7°   dziś 5°   jutro
Środa, 27 listopada Walerian, Wirgiliusz, Maksymilian, Franciszek, Ksenia

Jak szybko wstajesz i dążysz do celu

Opublikowano 15.08.2016 12:20:29 Zaktualizowano 04.09.2018 18:38:49

Rozmowa z Andrzejem Gieńcem, pochodzącym z Nowego Sącza przedsiębiorcą, okrzykniętym przez media najmłodszym chicagowskim milionerem

- Jak zostaje się milionerem w Chicago?

- Zanim przyjdą pieniądze, najpierw musi pojawić się inspiracja, a za nią motywacja, a więc i impuls do działania. Porozmawiajmy zatem o tym, jak ludzie z Sącza mogą zawalczyć o swoje marzenia, zrobić coś, co da im spełnienie.

- Pieniądze nie są dla Ciebie najważniejsze?

- Nigdy nie były i nigdy nie będą. Drażni mnie, że media robią sensację pisząc, że jestem milionerem z Chicago. Rozmawiam z tobą tylko dlatego, że kiedyś byłem dzieckiem z małą liczbą opcji, ale okazało się, że to nie ma aż tak wielkiego wpływu na życie człowieka. Wpływ ma postawienie sobie celu. O tak, to przynosi efekty. Chciałbym opowiedzieć właśnie o moim doświadczeniu, aby zainspirować innych. A nie o pieniądzach, które są rzeczą wtórną.

- To jak to zrobić, żeby osiągnąć zamierzony cel, gdy wychodzi się z niewielkiego miasta?

- Oprócz celów i wytrwałości w dążeniu do nich zawsze ważne było dla mnie grono, w którym dorastałem. Uprawialiśmy razem sporty, graliśmy w „Jaka to książka” – na podstawie jednego akapitu, chodziliśmy w kimono po Jagiellońskiej, graliśmy w szachy jak najęci, mieliśmy swój zespół muzyczny – to był nieustający eksperyment kreatywności i wspólnego poznawania świata. Teraz jestem przez kilka dni w Polsce, odwiedzam moją babcię w Nowym Sączu, a przy tej okazji spotykam się ze znajomymi z tamtych czasów. Wszyscy świetnie sobie radzą, czy to w biznesie, czy w nauce.

- A motywacja, ambicje, ciężka praca?

- To oczywiste. Miałem bardzo chaotyczną młodość. Uczyłem się w ZSS 'SPLOT', potem trafiłem do Krakowa, a później do „szkoły Kołcza”. W szkole średniej miałem firmę, która składała komputery. Potem pracowałem w sklepie meblowym. Aż wreszcie zacząłem studiować, ale jeden kierunek mi nie wystarczył. Zrobiłem studia podyplomowe z informatyki. Jeszcze później zacząłem robić doktorat. Ale nawet wtedy jeszcze nie miałem skonkretyzowanych celów życiowych. Może w ogóle ich nie miałem w tamtym czasie. Trochę to wszystko trwało.

- Studiowałeś kulturę judaistyczną. Skąd pomysł na taki kierunek, przecież nie ma nic wspólnego z informatyką?

- Miałem może 10-11 lat, jak rodzice wysłali mnie na kolonię. Byłem jednym z najmłodszych uczestników. Na tej kolonii pojechaliśmy do Auschwitz-Birkenau. Po tej wycieczce miałem przez miesiąc depresję, płakałem po nocach. Później zacząłem więcej czytać o judaizmie, o tych dwóch światach, które istniały obok siebie i były tak od siebie odległe – w latach 90. nikt o tym w Sączu nie mówił. A później w moim życiu pojawił się Izaak Goldfinger. Poznałem go w czasie wymiany młodzieży, którą organizowało IV LO. Izaak został moim najlepszym przyjacielem i mentorem. Jeździłem do niego do Izraela. On był jednym z powodów, dla których zacząłem studiować ten kierunek. Napisałem pracę nt. młodości wojennej Izaaka – przeszedł przez pięć obozów koncentracyjnych, włącznie z Brzezinką. Zacząłem robić doktorat, ale moja ówczesna dziewczyna dostała stypendium na Uniwersytecie Chicago. Zdecydowaliśmy się wyjechać.

- Wyjechałeś do Stanów i tam…?

