7°   dziś 5°   jutro
Środa, 27 listopada Walerian, Wirgiliusz, Maksymilian, Franciszek, Ksenia

Biznes i gospodarka nie powinny mieć barw partyjnych

Opublikowano 29.12.2015 10:34:03 Zaktualizowano 04.09.2018 19:29:44

Rozmowa z Ryszardem Florkiem, prezesem firmy FAKRO.

- Gdyby miał Pan wygłosić prognozę dla polskiej gospodarki na 2016 r., to co by Pan powiedział u progu nowego roku?

- Powiedziałbym, że nie jestem wróżką i że nie podejmę się przepowiadania scenariuszy dla polskiej gospodarki na najbliższe miesiące i lata. Mogę jedynie powiedzieć, że nieustająco mocno wierzę w polskich przedsiębiorców ich potencjał i chęć rozwoju. Wierzę też, że nowy rząd – tak jak zapowiadał – stworzy lepsze warunki dla rozwoju naszej gospodarki. Czy tak się stanie? Wiem, że politycy PiS uważnie wsłuchiwali się w głos przedsiębiorców, ale na razie za wcześnie wyciągać z tego wnioski, bowiem w dziedzinie gospodarki nie było żadnych konkretnych decyzji.

- Liczy Pan na nowy rząd i jego gospodarcze decyzje?

- Odpowiem tak: oczekiwania na dobre gospodarcze decyzje zostały mocno napompowane. Inni nazywają to uczucie nadzieją, ale w biznesie to chyba złe słowo. Zatem wielkie byłoby rozczarowanie, gdyby oczekiwanie na zmiany miały skończyć się niczym. Pewnie powinienem jeszcze powiedzieć, że to dla polskiej gospodarki historyczny moment, niepowtarzalna szansa, żeby ją mocno pchnąć do przyspieszenia i rozwoju, do którego aspirujemy. Wszyscy aspirujemy. Aby pracownicy mogli więcej zarabiać muszą rozwijać się polskie firmy. To chyba moment z gatunku „teraz albo nigdy”, bo jeśli w najbliższym czasie nie uda się wprowadzić rozwiązań sprzyjających rozwojowi polskich przedsiębiorstw, to temat zostanie odłożony na lata i życia nam braknie, by doczekać efektu, o jakim marzymy jako społeczeństwo.

- Politycy rządzącej partii rozmawiali z przedsiębiorcami?

- W ramach założonej przez nas Fundacji Pomyśl o Przyszłości (zajmującej się – budowaniem kapitału społecznego poprzez edukację ekonomiczną polskiego społeczeństwa oraz objaśnianiem mechanizmów gospodarczych rządzących zasobnością naszych portfeli) rozmawialiśmy i rozmawiamy z politykami wszystkich opcji. Biznes i gospodarka nie mogą, a w każdym razie nie powinny mieć barw partyjnych. Wśród polityków jest wielu takich, którzy chętnie poszerzają swoją wiedzę na tematy ekonomiczne i gospodarcze, bo mają świadomość, że to stan gospodarki będzie miał decydujący wpływ na stan państwa i zamożność obywateli. Osobną sprawą jest tempo i wola wprowadzania zmian proponowanych przez przedsiębiorców. Tutaj – niestety – często nad interesem ekonomicznym górę bierze interes polityczny. I to jest problem. Nie myślę tu o żadnej konkretnej partii, ale raczej o zjawisku, które nazwałbym myśleniem politycznym, a nie ekonomicznym.

- Wiele razy pojawiała się już informacja, że albo będzie Pan doradcą ekonomicznym kolejnych premierów, albo wręcz Pan wejdzie do rządu?

- Też słyszałem takie informacje, ale sam pewnie najlepiej rozumie, że media często karmią się i napędzają – mówiąc delikatnie – niesprawdzonymi informacjami. Nawet nie chce mi się tego dementować. Powtarzam – moje drzwi zawsze były i będę otwarte dla wszystkich, którzy chcą pogłębiać swoją wiedzę ekonomiczną i gospodarczą. Mnie nie interesuje polityka i partyjne etykiety ludzi, z którymi się spotykam. Jestem polskim przedsiębiorcą i jedyne, co mnie interesuje, to efekt ekonomiczny pewnych rozwiązań dla rodzimej gospodarki.

- Prawo i Sprawiedliwość zapowiedziało, że w pierwszej kolejności dla zabezpieczenia interesów polskich przedsiębiorców wprowadzi podatek dla sklepów wielkopowierzchniowych?

- I tu mamy kłopot. Z gruntu błędne jest takie założenie i naliczanie podatku od powierzchni. Zachodnie sieci handlowe ulokowane są również na stosunkowo małych powierzchniach, a liczony tym sposobem nowy podatek uderzy w 5-10 dużych polskich podmiotów handlowych, które działają na większych powierzchniach niż ujednolicone architektonicznie markety zachodnich sieci. Powtórzę zatem z całą mocą – edukacja ekonomiczna panowie politycy! Chcąc w dobrej wierze chronić polski handel uderzycie rykoszetem właśnie w rodzime przedsiębiorstwa. Ostrożnie!

- Chce Pan namawiać ekipę rządzącą do wycofania się z jednego ze swoich sztandarowych pomysłów z kampanii wyborczej? Namawia ich Pan, by strzelili sobie samobójczego gola?

