7°   dziś 5°   jutro
Środa, 27 listopada Walerian, Wirgiliusz, Maksymilian, Franciszek, Ksenia

Był misjonarzem na całego...

Opublikowano 01.09.2015 07:12:05 Zaktualizowano 04.09.2018 20:21:29 top

W Tarnowie w wieku 77 lat zmarł ks. Władysław Stasik - sercanin, misjonarz, który pierwszą profesję zakonną złożył w Mszanie Dolnej. Wspomina go ks. Andrzej Sawulski - proboszcz parafii w Glisnem.

Śmierć ks. Władysława Stasika, sercanina chyba z najdłuższym stażem pracy na misjach, przypomniała mi kilka rzeczy związanych z jego osobą. Pierwsze wspomnienie to lata seminaryjne i jedno z licznych spotkań z misjonarzami przebywającymi na odpoczynku w kraju. Ks. Stasik z radością odwiedzał „serce prowincji”, jakim jest seminarium, w którym - jak podkreślał – kiełkuje małe ziarenko powołania misyjnego.

Dlatego chętnie spotykał się z klerykami i opowiadał o tym wszystkim, co działo się w Zairze (Kongo), z którym związał prawie 30 lat swego kapłańskiego życia. A my słuchaliśmy tych barwnych opowiadań z wielką ciekawością i zapewne wielu, którzy potem pojechali do tego kraju, czy w ogóle na misje, coś Mu zawdzięczało.

Miał stały kontakt z Kółkiem Misyjnym, pisywał listy, w których relacjonował na bieżąco o swojej i innych pracy, przywoził pamiątki do sali misyjnej, odwiedzał różne parafie z pogadankami o misjach. Angażował się misyjnie także w swojej rodzinnej parafii w Juszczynie.

Seminarium w Stadnikach, gdzie 18 czerwca 1967 r. przyjął święcenia kapłańskie, było Mu zawsze bliskie. Po trzyletnich studiach na ATK w Warszawie wrócił tu, by jako wychowawca formować kleryków, a niedługo potem, w 1974 r. zdecydował o swym wyjeździe na misje do ówczesnego Zairu. Miał sentyment do seminarium, skąd od początku jego istnienia wychodziły zastępy sercanów, a wśród nich przyszli misjonarze, i gdzie wszystko: kościół, kaplica, ogród, korytarze, pokoje, każda cegła mówią o historii polskiej prowincji. Kiedy w 2003 r. na stałe wrócił z Konga do Polski, chętnie przyjeżdżał do Stadnik, by odprawić tutaj swoje roczne rekolekcje. Jednego dnia spotkaliśmy się w ogrodzie, po którym spacerował codziennie z różańcem. „Popatrz, księże! Jak to jest? Starzejemy się równo z tymi drzewami. Wiele z nich pamiętam, jak były jeszcze małe. One urosły i się mocno trzymają, my coraz słabsi” – powiedział, odrywając się na chwilę od modlitwy. Różaniec był jedną z ulubionych modlitw ks. Władysława, o czym dał świadectwo w książce „Zwycięstwo przychodzi przez różaniec”, będącej zbiorem licznych wypowiedzi osób, które przekonały się o sile tej modlitwy.

Sprawa dotyczyła sytuacji z maja 2000 r., gdy wrócił po urlopie do Konga i zastał kraj ogarnięty rebelią. Kiedy teren parafii sercanów w Kisangani został otoczony wojskiem, w budynkach domu zakonnego znalazły schronienie m.in. dzieci, które uciekły z pobliskiej szkoły. Przez cały czas zagrożenia wszyscy odmawiali różaniec. „Ta modlitwa jakoś dziwnie ich uspokajała” – wspominał ks. Stasik, który zajął się także przygotowaniem jedzenia dla prawie 70 osób. Szybko pojawił się jednak problem braku wody pitnej. Na dodatek jedna z kobiet, którą ks. Władysław schronił, była z noworodkiem.

Wtedy misjonarz zdecydował, że trzeba szukać wody w pobliskich studzienkach. Zawarł swoistą umowę z Matką Bożą: dzieci i dorośli będą modlić się na różańcu, a on pod ostrzałem karabinów, świstem kul i wybuchów, z białym prześcieradłem na kiju, pójdzie po wodę. I chodził, narażając się na utratę życia, kilka razy na dzień przez cały tydzień. „Jestem przekonany, że to modlitwa różańcowa dzieci sprawiła, że nic złego nie przytrafiło się nam podczas tych wypraw. A jeżeli ktoś powie, że był to przypadek, to muszę wyznać, że modlitwa dzieci dodawała mi otuchy w tych niebezpiecznych wyprawach” – wyznał w książce powstałej na apel Radia Maryja. Wtedy, w Stadnikach zaprosiłem ks. Władysława do Glisnego z rekolekcjami wielkopostnymi. Przyjechał jak obiecał. Dawno nie był pod Luboniem, choć pierwsze kroki stawiał u sercanów w pobliskiej Mszanie Dolnej na Lachówce, gdzie znajdował się w latach 1954-59 nowicjat i wielu tutaj, łącznie z nim, złożyło pierwszą profesję. Wypytywał o wszystko. Był ciekawy, jak sobie radzę, jak żyją ludzie, czy są jakieś problemy? Na jego nauki przychodziła niemal cała wioska, bo mówił interesująco, nie pomijając wątków misyjnych, za co podziękowano mu brawami.

