7°   dziś 5°   jutro
Środa, 27 listopada Walerian, Wirgiliusz, Maksymilian, Franciszek, Ksenia

Biznes sam do mnie wraca

Opublikowano 26.05.2015 08:56:11 Zaktualizowano 05.09.2018 07:24:56 TISS

Kinga Pawłowska, córka założyciela Wyższej Szkoły Biznesu – NLU Krzysztofa Pawłowskiego, powoli wychodzi na rynek z nową linią kosmetyków do pielęgnacji twarzy na bazie naturalnych produktów.

STYL ŻYCIA. Z ojcem w tej kwestii od początku była szczera. Nie chciała przejąć uczelni. Widziała, ile pracy, nieprzespanych nocy i nerwów kosztuje go jej prowadzenie. Widziała też, ile, mimo wszystko, daje mu to radości. Ona swoje szczęście odnalazła w rodzinie, jodze, a ostatnio w… kosmetologii.

Kiedy Krzysztof Pawłowski stał się osobą publiczną, ona wchodziła w okres dojrzewania, nastoletniego buntu. Przyznaje, że sukces ojca nie pozostał bez wpływu na postrzeganie jej przez rówieśników czy nauczycieli. Właściwie „dotknął” całą rodzinę. Z jednej strony stawiani na świeczniku, z drugiej obgadywani za plecami.
Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że to był czas, który mnie uodpornił na całe życie. Nigdy później nie przejmowałam się, co, kto myśli na mój temat, co, kto mówi. Po prostu działałam – mówi Kinga Pawłowska.
***
Jej świat stanowiła rodzina. To dla niej i swojego ówczesnego chłopaka została w Nowym Sączu. Zresztą trudno też było wybrać studia na innej uczelni. – W eter poszedłby pewnie komunikat, że WSB-NLU nie jest wystarczająco dobrą szkołą dla córki właściciela – mówi Krzysztof Pawłowski.
Jednak dla Kingi nie był to argument. Ojciec nie naciskał. To była jej decyzja. Później jednak, gdy wyjechała do pracy i na dalsze studia do Warszawy w Szkole Głównej Handlowej, zadzwoniła do taty, mówiąc: – Tylko spróbuj kontaktować się z panią rektor…
– Przez rok musiałem przed moją koleżanką udawać, dopóki ona sama nie powiedziała mi: – Wiemy, że Kinga jest u nas – śmieje się Pawłowski.
***
Kinga nie musiała pracować, bo rodziców przecież było stać na opłacenie jej nauki. Chętnie włączała się jednak w działania podejmowane przez ojca, robiła też grafiki dla Sądeckiej Izby Gospodarczej, była konsultantką Avonu, a wyjeżdżając do Skandynawii dla zarobku obierała ziemniaki czy zbierała jagody.
– Cieszyłam się ogromnie z sukcesu taty. Widziałam, ile kosztuje go to wysiłku, ale też, ile daje mu to szczęścia. Podświadomie jednak szukałam swojej drogi i chyba ta moja chęć wyjazdów, była formą ucieczki od tego, co w Nowym Sączu. Byłam z ojcem szczera, nie chciałam przejmować WSB – mówi.
Pracując przy projektach unijnych, na jednym z wyjazdów do Oslo poznała swojego przyszłego męża. Miała narzeczonego, z którym była siedem lat. Decyzję o ślubie z Andrisem podjęła po roku. – Tak miało być… – ucina krótko temat.
***
Przewartościowała swoje życie niedługo po tym, jak na świat przyszedł jej syn Patryk (dziś 9-latek). Zaczęła mieć wówczas poważne problemy ze zdrowiem. Tryb życia, odpowiedzialna praca, zarządzanie dużymi zespołami ludzi, nie mogły pozostać bez wpływu na jej organizm. I wtedy odkryła… jogę.
W Biegonicach trafiłam na zajęcia z kundalini jogi. Okazały się dla mnie zbawienne. Świetnie się po nich czułam. Po kilku miesiącach mój instruktor wyjechał, więc zaczęłam szukać informacji na temat jogi na własną rękę, sama też dużo ćwiczyłam – opowiada Kinga.
I znów przytrafił się wyjazd. Mąż dostał stypendium w Stanach Zjednoczonych. Polecieli całą rodziną. To był moment zwrotny w jej życiu. W USA szkoliła się dalej na różnych warsztatach z jogi.
Przed kolejnym życiowym wyjazdem, do Rygi, skąd pochodzi jej mąż Andris, Kinga wraz ze swoją koleżanką Małgorzatą Koszyk, prowadziła między innymi zajęcia z jogi pod ruinami sądeckiego zamku. Teraz podobne akcje organizuje w Rydze. Na jej warsztaty w miejskim parku przychodzi niekiedy.. 200 osób. Prowadzi własną działalność gospodarczą, utrzymując się z organizowania zajęć z jogi dla kobiet, ale też matek z dziećmi.
***
– Z perspektywy czasu myślę sobie, po co był mi potrzebny ten stres? Tyle czasu poświęciłam pracy i nauce, a teraz żyję z tego, co uwielbiam robić. Ja nawet nie pracuję, tylko wypoczywam w… pracy – mówi Pawłowska i zaraz odpowiada sobie, że nic nie dzieje się bez przyczyny. – Musiałam dojrzeć, doświadczyć na sobie pewnych spraw, by zrozumieć, co jest dla mnie ważne. A chyba najważniejsze dla wszystkich jest życie w zgodzie ze sobą. Joga to na pewno nie tylko ćwiczenia fizyczne, to także rozwój duchowy, który moim zdaniem wcale nie musi się kłócić z religią, jaką wyznaję…
***
Doświadczenia wyniesione w pracy przy realizacji projektów, nabyte umiejętności w zarządzaniu firmami teraz też się jej przydadzą. Kolejnym zainteresowaniem Kingi oprócz jogi jest bowiem… kosmetologia. Od kilku lat, gdy położy dzieci (od 2013 roku jest również mamą Pauli) spać, rozkłada na stole w kuchni swoje domowe laboratorium, pełne olejków, masła, witamin, ekstrakty roślinne i tworzy peelingi, maseczki, kremy.
– Na początku robiłam je tylko dla siebie. Później zaczęłam testować kosmetyki na przyjaciółkach, klientkach, które przychodzą na moje zajęcia jogi. I tak zostałam namówiona na otworzenie firmy. Choć zarzekałam się, że z biznesem nie chcę mieć już nic wspólnego. A jednak to do mnie wraca – śmieje się Pawłowska.
Firma Belovedskin, którą już zarejestrowała, na razie ma zająć się produkcją kosmetyków do twarzy.
– Będą w stu procentach naturalne, a to oznacza, że nie nadają się na półki sklepowe, bo mają krótki termin (maksymalnie pół roku) przydatności, dlatego można je zamówić tylko przez internet – mówi, dodając, że kosmetyki będą też przygotowywane na indywidualne zamówienia…
Katarzyna Gajdosz
Fot. Arch. Kingi Pawłowskiej
– Musiałam dojrzeć, doświadczyć na sobie pewnych spraw, by zrozumieć, co jest dla mnie ważne – mówi Kinga Pawłowska. Na zdjęciu z synkiem Patrykiem i córeczką Paulą.

