. Jana Długosza w Nowym Sączu. Zadziwił wszystkich. Dziewczęta z klasy, w której był „rodzynkiem”, dumną z syna mamę, nauczycieli. Jeszcze jedną niespodziankę sprawił, gdy z Tarnowa wziął „kurs” na Pieniężno: do Misyjnego Seminarium Księży Werbistów. Jednym z jego ulubionych zajęć było wówczas szykowanie paczek z żywnością, odzieżą i drobnymi przedmiotami codziennego użytku, które wędrowały w świat, do misjonarzy, aby pomóc im w zmaganiach z biedą, głodem, chorobami i brakiem nadziei wśród ludzi do których ich posłano. W końcu postanowił sam pojechać tam, gdzie wcześniej słał paczki.

W 1979 r. Stanisław przyjął święcenia i wkrótce po tym pojechał do N`zeto w Angoli nie bacząc, że jest to miejsce bardziej przyjazne pierwotniakom wywołującym malarię niż ludziom. Nie było łatwo. Również w sprawach zasadniczych, dotyczących wiary. ”Owieczki” ojca Stanisława niechętnie wyrzekały się wielożeństwa i wiary w czary, jednak wyzwanie trafiło na ambitnego zakonnika, tym mocniej zdeterminowanego, im mocniej kochał swoich parafian.

- Bardzo dużo im zawdzięczam – wspomina. - Od nich nauczyłem się uśmiechać do wszystkich i mimo wszystko, co dziś w mojej chorobie bardzo się przydaje. Dzięki nim umiem cieszyć się każdym dniem, dziękować za wszystko Bogu i ludziom. Podziwiam ich cierpliwość, którą mi okazywali, gdy nie rozumiałem ich kultury i życzliwość z jaką mnie wtajemniczali w zasady życia plemiennego.

Spędził w Angoli siedem lat. Do powrotu do Polski zmusił go pogarszający się stan zdrowia. Na początku nie wiedział co jest przyczyną dolegliwości. Wykryto malarię, amebę, ale jeszcze nie stwardnienie. Prędko jednak ujawniły się symptomy doskonale znane wielu SM-owcom: podwójne widzenie, drętwienie nóg. Rezonans potwierdził przypuszczenia lekarzy, że misjonarz jest nieuleczalnie chory.

- Na początku był potworny ból i bunt: Boże! Dlaczego ja? Przecież jako zdrowy mogę się bardziej ludziom przydać. Czy źle im służyłem? Takie pytania kłębiły się w mojej głowie podczas bezsennych nocy. Ale później przyszła refleksja: co z tego, że będę się buntował? Do czego to doprowadzi? – opowiada ojciec Stanisław.

Tak właśnie odkrył swoją drugą „Afrykę”...

- Dostrzegłem, że to jest moja nowa misja, równie ważna jak ta w Angoli. Skoro Pan Bóg dał najpierw dwie kule, a później wózek inwalidzki, to trzeba na nim jechać i kontynuować posługę. Wyruszyłem więc w miasto szukać podobnych do mnie. Tak bardzo tęskniłem do Afryki! Nagle pomyślałem: przecież tu też jest „Afryka”. I to jaka wielka. W Polsce żyją cztery miliony niepełnosprawnych. Jedna dziesiąta narodu! Gdzie oni są? Siedzą zamknięci w domach jak w więzieniach. Trzeba ich z tych więzień wyzwolić... Byłem w Afryce, żeby głosić, że od Boga wyszliśmy i do Niego zdążamy, wszyscy: biali, czarni, zdrowi i chorzy. Dziś na wózku inwalidzkim zmierzam do tych, którzy cierpią aby powiedzieć to samo, aby przekonać ich, że są potrzebni, kochani – tłumaczy odkrywca drugiej Afryki.

Choć choroba go nie oszczędza, nie poddaje się słabości. Modli się, aby SM nie zabrało mu mowy.
- Najważniejsze, żebym mógł nadal rozmawiać z ludźmi – mówi.

Wraz z chorobą ojciec Stanisław Olesiak dostał „gratis” cenny dar: ludzie widząc misjonarza na wózku, któremu śmieją się oczy, który żartem i życzliwym słowem leczy ich ból, budzą się ze swoich koszmarów, które śnią nie śpiąc.

Gdy spieszy do nich na spotkanie, przypominają sobie, że choroba nie jest wszystkim co mają. Prócz niej są ukochani mężowie, żony, bracia, siostry, dzieci, przyjaciele. Są marzenia, z którymi trzeba pójść na kompromis i przecież wciąż można i trzeba je spełniać. Zaczynają rozumieć księdza Jana Twardowskiego, który pisał, że „spadają z obłoków małe wielkie nieszczęścia potrzebne do szczęścia”

- Choroba pomaga mi w kontaktach z ludźmi. Syty głodnego nie zrozumie i na tej samej zasadzie zdrowy nie zrozumie chorego. Dlatego będąc chorym ze zdwojoną siłą mogę docierać do serc i umysłów ludzi niepełnosprawnych. Jadę na tym samym wózku, na którym oni jadą. Łatwiej im rozmawiać ze mną niż z takim księdzem, który mówi o cierpieniu, a sam nie wie, co to ból – mówi werbista z Beskidu Sądeckiego.

