kp9
Komentarze do artykułów: 7
Czy to było przestępstwo? Patrząc na okoliczności, prawdopodobnie tak, ale chciałby wyjaśnić niejasności, które padły we wcześniejszych komentarzach (np. w komentarzu mamilo): Po pierwsze, czy można odstrzelić psa: Zgodnie z art. 33a ust. 3 ustawy o ochronie zwierząt: „Dzierżawca lub zarządca obwodu łowieckiego może podjąć działania zapobiegające wałęsaniu się psów na terenie obwodu poprzez: 1)pouczenie właściciela psa o obowiązku sprawowania kontroli nad zwierzęciem; 2)odłowienie psa i dostarczenie go właścicielowi, a jeżeli ustalenie tej osoby nie jest możliwe dostarczenie do schroniska dla zwierząt; odłowienie i dostarczenie psa odbywa się na koszt właściciela.” Ponadto art. 6 ust. 1 pkt 5, który brzmi: „Zabrania się zabijania zwierząt, z wyjątkiem: (…) usuwania osobników bezpośrednio zagrażających ludziom lub innym zwierzętom, jeżeli nie jest możliwy inny sposób usunięcia zagrożenia (…)”. Po drugie, czy słowo 'mord' zostało właściwie użyte: Cytuję słownik języka polskiego: morderstwo – «przestępstwo polegające na umyślnym pozbawieniu życia człowieka» Po trzecie, czy słowo 'ciało' zostało właściwie użyte: Cytuję słownik języka polskiego: ciało – «organizm ludzki lub zwierzęcy jako całość (czasem tylko o tułowiu)» Podsumowując, psa, tak jak każde inne zwierze można pozbawić, życia. Jednakże w odróżnieniu, od np. komara, w 99% przypadków jest to czyn nie mający żadnego uzasadnienia. Ponadto nawet, gdyby doszło do takiej sytuacji, nie mamy żadnego prawa pozostawić ciała i odejść, jakby nic się nie stało. Poza tym pamiętajmy, że są słowa Abstrahując, pamiętajmy, że pies to zwierze – nie ma rozumu. Dzięki czemu z jednej strony nie jest złe, chciwe, fałszywe, okrutne, niszczycielskie, ale z drugiej strony nie zachowuje się racjonalnie. Zwłaszcza dotyczy to wałęsających się psów – raz potrafią być potulne jak psy domowe, a innym razem ujawnia się ich dzika natura (różne mogą być tego powody: np. głód, ochrona terytorium, które pies uznaje za własne). Dlatego apeluję do wszystkich, którzy widzą takie zwierzęta, aby przyjąć jest do siebie albo zawiadomić służby weterynaryjne, a nie wybierać rozwiązań pośrednich, takich jak wymienieni w artykule sąsiedzi. Pisząc 'przyjąć' mam na myśli słowa, które usłyszałem kiedyś w jednym z państw Europy Zachodniej: 'nie mam psa, bo nie mam ogrodzenia, a nie chcę trzymać go na uwięzi', gdzie psy nie atakują przechodnia albo rowerzysty przechodzącego drogą publiczną, wyskakując z pobliskich zabudowań. Wymagajmy też od siebie, nie tylko od władz.
Problem kolejek do lekarzy wydaje się łatwym do rozwiązania. Trzeba tylko zakazać lekarzom jednocześnie leczyć w szpitalu i prowadzić prywatną praktykę. Nie chcę tu rzucać oskarżeń na wszystkich lekarzy, bo zapewne nie wszystkich to dotyczy, ale dość logicznym wydaje się sztuczne nabijanie kolejek w szpitalach/przychodniach, tak aby zmęczeni czekaniem pacjenci zapisali się prywatnie. Poza tym lekarz ma bardzo odpowiedzialną pracę, wymagającą pełni sił, braku zmęczenia. Nie może być tak, że poza całodziennym dyżurem w szpitalu przyjmuje prywatnie do późnych godzin wieczornych.
Tu nie chodzi nawet o Romów. Gdyby zwykły Polak groził policji z balkonu, że zaatakuje ich w razie wkroczenia, to policja by nie wkroczyła. Bo gdyby wkroczyła trzymając w ręku naładowaną broń, to funkcjonariusze musieliby się tłumaczyć, dlaczego grozili człowiekowi bronią. I zapewne komisja stwierdziłaby, że 'nie była to sytuacja, w której należało użyć broni palnej'.
Co to za państwo, w którym można bezkarnie grozić policji. Bez względu na to czy to osoba pochodzenia romskiego, czy nie, czy jest pełnoletnia, czy nieletnia powinna zostać zatrzymana pod zarzutem groźby względem funkcjonariuszy. Policja powinna mieć prawo w takiej sytuacji wkroczyć do mieszkania i powinna mieć prawo przy wejściu do obrony nawet przy pomocy broni palnej. Tacy smarkacze wiedzą, że policja im nic nie zrobi, więc pozwalają sobie na takie przypadki.