- Zacząłem pracować na budowie. To było bardzo brutalne doświadczenie. Polacy, którzy pracują na budowie, zwykle nie robią doktoratów (śmiech). Nie zdecydowałem się na karierę elektryka, ale wtedy wiele się dowiedziałem na temat prądu, natężenia, oporu i tym podobnych. Przez lata myślałem, że traciłem wtedy czas, ale prawdopodobnie bez tego doświadczenia nie stworzyłbym Power Tower.

Wreszcie zdecydowałem się na własną działalność. Nie mogłem już dłużej udawać, że pracuję dla kogoś - z reguły dzienne obowiązki kończyłem około 10. rano, a reszta to już było tylko udawanie połączone z nauką. Pamiętam, że szedłem wtedy plażą i obawiałem się przyszłości. Wiedziałem, że praca dla kogoś nigdy nie przyniesie mi satysfakcji. Dlatego zwolniłem się, kupiłem nowe auto i ... jak to w życiu bywa, wtedy złamałem sobie coś w obydwu stopach równocześnie - spędziłem dwa miesiące w łóżku bez środków do życia. Jak już mogłem chodzić, to zacząłem naprawiać komputery Polonii w Chicago. Później otworzyłem sklep internetowy, który okazał się niewypałem, firmę instalującą inteligentne domy, wersję yelp’a, w której klienci mogli się dzielić doświadczeniami z firmami oraz parę innych inicjatyw. Część z nich sprzedałem, większa część umarła śmiercią naturalną. Opowiadam ci to po to, aby pokazać, że ścieżka do wymarzonego celu nie jest usłana różami.

- Aż na stoku wpadłeś na genialny pomysł – wieża do ładowania telefonów komórkowych, która przyniosła finansowy sukces.

- To nie był genialny pomysł, to bardzo prosta rzecz. Pomysłów zawsze miałem, i mam, 150 na godzinę. Na stoku skończyła mi się bateria w telefonie. Stwierdziłem, że fajnie by było, gdyby można ją było doładować tu na miejscu. Zbudowałem to inżynieryjnie w głowie. Zacząłem rozmawiać o pomyśle z przyjaciółmi. Oni są przyzwyczajeni do tych moich dziwnych pomysłów. Pierwszy produkt budowaliśmy w garażu z drewna, żeby zobaczyć, czy to w ogóle może zafunkcjonować i jak. Potem miałem szczęście spotkać w Chicago niesamowitych ludzi. Większa część z nich to Polacy. I później poszło szybko…

- Ten sukces to kwestia przypadku? Że akurat trafiłeś w dziesiątkę z pomysłem na wieżę?

- Jaka jest definicja sukcesu? To połączenie odpowiedniego czasu z ciężką pracą, determinacją, obranym celem, zrozumieniem ekonomii i polityki. Wiele składowych. A do tego na pewno potrzebne jest też szczęście.

- Czyli to nie tak, że postawiłeś sobie cel: osiągnę sukces i na tym zarobię?

- Zawsze chodziło mi o pasję. Praca jest moją pasją. Jestem w pracy pierwszy i wychodzę ostatni. Ja kocham to, co robię. Definiując swoje możliwości wymyśliłem, że nie będę kwiaciarzem, czy restauratorem, ale właśnie technologiem. Codziennie patrzyłem też na moje motto życiowe, które przykleiłem sobie nad łóżkiem. To pomogło mi w określeniu dużych celów, podzieleniu ich na małe cele i rozłożeniu tego na kolejne kroki. Od tamtej pory wszystko zaczęło układać się w całość.

- To działa? Tak sugerują poradniki – definiuj cele, określ kolejne kroki działania.

- Nie wiem, co sugerują poradniki. Czytam za to chętnie książki, które traktują o psychice człowieka i o jej możliwościach. Patrzę na moją mamę, która wychodzi z choroby. Autosugestia i chęć życia to bardzo ważne czynniki w pokonywaniu choroby. To ważne też dla młodych ludzi, żeby o tym pamiętali. Dużą częścią mojego sukcesu było to, że nigdy się nie poddawałem. Nawet jeśli wcześniej nie udało mi się tak wiele przedsięwzięć. Nie jest ważne, w jaki sposób upadasz, ważne jak szybko wstajesz i że dalej dążysz do celu - choć to najtrudniejsze.

- Każda porażka czegoś uczy?

- Dokładnie, każda porażka nauczyła mnie czegoś nowego. To powodowało, że byłem bardziej otwarty na informację, bardziej otwarty na świat. Ważne jest, żeby młodzi ludzie zrozumieli, że nie miejsce zamieszkania czy otoczenie determinuje twoje możliwości. Trzeba walczyć, stawiać sobie ambitne cele i je realizować.

