0°   dziś 4°   jutro
Sobota, 23 listopada Adela, Klemens, Klementyna, Felicyta

"Dziennik zarazy": bogate życie biologiczne

Opublikowano 09.08.2020 09:44:00 Zaktualizowano 09.08.2020 09:48:35 ms

Zapraszamy do przeczytania kolejnego odcinka felietonu "Dziennik zarazy". Autorem jest nasz Czytelnik, który przebywał na domowej kwarantannie. Obecnie jest na "wolności", pracuje i w wolnej chwili pisze felietony.

Ale się dzieje. Rypło w Bejrucie, walki uliczne w Warszawie, ogólny wzrost zachorowań i coraz to nowe kraje wprowadzają kwarantannę dla przyjeżdżających z kraju mlekiem i miodem płynącego (obejrzałem TVP i takie mam odczucia).

Nie o tym będzie dzisiejszy fragment dzienników kowidowych i tu przepraszam za spolszczenie nazwy wirusa ale jak tak dalej pójdzie to będzie on naszą główną atrakcją turystyczną, a trudno by atrakcja miała obco języczną formę. Oczywiście zwiedzanie Polski będzie się wtedy odbywało z zamkniętych hermetycznie pojazdów, a na granicach będą ostrzeżenia „Nie karmić tubylców! Mają 500+!”. 

Już oczyma wyobraźni widzę te filmy przyrodnicze na National Geographic TV, gdzie lektorka głosem oczywiście Krystyny Czubówny będzie mówiła: „właśnie zainstalowaliśmy nasze kamery do obserwacji nocnych przed wodopojem, tam – skrywając się w ciemnościach – zmierza znaczna liczba samców. Nie ma reguły - niektórzy przemykają samotnie, a niektórzy w kilkuosobowych watahach. Zauważalna jest niewielka liczba samic tego gatunku, które właśnie nocą korzystają z wodopoju ale są i one. Dobrze oświetlony neonem wodopój pozwala zauważyć (nawet bez włączania podczerwieni) , że pragnienie zaspokajane jest poślednimi gatunkami piwa i wina, a od czasu do czasu widać też dzierżone w rękach tubylców tzw. małpki (jak pieszczotliwie nazywają oni malutkie butelki wódki)”. 

Zobacz również:

Widzowie na całym świecie będą niechybnie zachwyceni i tylko czekać jak pojawią się telewizyjni zagraniczni mistrzowie survivalu by kręcić programy ze swoim udziałem już bez żadnych kombinezonów czy innych systemów ochronnych. Tu stawiam sto dolarów przeciwko czapce gruszek, że jak ich pokusi skorzystanie z wodopoju to będzie po nich, a wystarczy do tego wypicie góra dwóch piw z najdolniejszej półki wodopoju (i nie ważne, czy wodopój jest pod flagą płaza czy innego autoramentu).

Zwyczajowo odbiegłem od tematu, a tematem dzisiejszym są maski. Bowiem jak wieść niesie wracają do łask. W związku z powyższym pozwoliłem sobie przeprowadzić taką małą obserwację – większość osób w sklepach nosi maski białe lub jasno niebieskie, co jest zrozumiałe bo to najtańsze egzemplarze na rynku, a wiadomo oszczędzać trzeba. Kilka, może kilkanaście procent korzysta z innych form zabezpieczenia czyli z przyłbic, kominów, chust lub bardziej wymyślnych sprzętów, a także z masek firmowych, samodziałowych lub ekscentrycznych w fikuśne wzorki lub napisy (sam mam taka ekscentryczną a nawet dwie co mi koleżanka je fachowo zrobiła). No i te białe lub niebieskawe właściwie już prawie u nikogo takich kolorów nie mają. Są szare, brudno szare albo wręcz miejscami czarne. Gdzie nie-gdzie widać ślady zupy pomidorowej lub tłuste plamy po kebabie, możliwe że są to zapisy historyczne posiłków gdy właściciel zamiast zdejmować maskę ściągał ją na brodę. Tu żeby nie było niedomówień te bardziej kolorowe zabezpieczenia pewnie wyglądają podobnie tyle, że na nich owych zabrudzeń aż tak nie widać.

Jaki jest z tego wniosek? Zdecydowana część populacji nie pierze swoich masek, a prać pewnie trzeba (zgodnie z posiadaną przeze mnie wiedzą wyniesioną z klasy biologiczno – chemicznej) w temperaturze 90 stopni Celsjusza by pewnym być śmierci większości mikrobów. Zresztą umówmy się - po wypraniu w takiej temperaturze znaczna część masek (szczególnie tych „załatwionych” przez miłościwie nam panujących z Chin) nadawałaby się tylko by przyozdobić nimi lalkę Barbie. Oczywiście ideałem byłoby by owe maseczki były faktycznie jednorazowe i po każdym wyjściu „na miasto” lądowały w koszu ale wszyscy wiemy, że tak nie jest.

Jakie tam na powierzchni tkaniny musi kwitnąć bogate życie biologiczne, a już u jednego klienta w sklepie widziałem pod światło jakby zieloną poświatę na maseczce. Czyżby mech lub porosty?

Jeszcze kilka milionów lat noszenia na gębach to jakieś mikro dinozaury wyewoluują pod nosami właścicieli. Potem będzie z górki i pojawi się na maskach życie rozumne i jak przypuszczam rozumniejsze niż tego który tą maskę posiada.

Komentarze (3)

aniah
2020-08-09 11:47:40
0 0
Masz rację autorze, noszenie miseczek jest szkodliwe dla zdrowia, przyczynia się do transmisji wirusa. Pewnie o to chodzi rządzącym i tym mniej wykształconym którzy wierzą w banialuki jakie się wygłasza, zmieniając zdanie co kilka tygodni.
Odpowiedz
konto usunięte
2020-08-09 12:15:12
0 0
ciekawe czy struganie pinokia bez maseczki jest szkodliwe...
Odpowiedz
kyniu
2020-08-09 13:09:59
0 0
@dzepetto- no pewnie. Pinokio może się zakazić
Odpowiedz
Zgłoszenie komentarza
Komentarz który zgłaszasz:
""Dziennik zarazy": bogate życie biologiczne"
Komentarz który zgłaszasz:
Adres
Pole nie możę być puste
Powód zgłoszenia
Pole nie możę być puste
Anuluj
Dodaj odpowiedź do komentarza:
Anuluj

Może Cię zaciekawić

Sport

Pozostałe

Twój news: przyślij do nas zdjęcia lub film na [email protected]