1°   dziś 1°   jutro
Piątek, 22 listopada Marek, Cecylia, Wszemiła, Stefan, Jonatan

Limanovia - moja pierwsza miłość

Opublikowano 29.09.2011 07:17:01 Zaktualizowano 04.09.2018 14:21:22 top

Rozmowa z limanowianinem Antonim Bugajskim, dziennikarzem sportowym, ekspertem piłkarskim „Przeglądu Sportowego” i stacji telewizyjnej Canal+.

- Dlaczego na moją prośbę o wywiad zareagowałeś stwierdzeniem, że czujesz się zażenowany?
- Bo przez całe zawodowe życie, to ja proszę kogoś o wywiad, ale pierwszy raz mnie ktoś o to prosi.

- No to powiedz mi jak się zostaje najważniejszym w Polsce piłkarskim ekspertem i komentatorem futbolu?
- Nie wiem jak się kimś takim zostaje, bo ja – bez fałszywej skromności – nie czuję się w tej branży ani pierwszym, ani najlepszym. Jestem jednym z wielu, choć pewnie miałem w życiu trochę szczęścia, że kiedyś trafiłem do krakowskiego „Tempa”, a potem siłą rzeczy do „Przeglądu Sportowego”. Potem już potoczyło się samo – widocznie trzeba się znaleźć w odpowiednim momencie w odpowiednim miejscu i jeszcze trafić na odpowiednich ludzi. Oczywiście do tego wszystkiego trzeba dołożyć mnóstwo pracy.

- Chyba lubisz swoją pracę, choć pochłania Ci siedem dni w tygodniu. Wyjazdy na mecze, pisanie do „Przeglądu Sportowego” i komentowanie ligowych wydarzeń w Canale+ skutecznie wypełnia Ci czas. Wystarcza Ci go na wszystko?
- No właśnie nie wystarcza. Szczególnie brakowało mi go kiedy przez cztery lata byłem szefem działu piłkarskiego „Przeglądu”, bo ta funkcja wymaga pełnego poświęcenia i życia w Warszawie, a ja nie umiałem się na to zdecydować. Teraz jestem zastępcą szefa działu i dzielę swoje życie pomiędzy Warszawę i Wrocław. Dwa dni jestem w stolicy, pozostałe dni na Dolnym Śląsku, bo tu mam rodzinę, tu zapuściłem korzenie i nie potrafiłem podjąć decyzji o przeprowadzce do Warszawy. Rodzinne to było nie do przyjęcia. Taka niechęć do zmian chyba przychodzi z wiekiem, a najmłodszy już nie jestem.

- Teraz trochę kokietujesz, ale chyba faktycznie z wiekiem zmieniasz pozycję oglądania futbolu. Kiedyś go tylko relacjonowałeś, teraz głównie komentujesz – tak w „Przeglądzie” jak i w Canal+.
- Sam nie wiem kiedy to się stało. Na pewno nie wydarzyło się z dnia na dzień. Ta zmiana ról wynika trochę z nabytego doświadczenia, a trochę przychodzi właśnie z wiekiem. Teraz mi uświadomiłeś, jak wiele się w moim życiu zawodowym zmieniło. Lata pracy reportera sportowego, głównie piłkarskiego sprawiły, że człowiek ma w sobie potrzebę dzielenia się z odbiorcami tym co ogląda na boisku, na nieco innej płaszczyźnie, na poziomie komentarza i analizy.

- W studio Canal+ chyba czujesz się dobrze i na swoim miejscu?
- Canal+ to dla mnie taka wisienka na torcie. Tej publicystyki telewizyjnej uczyłem się w N Sporcie, gdzie w każdą niedzielę nagrywaliśmy godzinny program pt. „Nasza piłka”. Bardzo mi luźna formuła tego programu odpowiadała, bo w nim nabrałem pewności siebie. Tam również poczułem jaka jest różnica pomiędzy dziennikarstwem prasowym a telewizyjnym, gdzie trzeba na żywo reagować na pewne wydarzenia. Zawsze towarzyszy temu pewna trema, ale polubiłem to zajęcie. W wydaniu Canal+ to już sama przyjemność pracować z takimi fachowcami jak Andrzej Twarowski i Tomek Smokowski.