Przywiózł ze sobą co dopiero wydaną książkę o swoim wspomnieniach z Zairu, którą mogli nabyć mieszkańcy. Te rekolekcje były wyjątkowe także z tego powodu, że zmarły w ich czasie dwie osoby, więc musieliśmy połączyć pogrzeby z naukami. To niespodziewane zdarzenie nie zmąciło spokoju, jaki miał w sobie. Umiejętnie scalił wszystko, głosząc kazania rekolekcyjno-pogrzebowe. Zauważyłem, że nie miał kłopotów z przemawianiem i bardzo lubił kontakt z ludźmi. A w każdej nauce i homilii było obficie Pismo Św., katechizm, dokumenty Kościoła i odniesienia do życia. A ostatnio swymi przemyśleniami dzielił się na stronie Profeto.pl, zamieszczając liczne kazania. W jednych z ostatnich homilii przed Dniem Życia Konsekrowanego, rozważał o ślubach zakonnych, a w ostatnim zdaniu czytamy: „Żyć skromnie z wyboru, aby móc pomagać innym, to aktualny duch ubóstwa zakonnego. W ubogich, których wspomagamy w zakresie naszego ślubu ubóstwa, żyje cierpiący Chrystus. To dla Niego decydujemy się na życie skromne”. Słowa te bardzo trafnie charakteryzują jego ducha i styl życia radami ewangelicznymi.

Interesował się aktualnymi sprawami świata i Kościoła. I wypowiadał się podczas różnych spotkań, m.in. z okazji stałej formacji. Czynił to z dużą znajomością tematu i z doświadczeniem duszpasterskim popartym przykładami Kościoła w Afryce. Widać było w każdym calu, że sprawy misji „nosił” w sobie wszędzie. Był misjonarzem na całego. Znał te dawne i obecne problemy misji. Był pomostem łączącym tamten, odeszły już świat misji, ze współczesnym. Wydaje się, że poświęcił misjom nie tylko 30 lat, ale niemal całe życie. Z jego odejściem odchodzi także dawny Zair, kraj będący dla wielu sercanów drugą ojczyzną oraz miejsce mogił licznych współbraci. Już coraz mniej takich postaci pośród nas.

Ks. Andrzej Sawulski SCJ (proboszcz parafii w Glisnem)

PS.

Ostatni raz spotkałem ks. Stasika 25 kwietnia br. w Stadnikach. Przyjechał na sympozjum poświęcone Sercu Jezusa i społecznym ideom o. Dehona. Zarówno cywilizacja miłości Serca Jezusa, jak również społeczny charyzmat Założyciela Zgromadzenia był mu bardzo bliski. Dlatego chciał jeszcze wziąć udział w stadnickim sympozjum. Chciał także uczestniczyć w rekolekcjach kapłańskich w sierpniu, zapisując się w domu tarnowskim jako pierwszy na listę uczestników. Nagłe załamanie stanu zdrowia nie pozwoliło mu przyjechać. W czasie rekolekcji wiele razy polecaliśmy Go podczas wspólnych modlitw. Odszedł w godzinie, kiedy w piątek odmawialiśmy Koronkę do Bożego Miłosierdzia i Drogę Krzyżową, także w Jego intencji.

-------------------------------------------------

Msza pogrzebowa odbędzie się we wtorek (1 września) w kościele parafialnym w Stadnikach.

12.00 – wprowadzenie ciała i modlitwa różańcowa

12.30 – Msza św. pogrzebowa i odprowadzenie ciała na cmentarz

----------------------------------------------

Ks. Władysław Stasik SCJ, ur. 26 grudnia 1938 r. w Juszczynie (Małopolska). Pierwszą profesję zakonną złożył 20 października 1958 r. w Mszanie Dolnej, a święcenia kapłańskie przyjął 18 czerwca 1967 r. w Stadnikach.

(Źródło: profeto.pl)

Komentarze (0)

Nie dodano jeszcze komentarzy pod tym artykułem - bądź pierwszy
Zgłoszenie komentarza
Komentarz który zgłaszasz:
"Był misjonarzem na całego..."
Komentarz który zgłaszasz:
Adres
Pole nie możę być puste
Powód zgłoszenia
Pole nie możę być puste
Anuluj
Dodaj odpowiedź do komentarza:
Anuluj

Może Cię zaciekawić

Sport

Pozostałe

Twój news: przyślij do nas zdjęcia lub film na [email protected]