Jest już pisemne uzasadnienie kontrowersyjnego wyroku w sprawie śmiertelnego wypadku, który miał miejsce rok temu w Zamieściu. Sędzia stwierdza m.in., że oskarżonym nie można przypisać nieudzielenia pomocy, gdyż poszkodowany pieszy zmarł na miejscu.
Prokuratura wniosła już apelację, w której używa dosadnych słów: - Oskarżeni odjechali z miejsca zdarzenia, pozostawiając 55-latka jak zwierzę na ulicy.
W minionym tygodniu sędzia Sądu Rejonowego w Limanowej sporządził pisemne uzasadnienie kontrowersyjnego wyroku w sprawie śmiertelnego wypadku, do którego doszło rok temu w Zamieściu. Jak już informowaliśmy, Kamil i Wojciech C., ojciec i syn, którzy po potrąceniu pieszego odjechali z miejsca zdarzenia bez powiadomienia służb, zostali skazani na kary grzywny w wysokości, odpowiednio, dwóch i trzech tysięcy złotych za wykroczenie polegające na niedopełnieniu obowiązków ciążących na uczestnikach wypadku drogowego.
Przypomnijmy, że tej nocy dwaj mężczyźni przejeżdżali volkswagenem przez drogę krajową nr 28 w Zamieściu. Młodszy z nich kierował, starszy siedział na fotelu pasażera. Syn wiózł Wojciecha C. do domu w Słopnicach z imprezy, na której pił alkohol. Z relacji obu mężczyzn wynika, że zauważyli pieszego w światłach pojazdu. Jak można wyczytać w aktach sprawy, w pewnym momencie pieszy miał wtargnąć przed maskę samochodu z rozłożonymi rękami, tak jakby usiłował zatrzymać pojazd - później okazało się, że mężczyzna był pijany i w chwili zdarzenia w jego organizmie było około 2,7 promila alkoholu. Widząc pieszego przed pojazdem, Kamil C. zaczął gwałtownie hamować i skręcając w prawo starał się go ominąć - bezskutecznie. Jadący z prędkością 60-70 km/h pojazd potrącił mężczyznę, który po uderzeniu w maskę i przednią szybę przemieścił się nad autem i upadł na jezdnię kilka metrów za nim.
Wskutek potrącenia pieszy 55-latek doznał rozległych, wielonarządowych obrażeń. - Obrażenia te były tak znaczne, że skutkowały śmiercią poszkodowanego bezpośrednio po urazie - stwierdził sędzia w uzasadnieniu, opierając się na opinii sądowo-lekarskiej.
Kamil C. zeznawał, że natychmiast chciał wezwać pogotowie. Od tego zamiaru odwiódł go ojciec, który stwierdził że potrącony mężczyzna nie żyje. Obaj wsiedli do samochodu i odjechali do miejsca zamieszkania. Nieco później leżącego na jezdni zauważyło trzech przypadkowych kierowców – wśród nich był strażak-ochotnik, który rozpoczął akcję reanimacyjną oraz policjant po służbie, który pomagał mu w tych czynnościach. Na miejsce wezwano pogotowie. Załoga pierwszej karetki przejęła reanimację, w drugiej przyjechał lekarz który uznał, że obrażenia poszkodowanego są „nieprzeżyciowe” i o godz. 3:40 stwierdził zgon mężczyzny.
Tymczasem Kamil i Wojciech C. po ukryciu uszkodzonego pojazdu w stodole, innym samochodem wrócili na miejsce zdarzenia „bez sprecyzowanego celu”. Nie wspomnieli o całym zdarzeniu nikomu i poszli tego dnia na parafialny festyn. Wieczorem, około 21:30 zatrzymała ich policja.
W uzasadnieniu sędzia podkreśla, że na sali rozpraw Kamil przekonywał, że zachował wszelką ostrożność i w żaden sposób nie mógł uniknąć wypadku, wyraził też skruchę i żałował, że nie wezwał pomocy. Z kolei jego ojciec zeznawał, że nie obserwował drogi przez cały czas, a pieszego zobaczył dopiero przed maską auta. Zaznaczał, że wypity wcześniej alkohol mógł ograniczać jego percepcję, ale nie miał już żadnych wątpliwości, gdy dotykając szyi potrąconego stwierdzał, że nie żyje.
Sąd nie znalazł podstaw do odrzucenia wyjaśnień oskarżonych, uznał je za wiarygodne gdyż były zbieżne i korelowały ze wszystkimi innymi dowodami. Wyjaśnienia oskarżonych co do tego, że potrącony pieszy zmarł od razu, znajdowały oparcie w zeznaniach trzech przypadkowych kierowców, którzy reanimowali mężczyznę, a także ratowników medycznych i lekarza. Dowodem, który w ocenie sędziego rozstrzygnął kiedy nastąpiła śmierć, była opinia biegłych. W kwestii tego, kto spowodował wypadek, za kluczowe uznano zeznania kierowcy, który przed tragicznym zdarzeniem napotkał pijanego pieszego na drodze i miał trudności z bezpiecznym ominięciem go. Ponadto, eksperci wyliczyli że od wtargnięcia na jezdnię, do momentu uderzenia pieszego przez samochód upłynęło zaledwie 1,5 sekundy. Dlatego Kamil C. w ocenie sądu ani nie spowodował wypadku, ani nie przyczynił się do jego zaistnienia. Sędzia stwierdził też, że wobec tego nie można mu przypisać ucieczki z miejsca zdarzenia.