- A to motto wiszące nad łóżkiem jak brzmi?

- „Używać swoich talentów, żeby uczynić ten świat lepszym”.

- Bo Twoim celem jest wymyślanie kolejnych wynalazków, które mają pomóc ludzkości?

- Zanim umrę, chciałbym pomóc miliardowi ludzi.

- Jesteś idealistą, wierzysz, że można zmienić świat na lepsze?

- Ja nie wierzę. Wiem, że można.

- Jak to zrobisz?

- Może stworzę sztuczną inteligencję, nad którą pracuję? Może stworzę coś, o czym ludzie nawet nie będą wiedzieć, że ja to wymyśliłem.

- A ma to dla Ciebie znaczenie?

- Absolutnie nie. Po prostu chciałbym umrzeć z uśmiechem, który wywoła świadomość, że czegoś dokonałem.

- Nie mówisz – żeby mi było lepiej, żebym miał więcej, żebym osiągnął osobisty cel. Skąd ten idealizm?

- Jak to skąd? Z serca. W wieku 13-14 lat ustaliłem sobie strukturę wartości i właściwie nigdy jej nie zmieniłem. Teraz mam pełną wolność. Mogę robić, co chcę. Firma sama sobie radzi. A ja robię rzeczy niepowtarzalne: wprowadzam nowe technologie, wymyślam nowe. Jestem na pięknym etapie swojego życia. Wstaję o 6. rano, wyprowadzam psa, idę biegać, joga lub siłownia przez godzinę, biorę psa do pracy i pracuję po 12 godzin dziennie. Każdego dnia próbuję się też czegoś nauczyć, dużo czytam.

- Co na przykład wymyślasz?

- Chciałbym stworzyć butelkę wody, która jest inteligentna – miałaby w sobie małe laboratorium i oprócz tego, że serwowałaby odpowiednią ilość wody, to analizowałaby jej skład. Komórki rakotwórcze lubią kwaśną wodę. Można byłoby podłączyć laboratorium do telefonu. Telefon informowałby swojego użytkownika, że w jego sytuacji zdrowotnej nie powinien pić akurat tej konkretnej cieczy. A może aplikacja, która pozwoliłaby artystom wystawiać w czasie rzeczywistym dzięki jednemu kliknięciu w przycisk to, nad czym akurat pracują?

- Mieliśmy o pieniądzach nie rozmawiać, ale pieniądze zmieniają życie?

- Nie wiem.

- W Sączu wśród znajomych jesteś postrzegany jako człowiek sukcesu?

- Nie wiem, bo nie rozmawiam na ten temat.

- Masz teraz nagle więcej przyjaciół, bo przeczytali, że jesteś milionerem w Chicago?

- Zawsze byłem hermetyczny i sam dobierałem sobie przyjaciół. Moja „grupa wsparcia” była i jest zawężona, ale bardzo serdeczna. Jestem bardzo szczęśliwym człowiekiem, bo wiem, że gdyby mi się coś stało, gdyby podwinęła mi się noga, to mam do kogo zapukać. Poza tym mam cudowną dziewczynę i psa.

- Spuentujemy, że jesteś szczęśliwym i spełnionym człowiekiem?

- Absolutnie nie.

- Jak to?

- Szczęśliwym - tak. Spełnionym - jeszcze nie. To, co robię, to na razie zaledwie trampolina do tego, żeby coś naprawdę fajnego stworzyć. Mam wyznaczone cele, wartości, mam też technologię i doświadczenie.

- I jeszcze o Tobie usłyszymy?

- Zobaczymy (śmiech).

Czytaj w Dobrym Tygodniku Sądeckim: http://www.wydawnictwodobre.pl/upload/files/32%202016%281%29.pdf

Rozmawiała Jolanta Bugajska

Fot. JB

Komentarze (0)

Nie dodano jeszcze komentarzy pod tym artykułem - bądź pierwszy
Zgłoszenie komentarza
Komentarz który zgłaszasz:
"Jak szybko wstajesz i dążysz do celu"
Komentarz który zgłaszasz:
Adres
Pole nie możę być puste
Powód zgłoszenia
Pole nie możę być puste
Anuluj
Dodaj odpowiedź do komentarza:
Anuluj

Może Cię zaciekawić

Sport

Pozostałe

Twój news: przyślij do nas zdjęcia lub film na [email protected]