- To ja Ci chcę trochę popsuć humor - znasz takie powiedzenie, że w Polsce na polityce, medycynie i piłce nożnej znają się wszyscy?
- Znam. Nie wiem jak jest z medycyną, ale w odniesieniu do piłki mnie się to akurat podoba. Przecież dziennikarz piszący i mówiący o futbolu nie głosi prawdy objawionej. Po prostu pojawia się temat i ja mówię swoje zdanie, tyle. Im więcej emocji moja opinia wywołuje – a wywołuje, bo dostaję maile i odbieram telefony – tym dla dziennikarza lepiej, większa satysfakcja. Przecież sam wiesz, że dla dziennikarza najgorzej jest, kiedy po tym co napisał albo powiedział, zapada głucha cisza. Ja nie mam z tym problemu. Niech się wszyscy znają na piłce nożnej!

- I nie przeszkadza Ci, że jeśli jest 20 tysięcy ludzi na stadionie, to tyle jest też opinii na temat tego co zobaczyli?
- Nie, choć rolą dziennikarza jest też uporządkować te opinie. Nie mam z tym problemu, że ktoś ma inne zdanie niż ja na temat tego co zobaczył na boisku. Na szczęście żyjemy w takim świecie, gdzie każdy ma prawo do swoich opinii. Zwróć uwagę, że piłka nożna jest na tyle prostą grą, że każdy może się na niej znać. To chyba najprostsza z możliwych gier, w kilku zdaniach można opisać reguły, które nią rządzą. Dlatego nawet przysłowiowej teściowej wydaje się, iż wie, kto grał dobrze, a kto źle. Tam wszystko polega na tym, by 22 facetów trafiło piłką do bramki – stąd się biorą te szerokie kompetencje kibiców w komentowaniu piłki. Spierajmy się w swoich ocenach, byle w ramach przyzwoitości.

- A wolno dziennikarzowi sportowemu być kibicem? Co się dzieje kiedy musisz coś powiedzieć o drużynie, do której mocniej bije twoje serce? Na służbie nie możesz okazywać słabości?
- Czasami byłem w to trochę wrabiany. Zdarzało mi się w Canale+ komentować mecze, gdzie siedzący obok kolega stawiał mnie w trudnej sytuacji. Pamiętam jak kiedyś grał Śląsk Wrocław - ja występowałem w roli eksperta, tego drugiego komentatora – a prowadzący już na początku mówi na żywo „to teraz na pewno mocniej bije ci serce, bo to ważny mecz dla Śląska”. To najgorsze co mógł zrobić, tak zacząć relację z meczu, no bo co teraz ze mnie za ekspert, jeśli kibicuję jednej z drużyn?

- Nie wierzę, że nie masz w polskim futbolu swoich sympatii?
- Mam! Jestem kibicem Limanovii i wcale się tego nie wypieram! Przychodzi mi to o tyle łatwo, że na co dzień w swojej pracy nie zajmuję się Limanovią. To jest autentycznie najważniejszy dla mnie klub. W latach 80. kiedy jeszcze mieszkałem w Limanowej chodziłem na wszystkie mecze. Jeszcze zaczynając pracę w „Tempie” pisałem o Limanovii, dlatego pozostanie dla mnie najważniejsza, to coś jak pierwsza miłość.

- Jak zareagowałeś na informację, że Limanovia wygrała w Pucharze Polski z Lechią Gdańsk? Mały klub z Limanowej był na ustach całego kraju.
- Ogromną radością! Siedziałem w tym czasie w studio TVN Turbo, gdzie komentowałem inny mecz pucharowy: Chrobry Głogów – Lech Poznań i bardzo żałowałem, że nie mogę być w Limanowej. Ale byłem na wygranym meczu Limanovii z Rakowem Częstochowa, dowodzonym przez mojego kolegę z Canal+ Jurka Brzęczka. Miałem ogromną frajdę z wygranej. Teraz marzy mi się, żeby Limanovia zagrała z Wisłą Kraków i ten mecz był pokazany w TVN Turbo. Chciałbym go komentować.

