4°   dziś 4°   jutro
Sobota, 30 listopada Maura, Andrzej, Justyna, Justyn, Konstanty, Ondraszek, Maura

Historia alianckich zrzutów nad "Wilgą"

Opublikowano 

Na kilka dni przed 77. rocznicą zrzutów alianckich nad "Wilgą" zachęcamy do przeczytania artykułu autorstwa Tomasza Jastrzębskiego - eksperta historii lotnictwa.

Wilga, mały wielokolorowy ptak jeden z najbarwniejszych ptaków Polski i może dlatego nazwano jego mianem, niewielki skrawek gorczańskiej ziemi, położony nad miejscowością Szczawa stał się też symbolem barwnej ciekawej, aczkolwiek niebezpiecznej opowieści o spotkaniu „leśnych”, zamaskowanych, zorganizowanych i niezwykle odważnych ludziach służących w 1 Pułku Strzelców Podhalańskich, będących jednocześnie symbolem wolnej Polski w tym umęczonym wojną  regionie jak i zbrojnym buforem, niepozwalającym okupantowi na zbytnie rozpasanie i zapomnienie do kogo ta ziemia należy. 

Historia zrzutowiska zaczyna się w listopadzie 1944 roku. Nazwę swą zawdzięcza przydziałowi kryptonimów, który nakazywał nazywać miejsca zrzutów w okręgu krakowskim AK właśnie nazwami ptaków. Zrzutowiska po raz pierwszy użyto nocą z 18 na 19 listopada 1944 roku, kiedy to trzy z dziesięciu załóg wysłanych samolotów dostaje za zadanie dostarczenie materiałów wojskowych oraz dokonanie zrzutu grupy sześciu skoczków pod dowództwem Kazimierza Raszplewicza w ramach operacji „Kazik-1”.   

Nad cel skierowano trzy samoloty 301 Dywizjonu Polskich Sił Powietrznych (PAF), były to: Halifax JP-136 „D” dowodzonego przez chorążego  Włodzimierza Sobola i Halifax LL-534 „M” dowodzony przez chorążego Franciszka Laskowskiego oraz B-24 Liberator KG-834 „U” pod dowództwem chorążego Jana Cholewy, lecącego z 6 Cichociemnymi - polskimi oficerami, którzy mieli po skoku zasilić szeregi oddziałów Armii Krajowej na Podhalu.  Żaden z wymienionych samolotów nie dotarł na miejsce z powodu bardzo niskiej podstawy chmur w tym rejonie, natomiast wszystkie samoloty szczęśliwie wróciły do bazy w Campo Casale na południu Włoch.

Zobacz również:

Zaledwie cztery dni po nieudanej misji, nocą z 22 na 23 listopada dowództwo 301 Dywizjonu wysyła do akcji w Polsce pięć samolotów, z których aż trzy skierowane zostają w rejon Gorców. I tak w ramach ponowienia operacji „Kazik -1” zrzutu cichociemnych, z Campo Casale startują: B-24  Liberator  KG-994 „R” dowodzony przez kapitana Stanisława Reymer-Krzywickiego oraz B-24 Liberator KG-834 ”U” kapitana Leopolda Mieleckiego, który w ramach operacji „Staszek-2” ma wypuścić nad celem następną ekipę sześciu Cichociemnych, której dowódcą jest por. Stanisław Dmowski. Jako trzeci na „Wilgę” ma dolecieć polski Halifax JP 242 „E” dowodzony przez sierżanta Tadeusza Mioduchowskiego. Z tej trójki tylko załodze Liberatora kpt. Mieleckiego nie udało się dokonać zrzutu, dwa pozostałe samolot doleciały do celu i zasiliły partyzantów wyszkolonymi dywersantami oraz zasobnikami z bronią i materiałami potrzebnymi do walki z wrogiem. Wszystkie trzy samoloty szczęśliwie docierają do swojej bazy we Włoszech.