Ja też byłem uczniem i w moim przypadku obeszło się bez korepetycji. Nie obeszło się jednak bez 6 - 8 godzin dziennej nauki! Korepetycje są bowiem kolejnym błędem polskiej edukacji, na którym nauczyciele zbijają krocie. Zważcie na to, że materiału jest obecnie w liceach tak dużo, iż nauczyciele nie mają czasu na dokładne tłumaczenie wszystkich kwestii. Są więc dwie możliwości wyboru: albo korepetycje, albo nauczenie się organizacji sobie czasu nauki, samodzielnego korzystania z testów, podręczników i Internetu. Tyle jest dziś możliwości. Korepetycje są moim zdaniem wyrazem braku wiary w swe umiejętności, które drzemią w każdym. Nie trzeba mieć przecież z matematyki 4, niektórym wystarczy 2. Jeśli jednak uczeń przychodzi z wielkimi brakami na poziomie procentów i ułamków. To przepraszam. Nie zwalajmy winy na liceum. Szukajmy powodów tego w szkole podstawowej i gimnazjum. Może na nie warto byłoby przerzucić swoją krytykę?? A może znaczenie miało tutaj brak zaangażowania ucznia w naukę we wcześniejszych latach? Może na to powinniśmy zwracać uwagę? W szkole podstawowej i gimnazjum jest o wiele więcej czasu na tłumaczenie niektórych zagadnień, mamy zajęcia wyrównawcze? Chyba nie powiecie, że procenty, ułamki i rozwiązywanie prostych równań nie przydaje się w życiu? PS: Znam niektóre z osób wymienionych w artykule. Oni nie chodzili na żadne korepetycje. W mojej klasie na korepetycje uczęszczało góra 50% osób. W przypadku większości, nadal uważam, że były one niepotrzebne
Nie idą wszyscy, bo progi są wciąż dla niektórych za wysokie. Poza tym dzięki doskonałej kadrze w szczególności z przedmiotów ścisłych nawet słąbsi uczniowie mogą zdać maturę rozszerzoną z podobnym wynikiem jak najlepsi w innych limanowskich szkołach (w Internecie można prześledzić wyniki matur, np. matury rozszerzonej z matematyki). Poza tym w Orkanie nauczyciele nie streszczają się do minimum podstawy programowej (czyli tego, co starczy do matury). Przerabiane są rzeczy, które wyleciały z podstawy programowej w czasie pamiętnej reformy oświaty. Dzięki temu absolwentom jest dużo łatwiej na pierwszym roku studiów (w szczególności ścisłych, technicznych i medycznych). Również z przedmiotów humanistycznych 'Orkan' może pochwalić się bardzo dobrą kadrą. Bardzo fajne jest również to, iż nauczyciele przedmiotów, z których uczniowie nie zamierzają zdawać matury nie wałkują, nie wbijają do głowy materiału uczniom, tak jak w innych limanowskich szkołach (oczywiście możecie podać wyjątki z innych limanowskich szkół). Nauczyciele pragną doskonale wytłumaczyć materiał, tak żeby uczniowie jak najwięcej zrozumieli i jak najwięcej zapamiętali. Oni wiedzą, iż kucie dużej ilości materiału na sprawdzian, wcale nie umożliwi uczniom jego zapamiętania. Jeśli chodzi o rygor i zasady panujące w szkole, to ja pragnę przypomnieć wszystkim tu obecnym osobom w wieku szkolnym, iż uczęszczają do szkoły przede wszystkim po to, by się czegoś nauczyć. Dopiero, gdy znajdzie się czas można chwilę odpocząć. Nie ma więc tak często w 'Orkanie' imprez. Nie szuka się bylejakiego powodu na skrócenie lekcji. Zaś kiedy musi być jakaś akadamia, to w czasie akademii nie odbywają się żadne lekcje (jest to poprostu dłuższa przerwa), a lekcje są skrócone. Poza tym nieobecności wcale nie jest tak łatwo usprawiedliwić. (wcalęnie twierdzę, że w innych limanowskich szkołach tak nie jest. Ja tylko wymieniam to, z czym przyszli uczniowie 'Orkana' muszą się liczyć, co pierwotnie może wydawać się złe, ale już po ukończeniu szkoły okaże się dobre).
Nie znam dokładnie Pani Anny Mruk. Nie wiem więc, czy rzeczywiście tak dobrze potrafi prowadzić placówkę oświatową. Miejmy nadzieję, że w tej kwestii starostwo nie kłamie. Może rzeczywiście jest świetnym nauczycielem. Jednak według mnie obowiązkiem nauczyciela jest również dawanie dobrego przykładu uczniom. Dotyczy to przede wszystkim dyrektora. Proszę mi tylko powiedzieć, jaki przykład daje nowa pani dyrektor uczniom, a przede wszystkim diewczętom, poprzez swój ubiór, a przede wszystkim makijaż. Czy to nie jest rzeczowy argument. Przypominam, że jeszcze ponad 20 lat obowiązkiem dyrektora było kontrolowanie ubioru nie tylko uczniów, ale i nauczycieli.