Sądeczanie wciąż nie potrafią się otrząsnąć po tragedii, do jakiej doszło w ubiegłym tygodniu nad Dunajcem w Nowym Sączu. 54-letni Jacek K. zdetonował ładunek wybuchowy i zginął na miejscu. Prokuratura sprawdza okoliczności jego śmierci. Weźmie pod lupę również sprawę nakazu eksmisji rodziny K. wydanego przez Urząd Gminy w Chełmcu.
Tajemnicza eksplozja
12 kwietnia, godzina 9.00., przy ul. Jagodowej nad Dunajcem w Nowym Sączu nagle słychać potężny wybuch. Mieszkańcy okolicznych domów mówią o huku słyszanym w promieniu kilometra. W pierwszej chwili wiadomo jedynie, że zginął mężczyzna, rowerzysta. Jeszcze tego samego dnia policja ustala wstępnie tożsamość ofiary i zarządza przeszukanie. Dziś wiadomo już, że Jacek K. interesował się militariami, a w jego domu znaleziono materiały pirotechniczne. - Zabezpieczono amunicję różnego kalibru oraz składniki, które służyć mogły do wytworzenia materiałów wybuchowych - potwierdza Justyna Basiaga z biura prasowego KMP w Nowym Sączu. Wykluczono hipotezę mówiącą o najechaniu przez mężczyznę rowerem na niewybuch.
Najbardziej prawdopodobna wersja: samobójstwo
Prokuratura nie kryje, że głównym z rozważanych scenariuszy jest samobójstwo. Mężczyzna najprawdopodobniej sam przywiózł ładunki wybuchowe na miejsce zdarzenia. - Pozostaje jednak pytanie, czy jego działanie miało charakter czynu samobójczego, co jest założoną wersją, czy był to wypadek przy pracy. To znaczy, że być może chciał zdetonować ten ładunek, z różnych powodów, ale popełnił błąd - zaznacza prokurator Waldemar Starzak z Prokuratury Rejonowej w Nowym Sączu. W wyjaśnieniu okoliczności tragedii ma pomóc śledztwo. Dotyczy ono nakłonienia lub udzielenia pomocy w targnięciu się na życie i sprawy nielegalnego posiadania materiałów wybuchowych. Tożsamość mężczyzny ostatecznie potwierdzą jeszcze badania DNA. - Wtedy będziemy mieli możliwość stuprocentowego ustalenia, że mamy do czynienia z tą właśnie konkretną osobą - podkreśla prokurator. Do badań trafiły też materiały pirotechniczne z domu ofiary i ślady po wybuchu zebrane w miejscu eksplozji. Biegli mają ustalić ich rodzaj i pochodzenie.
Pytania bez odpowiedzi
W toku poszukiwania odpowiedzi na pytania o motywy działania mężczyzny, wróciła głośna sprawa z rodziną K. sprzed kilku tygodni. Żona ofiary pod koniec marca opowiedziała w mediach o swoich kłopotach lokalowych. Władze gminy Chełmiec postanowiły wybudować w miejscu zamieszkania państwa K. Centrum Kultury i planetarium. Uzyskały też pozwolenie na wyburzenie domu. Mieszkańcy nie chcieli się jednak przeprowadzić z ul. Magazynowej w Chełmcu do innego mieszkania socjalnego, w Paszynie. Tłumaczyli, że są bardzo przywiązani do miejsca zamieszkania. Nie odpowiadała im także lokalizacja nowego domu. Powoływali się na trudną sytuację materialną i mniejsze możliwości poszukiwania pracy w innej miejscowości. Skończyło się na nakazie eksmisji i sądowym sporze. 26 kwietnia miała się odbyć pierwsza rozprawa. - W rodzinie sytuacja była trudna, były kłopoty finansowe - mówi pani Katarzyna*, do której tragiczne wieści dotarły przez rodzinę Jacka K. - Jest to bardzo przykre, to trudne przeżycie dla każdego. Tragiczne jest to, że nie mogą go tak normalnie pochować. Mieszkanka Nowego Sącza nie może pojąć, jak mogło dojść do tej tragedii.
Wydarzenia z 12 kwietnia bardzo poruszyły sądeczan, wciąż wywołują wśród nich dyskusję. - Trudno nie myśleć o aspekcie psychologicznym i o tym, co musi się dziać w psychice, duszy człowieka, że decyduje się na taki czyn. Czy ci, którzy go znali to widzieli? Czy wysłał sygnały, że ma ze sobą kłopoty? Jest tu dużo pytań, na które nie znamy odpowiedzi. Drugi aspekt wiąże się ze sposobem, w którym jest coś … demonstracyjnego - zastanawiał się Wojciech Kudyba na antenie Regionalnej Telewizji Kablowej.