- Zaskakuje Cię, że w futbolu Kopciuszek może wygrać z potentatem?
- Powiem inaczej. Przy okazji tego niezwykłego sukcesu nawiedziła mnie pewna refleksja. Przyjeżdża do Limanowej z Lechią Tomasz Kafarski, jeden z najzdolniejszych młodych polskich trenerów i taktycznie ogrywa go trener Marian Tajduś, 60-letni już szkoleniowiec, któremu nikt nigdy nie dał w piłce poważnej szansy, tak jak choćby młodemu Kafarskiemu. To ważna uwaga na temat tzw. polskiej myśli szkoleniowej. Nie dostrzegamy wielu piłkarskich talentów z piłkarskich peryferii, ale chyba to samo dzieje się z trenerami. W każdym razie teraz jestem w stanie sobie wyobrazić, że Tajduś prowadzi Lechię w ekstraklasie, a Kafarski Limanovię w trzeciej lidze. Może tak właśnie powinno być?

- Ciągle mnóstwo jest narzekania na poziom polskiej piłki klubowej i reprezentacyjnej. Podzielasz te krytyczne opinie, są uzasadnione?
- Trochę przesadzone. Moim zdaniem poziom polskiej piłki jest coraz wyższy, a narzekanie – trochę jak w polityce – w futbolu jest tematem dyżurnym. To może nawet swego rodzaju moda narzekać, że nie mamy bazy, utalentowanej młodzieży, fachowych trenerów, że jesteśmy piłkarskim zaściankiem w Europie. Nie zgadzam się z tym i że tak nie jest pokazują m.in. tegoroczne mecze naszych drużyn w pucharach. Przecież po raz pierwszy dwie polskie drużyny jednocześnie grają w fazie grupowej Ligi Europejskiej.

- Ale jedna z nich powinna grać w Lidze Mistrzów.
- No tak, ale o tym, że Wiśle zabrakło do awansu 180 sekund, to raczej sprawa przypadku, a nie powód do tego by twierdzić, że Robert Maskant jest złym trenerem. Jestem przekonany, że za rok polski klub będzie w Lidze Mistrzów. Trzeba pamiętać jak wiele złego zrobiła w naszym futbolu afera korupcyjna. Polska piłka podnosi się z tamtych bardzo złych praktyk, które ją przez lata niszczyły.

- Nie obawiasz się wyniku reprezentacji na przyszłorocznych Mistrzostwach Europy?
- Jeśli się czegoś obawiam, to raczej kibiców. Z nimi może być różnie i to nawet nie na stadionach, ale np. w przygotowywanych fanzonach. Mogłem się temu przyjrzeć całkiem niedawno poza stadionem w Gdańsku przy okazji meczu Polska – Niemcy. W tej dziedzinie widać lata zaniedbań. Muszę się też przyznać, że podczas tegorocznego finału Pucharu Polski w Bydgoszczy po raz pierwszy autentycznie bałem się o swoje bezpieczeństwo. Tym jestem zaniepokojony. Jeśli zaś chodzi o poziom sportowy, to wierzę, że nie będzie źle. Ważne jest na kogo trafimy, ale stać na wyjście z grupy. Decydujące może się okazać szczęście trenera Smudy, które zawsze pomagało mu w decydujących momentach. Nie chcę mówić, że zdobędziemy medal, ale będziemy mieć z tych mistrzostw wiele satysfakcji.

Na zdjęciu Antoni Bugajski (po lewej)i i Bogdan Wenta
Fot. „Przegląd Sportowy”

Komentarze (4)

tomaszko9
2011-09-29 08:39:21
0 0
Ten gościu po prawej wygląda niczym Bogdan Wente
Odpowiedz
dezerter
2011-09-29 13:38:01
0 0
to raczej na 100% jest Wenta
Odpowiedz
staruch
2011-09-29 14:06:44
0 0
zamiast goscia pochwalic ze sie wybił z małej miesciny to was najbardziej fota zainteresowała na ktorej jest z Bogdanem Wentą ...
Odpowiedz
blizniak
2011-09-29 14:21:13
0 0
to prawda ja chwalę jako świetnego dziennikarza sportowego
Odpowiedz
Zgłoszenie komentarza
Komentarz który zgłaszasz:
"Limanovia - moja pierwsza miłość"
Komentarz który zgłaszasz:
Adres
Pole nie możę być puste
Powód zgłoszenia
Pole nie możę być puste
Anuluj
Dodaj odpowiedź do komentarza:
Anuluj

Może Cię zaciekawić

Sport

Pozostałe

Twój news: przyślij do nas zdjęcia lub film na [email protected]