Twierdzi, że kalectwo samo w sobie nie jest nieszczęściem, ale staje się nim wówczas, gdy człowiek staje się więźniem swojego mieszkania i swojej choroby. Dlatego codziennie stara się udowadniać, że wózek inwalidzki to nie przeszkoda, aby wyjść do świata, tańczyć, śpiewać, pomagać ludziom.

Nie lubi, gdy ktoś wylicza jego wyróżnienia, medale, tytuły, dlatego pominiemy wszystkie (bardzo liczne) prócz jednego: w 2006 r. ojciec Stanisław Olesiak otrzymał od dzieci Order Uśmiechu. Za to, że potrafi pocieszać i rozśmieszać, tańczyć, śpiewać, pomagać, za to, że uwielbia rozdawać dzieciom cukierki, że jego uśmiechnięte oczy koją ból skuteczniej niż tramal.

Tych, który chcą bliżej poznać o. Stanisława Olesiaka odsyłamy do książki „Mocą Bożą” wydanej nakładem Wydawnictwa Księży Werbistów Verbinum (Warszawa 2009)

Komentarze (7)

elvis29
2013-10-20 12:13:09
0 0
Koszulka z misionarzem i dzieckiem to w dzisiejszych czasach bardzo niebezpieczne
Odpowiedz
konto usunięte
2013-10-20 14:34:07
0 0
Wszyscy sa misjonarzami ,cel misji jak najwięcej dzieci....a później w tv pretensje ze to może jeszcze dzieci wina.
Odpowiedz
marlehill
2013-10-20 16:10:31
0 0
A ja chciałem pozdrowić wszystkich Polaków ,którzy -za chlebem -musieli wyjechać do różnych krajów.

Pracują tam ciężko i tęsknią za limanowszczyzną .

I nikt im za to nie podziękuje a Ojczyzna szybko o nich zapomni.
Odpowiedz
Janek64
2013-10-20 17:20:22
0 0
Witac ze Ojciec Stanislaw to oddany prawdziwy misjonarz w ktorym tetni radosc zycia i pomoc tym najubozszym tego swiata ;)

@marlehill ja was sedecznie pozdrawiam bo wiem co to tesknota za Ojczyzna zwlaszcza za rodzinnymi stronami .
Jest tak ze o chlebie i wodze ale w domu we wlasnym domu ktoremu na imie Polska
MARLEILL Serdecznie Pozdrawiam z pieknej Limanowszczyzny :)
Odpowiedz
Spokojny
2013-10-20 19:17:49
0 0
marlehill tez cie pozdrawiam, tylko nie wiem za co mam wam podziękować ;)
Odpowiedz
marlehill
2013-10-20 19:58:08
0 0
Spokojny


Misjonarz po kilkuletniej pracy za granicą to kandydat na świętego......

Natomiast osoby ciężko pracujące po całym świecie , posyłające pieniądze do kraju i utrzymujące państwa; Tuska , ministra Vincentego i arcybiskupa Michalika to przecież ludzie zasługujący na większy szacunek od wyżej wymienionych.

Dlatego powinniśmy się popierać aby nie rządzili nami wyżej wymienieni.
Pozdrawiam -zagraniczników-(i misjonarza z Trzetrzewiny)
Odpowiedz
Spokojny
2013-10-20 20:26:42
0 0
marlehill masz racje tylko gó3wno z wyborów w kraju, jak taki dupek pojedzie do Polonii np. w Chicago i tam zdobędzie głosy. Wkurzam się ze ludzie którzy nie będą mieszkać w Polsce wybierają mi posłów, senatorów czy prezydenta a potem zarabiając np dolary w Stanach uważają ze spełnili patriotyczny obowiązek a nowo wybrany bubek daje mi w d... pę w kraju w którym Ja nie oni mieszkam. Niemniej jednak fakt za kasę zarobioną na obczyźnie i przesłana do kraju trzeba podziękować bo gdyby nie ona to POPIS by miał rękę w nocniku.
Odpowiedz
Zgłoszenie komentarza
Komentarz który zgłaszasz:
"Przeciwbólowy uśmiech misjonarza – odkrywcy drugiej Afryki"
Komentarz który zgłaszasz:
Adres
Pole nie możę być puste
Powód zgłoszenia
Pole nie możę być puste
Anuluj
Dodaj odpowiedź do komentarza:
Anuluj

Może Cię zaciekawić

Sport

Pozostałe

Twój news: przyślij do nas zdjęcia lub film na [email protected]