- Ktoś chciał pokazać, że dzieje mu się wielka krzywda. Może dla niektórych niezrozumiała, bo w dzisiejszych czasach jesteśmy przecież przyzwyczajeni do bardzo mobilnego życia. W Stanach Zjednoczonych przeciętny Amerykanin siedem razy w ciągu życia zmienia miejsca zamieszkania. Sądecczyzna ma jednak w sobie coś takiego, że przywiązanie do ziemi jest tu na wybitnie niespotykanym poziomie - dorzucił obecny w studiu RTK Wojciech Knapik. - Nie czuję się na siłach, żeby oceniać ten czyn, albo też samorządowców. Myślę jednak, że to przyspieszona lekcja empatii dla urzędników, że człowiek to są emocje, doświadczenia. Proste procedury i szybkie podejmowanie decyzji nie zawsze jest dobre - podkreślał. Wojciech Kudyba zaproponował również rozwiązanie systemowe. Jego zdaniem w gminach przy rozwiązywaniu spraw społecznych powinien asystować doświadczony psycholog-negocjator. - Chodzi o to, w jaki sposób zostanie przekazana wiadomość. Na taką decyzję jedni zareagują spokojnie, bo są przyzwyczajeni do przeprowadzek, inni będą chcieli jak najwięcej wycisnąć z tej transakcji, a wreszcie inni okazują się tak słabi, że ta decyzja ich zupełnie druzgocze - wyjaśnił swój punkt widzenia gość RTK.
Prokuratura sprawdzi wątek eksmisji
Pełnomocnik rodziny dotkniętej tragedią w oficjalnym piśmie do mediów krytykuje poczynania samorządu w sprawie eksmisji. Nie wyklucza też, że mogła ona być przyczyną śmierci mieszkańca Chełmca. Tłumaczy, że wywołała ogromny stres w rodzinie K.
- Na chwilę obecną nie można powiedzieć, iż tragedia ta nie pozostaje bez związku z problemami, jakie w ostatnim czasie spotkały rodzinę, która bez wyraźnej przyczyny i informacji o podstawach, zmuszana jest do porzucenia wszystkiego tego, co przez wiele lat tworzyło ich wspólny dom. Wynikające z tego poczucie straty i zagrożenia przyszłości oraz brak wsparcia ze strony urzędników, stały się bowiem powodem wielu cierpień i ogromnego stresu, z czym w ostatnim czasie przyszło się mierzyć wszystkim członkom rodziny - wyjaśnia Król.
Kwestii eksmisji przyjrzy się prokurator. Decyzja zapadła po zbadaniu akt sądowych dotyczących konfliktu miedzy mieszkańcami, a władzami gminy Chełmiec. - Prokuratura zbada także akta postępowania administracyjnego pod kątem prawidłowości decyzji, jakie w tej sprawie zostały wydane przez organy samorządowe - tłumaczy Waldemar Starzak. Władze gminy podkreślają jednak, że nie mają sobie nic do zarzucenia. - Na chwilę obecną prokuratura nie wzywała nas do żadnych czynności i działań. Nie mamy jednak nic do ukrycia. Będziemy współpracować w pełni w celu dogłębnego wyjaśnienia tej sprawy - zapowiada Artur Bochenek. Z-ca wójta gminy Chełmiec wyraża też ubolewanie w związku ze śmiercią mężczyzny. Apeluje również, żeby nie łączyć tragicznej śmierci Jacka K. ze sprawą eksmisji, bo ciągnie się ona od roku. - ZGKiM w Chełmcu prowadził postępowanie dotyczące przeniesienia rodziny ze zrujnowanego i nienadającego się do zamieszkiwania domu przy ul. Magazynowej 1, już od dnia 16 marca 2015 roku. Przyczyną prowadzonego postępowania o przeniesieniu był tragiczny stan budynku, w którym zamieszkiwały 2 rodziny, i na który to budynek gmina otrzymała decyzję na rozbiórkę wydaną przez Starostwo Powiatowe w Nowym Sączu - czytamy w specjalnym oświadczeniu. Na dowód urzędnicy publikują też zdjęcia budynku przy ul. Magazynowej i nowego lokalu w Paszynie.
Czytaj także w Dobrym Tygodniku Sądeckim – tutaj.
*imię zmienione na prośbę rozmówczyni
(Fot.: UG Chełmiec)
Zobacz również:
Komentarze (5)
Prokuratura gdyby potwierdziła wątek wpływu urzędników na samobójstwo, to trzeba samobójcę uznać za człowieka o wielkim sercu. Mógł przecież założyć pas szahida i udać się do urzędu jego zdaniem winnego jego problemów, które są nie do przezwyciężenia.
Ten dom(buda) koliguje z prężnie rozwijającym się biznesem, w tym terenie. :)