1°   dziś 3°   jutro
Wtorek, 21 stycznia Agnieszka, Jarosław, Nora

Wrocław Maraton 2016 w wykonaniu Justyny Kurczab z Limanowej – relacja naszej maratonki

Opublikowano  Zaktualizowano 

Justyna Kurczab z Limanowej wzięła udział w 34 PKO Wrocław Maraton 2016. Swoimi przeżyciami z trasy podzieliła się m.in. z Czytelnikami portalu limanowa.in.

Relacja Justyny Kurczab:

Piękne, urokliwe miejsce, każdy powtarzał. Spróbować? Czemu nie. Trzeba mieć stale cele w życiu, marzenia, bo to one napędzają nasz każdy dzień. Wizualizują przyszłość. Tak też wyglądają moje biegowe marzenia - krok po kroku do przodu.

Wrocław.

Dotarłam do miasta koło 18 w sobotę w przed dzień maratonu. Czuć było wielkie poruszenie, niepokój organizatorów z przewidywanym upalnym jutrzejszym dniem. Prosili, by każdy miał przy sobie wodę, lub coś co będzie chłodzić organizm.

Niedziela.

Do miejsca startu (Stadion Olimpijski) miałam około pół godziny tramwajem. Pech chciał, że na ok. 2 km przed miejscem docelowym tramwaj się wykoleił. Na szczęście po 5 minutach nadjechał autobus, który zabrał wszystkim maratończyków w docelowe miejsce. Ta sytuacja mimo braku czas (godz.8.40 - start 9) sprawiła, że każdy się uśmiechnął, zaczął żartować, znów czuć było że jesteśmy jedną 'maratońską rodziną'.

Szybka toaleta, i na miejsce startu wbiegłam razem ze strzałem oznajmującym start. Nie było czasu myśleć, bać się, zastanawiać. Krótka modlitwa i w drogę.

Już po paru kilometrach czuć było rosnącą temperaturę. Punkty odżywiania były ustawione co 3,5km. Mimo tego, że zawsze biorę na bieg butelkę z wodą (330ml - bo jest najbardziej poręczna), nie chciałam doprowadzić do odwodniania, uchronić mięśnie przed skurczami, osłabieniem, kontuzjami w trakcie biegu, ewentualną rezygnacją, która wynikałaby tylko z tego, że na danym punkcie nie piłam - nie jadłam. Piłam raz wodę, raz izotonik . Banan - połowa, co drugi punkt, żel energetyczny od 12 km pół, potem na przemian co 5-7 km pół żelu lub batona energetycznego popijanego wodą. Walka toczyła się cały czas. Zwłaszcza w głowie.

Organizm chciał 'hamować' , bo po co się męczyć, gdy temperatura do asfaltu wskazywała około 50st C, a powietrza ok 30st C. Tak jesteśmy skonstruowani, że w momencie zagrożenia (tutaj upału i przegrzewania organizmu) ciało chciało powiedzieć: stop! Nie dopuszczałam do siebie myśli o rezygnacji. Nie zastanawiałam się czy boli mnie kolano czy nie (pół roku wcześniej kontuzja więzadła). Nie dopuszczałam do siebie negatywnych myśli. Szukałam radości podczas biegu.

Cieszyły mnie małe dzieci kibicujące na trasie, którym mogłam przybić 'piątkę'. Muzyka na trasie, rozmowa z innymi biegaczami, pozwalały odwracać uwagę od przychodzącego zmęczenia. Nie biegłam według jakiegoś stricte określonego czasu, tempa. Wsłuchiwałam się w swój organizm. Takie sytuacje sprawiają, że poznaję się w różnych okolicznościach na które nie zawsze się jest przygotowanym. Stawałam na punktach odżywiania by spokojnie się napić, nie zadławić wodą. Napełniałam butelkę i biegałam.

Po 30km widziałam chwile zwątpienia w ludziach. Ogromy sił charakteru, lecz niektórym ciało odmawiało posłuszeństwa. Chcesz a nie możesz. To chyba najtrudniejsze. Słowa nic nie dadzą. I zrozumie to tylko ten kto ukończył maraton. Nie da się tego opisać słowami. Tego trzeba doświadczyć. Przeżyć. Każdy po swojemu.

Ostatni kilometr. Widząc ten znak, 'pozbierałam' wszystkie swoje wewnętrzne siły i zaczęłam przyśpieszać. Chciałam na mecie czuć, że dałam z siebie wszystko co mogłam. Nie chciałam mieć do siebie żalu. Zawsze staram się wykonywać wszystko na 100 lub 101% możliwości. Udało się wyprzedzić kilku zawodników. Po wbiegnięciu na metę początkowo nie potrafiłam się nawet uśmiechnąć, czułam spadek sił i bardzo spuchnięte nogi od rozgrzanego asfaltu. Organizatorzy tuż przed linią mety mówili, żeby nie przyśpieszać kto nie czuje sił, nie chcieli wypadków. Mówili, że tak rekordowej temperatury podczas wrocławskiego maratonu jeszcze nie odnotowali.

Udało się - w końcu: Just do it - I did it! :) moje motto tegoroczne.

Przygotowanie i otoczka maratonu super, kurtyny wodne, dużo wody na trasie, organizatorzy się spisali.

Trochę statystyk.

Na metę wbiegałam z czasem 3:31:17. W klasyfikacji OPEN zajęłam 291 miejsce na 4128 osób, które wystartowały; 20 miejsce na 613 startujących kobiet; 9 miejsce w swojej kategorii wiekowej K20.

Kto chce spróbować maratonu, powinien systematycznie biegać. Nie ważne czy krótkie czy długie dystanse. Pierwsze dwa lata to po prostu czyste bieganie, dla frajdy, zabawy, zresztą mi to zostało do dziś. Trzeba sobie stawiać realne cele. Najpierw był bieg na 5km, potem 10, za rok - półtora: półmaraton, potem kilka górskich półmaratonów i dopiero po 3-3,5 latach zdecydowałam się na pierwszy maraton. Polecam każdemu - bo w końcu to coś niesamowitego móc nazwać się MARATOŃCZYKIEM :)

Jedno jest pewne: jeśli biegasz, wkładasz w to serce, nie traktujesz tego jako wyrzeczenie, że musisz czasem wstać o 6 rano by pobiegać i iść potem do pracy, bo to właśnie jest pasja, a pasja tworzy marzenia. Marzenia tworzą wizualizacje. Wizualizacje często przekładają się na życie. Jak 'zaprogramujesz' sobie głowę - pozytywnie-negatywnie tak będzie. Siła podświadomości jest wielka.

Poznasz siebie. Na maratonie. Swój charakter. Siłę. Doświadczysz rzeczy, które daje tylko maraton. To bieg 'wojowników' głowy i ciała. To może twój przyszły bieg....

Do zobaczenia na trasie! :)

Komentarze (2)

konto usunięte
2016-09-16 17:55:41
0 0
Brawo Justynko , a kiedy ultramaraton ?
Odpowiedz
konto usunięte
2016-09-16 22:36:12
0 0
Gratki, Justyna, świetny czas.
Odpowiedz
Zgłoszenie komentarza
Komentarz który zgłaszasz:
"Wrocław Maraton 2016 w wykonaniu Justyny Kurczab z Limanowej – relacja naszej maratonki"
Komentarz który zgłaszasz:
Adres
Pole nie możę być puste
Powód zgłoszenia
Pole nie możę być puste
Anuluj
Dodaj odpowiedź do komentarza:
Anuluj

Może Cię zaciekawić

Sport

Pozostałe

Twój news: przyślij do nas zdjęcia lub film na [email protected]