- Obrażenia poszkodowanego były tak znaczne, że należy z dużym prawdopodobieństwem przyjąć, iż skutkowały natychmiastową śmiercią - czytamy w uzasadnieniu. Dalej sędzia podnosi, że „udzielenie pomocy osobie zagrożonej bezpośrednim niebezpieczeństwem utraty zdrowia lub życia konieczne jest tak długo, jak ona żyje”.
Za okoliczności łagodzące w przypadku samego Kamila uznano młodociany wiek, zaś dla obu oskarżonych były to: dotychczasowa niekaralność i ustabilizowana sytuacja życiowa. Pozostawienie na drodze zmarłego poszkodowanego zdaniem sądu urągało zasadom moralnym i etycznym, przy czym zwrócono uwagę na zróżnicowany stopień winy – Kamil C. chciał wezwać pomoc, ale to ojciec namówił go do odjechania z miejsca zdarzenia. Dlatego to jego ukarano wyższą grzywną.
W miniony wtorek do Sądu Okręgowego w Nowym Sączu limanowska prokuratura skierowała apelację od wyroku z dnia 27 maja. Prokuratorzy zarzucają sędziemu błąd w ustaleniach faktycznych – ich zdaniem niesłusznie uznano, że oskarżeni nie popełnili czynu z art. 162 par. 1 kodeksu karnego, a wykroczenie z art. 97 kodeksu wykroczeń. Z uwagi na to prokuratura wnosi o uchylenie wyroku i przekazanie go do ponownego rozpatrzenia.
- Nie budzi wątpliwości fakt, że oskarżeni pozostawili na miejscu wypadku osobę poszkodowaną, nie podejmując żadnych działań w kierunku udzielenia jej pomocy poprzez wezwanie odpowiednich służb. Wojciech C. wyjaśniał, że sprawdził funkcje życiowe i stwierdził, że mężczyzna nie żyje, niemniej jednak nie można przyjąć, aby był on osobą uprawnioną do stwierdzenia, czy zachowane są funkcje życiowe - napisano w apelacji. - Nieistotne jest zagadnienie, czy działanie którego sprawca zaniechał, rzeczywiście przyniosłoby ratunek. Decydujące jest, że sprawca widząc utrzymujące się lub pogłębiające zagrożenie dla życia człowieka nie podejmuje wszelkich dostępnych środków mogących choćby pomniejszyć wspomniane zagrożenie - czytamy. - Nie można pominąć również tego, że oskarżeni pozostawili poszkodowanego na jezdni, narażając go na możliwość najechania przez kolejne pojazdy. Nic nie stało na przeszkodzie, aby powiadomić służby ratunkowe. W tym konkretnym przypadku oskarżeni odjechali z miejsca zdarzenia, pozostawiając (55-latka – przyp. red.) jak zwierzę na ulicy, co więcej po ukryciu pojazdu, innym samochodem wrócili na miejsce zdarzenia, by przypatrywać się rozwojowi sytuacji.
Do tematu powrócimy.
Zobacz również:
Komentarze (20)
1.Ustawa z dnia 8 września 2006 r. o Państwowym Ratownictwie Medycznym, Art. 4
2.Kodeks Karny, Art 162
A od stwierdzenia zgonu jest lekarz, nie wyczytałem aby którykolwiek z Panów C. miał takowe wykształcenie.
Jaki paragraf Panie Prokuratorze mówi, że zwierzę można zostawić na ulicy. :)
Nietypowe argumenty - DUŻE ZWIERZĘ (kilkadziesiąt kilogramów) NIE MOŻNA POZOSTAWIĆ NA JEZDNI, PONIEWAŻ JEST TO BEZPOŚREDNIE ZAGROŻENIE DLA UŻYTKOWNIKÓW DRÓG (gwałtowny manewr może zakończyć się śmiercią na przydrożnym drzewie), PRZEDE WSZYSTKIM DLA MOTOCYKLISTÓW ....
Czy powinni poruszać się na wolności osobniki, pozbawione podstawowych cech człowieczeństwa?.
Dwa dni temu rozjechałem żabę, też się nie zająłem reanimacją. :)))
Kto prowadzil samochod w momencie potracenie przechodnia. Sprawdzic nalezy na urzadzeniu wiagrograf
Brak sprawdzenia czy kierujacy w tym czasie nie rozmawial przez telefon lub nie odbieral lub pisal SMS.
A najwazniejsza sprawa jest zacieranie sladow zdarzenia nie mowiac o swiadomym odjezdzie z miejsca wypadku ktora jest okolicznoscia obciazajaca a nie lagodzaca , tak jak to przyjal Sąd . Ciekawy jestem jakby postapil Sad gdyby to byl ojciec tego sedziego?.
'Dlatego Kamil C. w ocenie sądu ani nie spowodował wypadku, ani nie przyczynił się do jego zaistnienia. Sędzia stwierdził też, że wobec tego nie można mu przypisać ucieczki z miejsca zdarzenia. . '
Prędkość 70 km na godzinę, to odległość niemal 20 metrów drogi w czasie jednej sekundy. Kierowca widząc człowieka z odległości 20-29 metrów nie omija i nie robi nić by nie odebrać pieszemu życia. Albo ja jestem całkowicie głupi, albo Sąd nie ma elementarnej wiedzy, lub celowo udaje.
Proponuję nieco fachowej lektury.
http://www.prawko-kwartnik.info/hamowanie.html
Od lipca wchodzi reforma sądów, gdzie sędzia będzie musiał ważyć argumenty prokuratury i obrony.
Miejmy nadzieję, że sprawa wróci do ponownego rozpatrzenia i rozprawa odbędzie się na nowych zasadach.