Po ponad miesięcznej przerwie w świąteczną noc z 25 na 26 grudnia 1944 roku uśpioną dolinę Kamienicy znowu przeszywa huk wielkiej czteromotorowej polskiej maszyny. Tego dnia dowództwo operacji zrzutowych kieruje nad Polskę pięć maszyn, z czego nad Szczawę dwie załogi 301 Dywizjonu. Są to B-24 Liberator BZ-965”V” dowodzony przez kapitana Stanisława Reymer-Krzywickiego, a próbującego po raz drugi dolecieć do kraju z grupą skoczków – Cichociemnych w ramach operacji „Staszek-2” oraz Halifax JP-242 „E” pilotowany przez  sierżanta Tadeusza Mioduchowskiego, mającego dokonać zrzutu materiałowego na Wilgę. Mimo dobrych warunków nad cel dociera tylko Halifax sierżanta Mioduchowskiego i dokonuje zrzutu materiałów. Liberator kapitana Stanisława Rymer-Krzywickiego zostaje we wstępnej fazie lotu odwołany z misji i powraca do Włoch. Halifax JP 242”E” po długim, udanym rajdzie nad Polskę również szczęśliwie ląduje w Campo Casale.  

Następną nocą z 26 na 27 grudnia 1944 roku znowu gorczańskie zbocze rozbłyska światełkami rozpalonymi przed oddział AK, pokazującymi pilotowi zarówno zrzutowisko, jak i kierunek wiatru. Z Włoch startuje pojedynczo pięć maszyn z zaopatrzeniem i skoczkami na pokładzie. Nad górską polanę ma dolecieć B-24 Liberator BZ-965 „V” dowodzony i pilotowany przez kapitana Stanisława Reymer–Krzywickiego. Jest to ostatnia, trzecia próba zrzutu sześciu Cichociemnych grupy kpt. Stanisława Dmowskiego. Po długim locie z Włoch piloci odnajdują zrzutowisko i robiąc kolejnych sześć nalotów wyrzucają pojemniki ze sprzętem, by na końcu wypuścić w noc sześciu skoczków. Po wykonaniu zadania samolot szczęśliwie wraca do bazy.  

Przedostatnią przysługą jaką  „Wilga” oddaje partyzantom jest  zrzut materiałowy dokonany nocą z 27/28 grudnia 1944. Z pięciu samolotów lecących tej nocy z pomocą Polskiemu Podziemiu, żaden nie miał za cel obranej placówki „Wilga”. Jednak partyzanci czuwali, gdyż ich zrzutowisko stanowiło tzw. cel zapasowy. Czuwanie przyniosło skutek, bowiem  Halifax JP-242 „E” pilotowany przez sierżanta Tadeusza Mioduchowskiego, nie mogąc zlokalizować głównego swojego zrzutowiska, którym była „Cekinia” (niedaleko miejscowości Końskie na Kielecczyźnie) poleciał na zapasowe, czyli właśnie Wilgę, gdzie po czterech nalotach z sukcesem zakończył misję.

Ostatnim zarazem najwspanialszy akordem w historii tego miejsca była noc z 28 na 29 grudnia 1944 roku. Wtedy to dowództwo 1586 Eskadry do Zadań Specjalnych* wysłało do Polski aż 10 maszyn. Sześć Halifaxów i wszystkie, posiadane przez 301 Dywizjon cztery Liberatory.  Z całej te dużej grupy samolotów tylko 4 dokonały zrzutu materiałów i to wszystkie cztery właśnie nad „Wilgą”, które dla żadnego z nich nie było tej nocy celem głównym, lecz zapasowym. Na skutek różnych przyczyn, nad „Wilgą” pojawiły się tej nocy następne cztery samoloty, lecz placówka fizycznie nie mogła już podjąć tych zrzutów. Był to ostatni, lecz jakże spektakularny dzień tej gorczańskiej polany w służbie Armii Krajowej! W tym dniu nad górami pozostawiły swój cenny ładunek: Liberator KG-994 „R” kapitana Edmunda Ladro, Liberator KH-151 „S” chorążego Jana Cholewy, Halifax JP-252 „L” chorążego Jana Kalfasa oraz Halifax LL-118 „C” sierżanta Antoniego Tomiczka. 