WARTO WIEDZIEĆ

Czytelniczkom „Sądeczanki”, które same również chciałyby poeksperymentować i stworzyć w zaciszu domu własny eliksir piękności, Kinga Pawłowska podpowiada przepis na naturalny peeling do ciała. – Od niego zaczęła się moja przygoda z kosmetologią – mówi i podaje potrzebne składniki:
– brązowy cukier
– olej (w zasadzie każdy będzie dobry: z pestek winogron, oliwa z oliwek, arganowy itp.)
– olej kokosowy roztopiony w kąpieli wodnej
– roztopione mało shea lub kakaowe
– fusy z kawy
– cynamon
– skórka z pomarańczy
Sposób przygotowania:
Oleje i masło wlać na cukier, tak by w całości go przykryć, następnie dodać wedle upodobania cynom, fusy z kawy, startą skórkę z pomarańczy i dobrze wymieszać. Można również wzbogacić peeling o olejki eteryczne. – Na początek proponuję nie mieszać kilku olejków, tylko dodać jeden, ulubiony – sugeruje Kinga. Taki peeling w łazience może być przechowywany około miesiąca.

Komentarze (0)

Nie dodano jeszcze komentarzy pod tym artykułem - bądź pierwszy
Zgłoszenie komentarza
Komentarz który zgłaszasz:
"Biznes sam do mnie wraca"
Komentarz który zgłaszasz:
Adres
Pole nie możę być puste
Powód zgłoszenia
Pole nie możę być puste
Anuluj
Dodaj odpowiedź do komentarza:
Anuluj

Może Cię zaciekawić

Sport

Pozostałe

Twój news: przyślij do nas zdjęcia lub film na [email protected]