- Samobójczy gol to wprowadzenie podatku od sklepów wielkopowierzchniowych, bo on wpadnie do bramki polskich handlowców. I żeby była jasność – nikogo nie namawiam do zmiany kursu gospodarczego, a jedynie do jego korekty. Istotnej korekty kursu, ale przecież ostatecznie statek zmierzać będzie w tym samym kierunku, tylko zdecydowanie szybciej i na dodatek uchroni się przed tym, by osiąść na mieliźnie, albo wręcz roztrzaskać o skały.

- Co Pan proponuje w zamian.

- To nie tylko ja, ale również inne duże polskie firmy zrzeszone w Fundacji Pomyśl o Przyszłości namawiamy rząd do wprowadzenia opłaty od korzyści skali.

- Dla przeciętnego podatnika brzmi to tajemniczo.

- Już wyjaśniam: proponujemy ustanowienie podatku od przychodu osiąganego na rynku polskim dla podmiotów, których obrót na rynku globalnym jest większy niż 1 mld euro. Wysokość podatku mogłaby wynosić np. 1 procent przychodu lub zmieniać się w zależności od tego, jak bardzo próg 1 mld euro jest przekroczony – a więc np. w skali od 0,5 do 2 proc. Mówiąc prościej ci so mają większe korzyści skali zapłacą więcej.

- Co to da polskiej gospodarce?

- Generalnie chodzi o to, by obciążać podatkiem podmioty, które na naszym rynku mają dodatkową przewagę konkurencyjną, jaką są korzyści generowane przez efekt skali osiągnięty wysokim poziomem sprzedaży w całej Unii Europejskiej. Jeśli pomimo przekroczenia progu 1 mld euro, firma nie będzie odnosić korzyści skali, wówczas prezes Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumenta będzie miał prawo zwolnić z opłat taki podmiot. Jeśli po analizie dojdzie do wniosku, że korzyści skali w tym przypadku nie ma.

- Listu gratulacyjnego z Brukseli za ten pomysł nie powinien się Pan spodziewać. Taki podatek może zostać potraktowany, jako zamach na swobodną konkurencję w ramach Unii Europejskiej.

- Jest pan w błędzie. Podatek od korzyści skali musi być bezstronny pod względem narodowości kapitału, by nie dyskryminował firm zagranicznych. Polskie firmy działające w skali globalnej też go zapłacą, jeśli oczywiście zna pan dużo rodzimych firm, działających w takiej skali.

- Nawet jeśli długo będziemy się zastanawiać, to wielu polskich firm o takiej skali działalności chyba nie wymienimy…

- No więc nie ma co udawać - proponowana przez nas regulacja może w większym stopniu dotknąć przedsiębiorców z krajów tzw. starej Unii. Inna sprawa, że znamy wiele przypadków innych regulacji wspólnotowych, które dotykają poszczególne państwa w różnym stopniu. Przecież regulowanie opłat za emisję gazów cieplarnianych znacznie bardziej dotyka opartą na węglu gospodarkę polską niż np. niemiecką czy francuską. Naszym zdaniem bez wprowadzenia odpowiedniego instrumentu pozwalającego zrównoważyć przewagę konkurencyjną w postaci ogromnych korzyści skali, pozbawimy Polskę szans zbliżenia się do rozwiniętych krajów Europy i świata, a wówczas wysokie wynagrodzenia w naszym kraju na długo pozostaną wyłącznie w sferze marzeń.

- Skąd ta dysproporcja?

- Najkrócej mówiąc z wieloletnich, a nawet wielowiekowych zaniedbań ekonomicznych. W czasie kiedy inne narody i państwa bogaciły się i gromadziły przez pokolenia kapitał pozwalający im z rozmachem działać, Polacy zajęci byli walką o niepodległość albo kombinowaniem jak przetrwać czasy realnego socjalizmu. To czas bezpowrotnie stracony, którego na skróty nie jesteśmy w stanie nadrobić. Na wielki kapitał u innych pracowały pokolenia. Dlatego tak trudno nam dzisiaj konkurować na globalnym rynku.

- Ale przecież unijne przepisy wszystkim dają równe szanse.

- Panu też dają równe szanse konkurowania. Przecież pan może zrobić dobrą gazetę albo sieć gazet o zasięgu europejskim, prawda? Nie ma przeszkód formalnych! Ale są przeszkody ekonomiczne i te pana nie puszczają. Po prostu nie ma pan za co stworzyć takiego koncernu. A jeśli nawet miałby pan za co, to i tak nie osiągnąłby sukcesu, bo nie miałby korzyści skali i byłby pan niekonkurencyjny. A Niemcy mają za co i mają też korzyści skali, dlatego większość polskich mediów należy do niemieckich koncernów. Stąd też taka opłata mogłaby choć odrobinę zwiększyć szanse rodzimych firm w konkurowaniu z globalnymi graczami, a tym samym pobudzić rozwój gospodarczy naszego kraju.

Rozmawiał Wojciech Molendowicz

Komentarze (0)

Nie dodano jeszcze komentarzy pod tym artykułem - bądź pierwszy
Zgłoszenie komentarza
Komentarz który zgłaszasz:
"Biznes i gospodarka nie powinny mieć barw partyjnych"
Komentarz który zgłaszasz:
Adres
Pole nie możę być puste
Powód zgłoszenia
Pole nie możę być puste
Anuluj
Dodaj odpowiedź do komentarza:
Anuluj

Może Cię zaciekawić

Sport

Pozostałe

Twój news: przyślij do nas zdjęcia lub film na [email protected]