Samoloty, które pojawiały się nad zrzutowiskiem, reprezentowały dwa typy maszyn: pierwsza to samolot Handle Page Halifax produkcji brytyjskiej Halifax V i amerykański ciężki bombowiec Consolidated Liberator V i VI. Były to brytyjskie odmiany ciężkich samolotów bombowych Halifax MK II i MK III oraz Consolidated Liberator serii J, specjalnie przygotowane przez RAF do celów transportowych przez zwiększenie miejsca  transportowego oraz zmianę uzbrojenia i wyposażenia nawigacyjnego.  

Placówka "Wilga" była dla polskich lotników miejscem szczęśliwym. Mimo działających w niedalekiej odległości dwóch potężnych niemieckich stacji radarowych „Tatzelwurm” w Tarnowie i „Kranstein” koło Krakowa, łowiących na ekranach nocne maszyny i współpracujących z dywizjonem nocnych myśliwców polujących na te pojedyncze maszyny, żaden z lecących nad Gorce samolotów i jego załóg nie spotkał tragiczny los, będący udziałem wielu załóg tej „straceńczej” formacji. Wszyscy dożyli końca wojny.

Ostatni z żyjących pilotów, zmarły w 2013 roku Antoni Tomiczek, w swojej ustnej relacji w czasie odwiedzin „Wilgi” opowiedział, że po kilku nalotach na miejsce zrzutu, w ostatnim, wbrew przepisom bezpieczeństwa lecąc wzdłuż doliny, włączył całe, pełne oświetlenie samolotu, by znajdujący się na ziemi ludzie zobaczyli, że to polski samolot! Opowieść ta niech będzie puentą historii tego miejsca.

Na tym kończy się chwalebna historia tego miejsca, ale nie kończy się pamięć i wdzięczność tym wspaniałym ludziom, którzy realizowali swoją misję i wizję wolnej Polski zarówno tam w powietrzu, jak i na tej trudnej gorczańskiej ziemi. Co roku dzięki organizatorom - Stowarzyszeniu Rekonstrukcji Historycznych 1 PSP AK, w grudniu odbywają się w miejscu zrzutowiska uroczystości przypominające te wydarzenia, biorą w nich udział zarówno rekonstruktorzy, weterani, lotnicy oraz miłośnicy historii i lotnictwa. To każe patrzyć z nadzieją, że pamięć ludzi i miejsca wyryła w duszach wielu obecnie żyjących niezniszczalny ślad, który nie pozwoli o niej zapomnieć. 

***
Samodzielna 1586 Eskadra do Zadań Specjalnych powołana w 1943 roku stanowiła część zespołu lotniczego utworzonego przez Brytyjczyków w ramach SOE Special Operations Executive – Kierownictwa do Zdań Specjalnych. Rządowej agencji zajmującej się działaniami nieregularnymi w okupowanej Europie, a więc dywersją, partyzantką, szpiegostwem itp. Do działań lotniczych w ramach operacji SOE oddelegowano z RAF  Polski 301 Dywizjon bombowy (podporządkowany dowódcy 334 Skrzydła Specjalnego Przeznaczenia). W działaniach tego lotniczego zespołu działały więc: 1586 Dywizjon do Zadań Specjalnych PAF (Polish Air Force), 138 Dywizjon RAF (Royal Air Force), 148 Dywizjon RAF, 178 Dywizjon RAF, 31 Dywizjon SAAF (South Africa) i 34 Dywizjon SAAF.

Komentarze (0)

Nie dodano jeszcze komentarzy pod tym artykułem - bądź pierwszy
Zgłoszenie komentarza
Komentarz który zgłaszasz:
"Historia alianckich zrzutów nad "Wilgą""
Komentarz który zgłaszasz:
Adres
Pole nie możę być puste
Powód zgłoszenia
Pole nie możę być puste
Anuluj
Dodaj odpowiedź do komentarza:
Anuluj

Może Cię zaciekawić

Sport

Pozostałe

Twój news: przyślij do nas zdjęcia lub film na [email protected]