4°   dziś 4°   jutro
Sobota, 30 listopada Maura, Andrzej, Justyna, Justyn, Konstanty, Ondraszek, Maura

Nowy Sącz – lewica jest tu dramatycznie potrzebna!

Opublikowano  Zaktualizowano 

Rozmowa z Adrianem Zandbergiem - członkiem Zarządu Krajowego Partii Razem

- Dlaczego drażni Pana słowo lider?

- Bo my tym różnimy się od większości partii politycznych w Polsce, że nie jesteśmy partią rządzoną przez jedną osobę. Staramy się dbać na serio o to, żeby Partia Razem było partią demokratyczną. A to oznacza, że nie chcemy kopiować tego modelu, który znamy z PiS czy z PO, że jest jeden wódz, którzy trzyma wszystko autorytarnie twardą ręką, a reszta to armia, która ma wykonywać polecenia albo pożegnać się z organizacją.

- Ale ostateczne decyzje musi podjąć jakiś szef i je firmować.

- Dlatego mamy 9-osobowy kolegialny zarząd krajowy, żeby uniknąć tych jednoosobowych decyzji. I to działa dobrze, bo zamiast jednej głowy jest głów dziewięć.

- Mówimy Partia Razem i 99 na 100 ankietowanych na ulicy powie, że to Adrian Zandberg. Na dodatek większość powie „gwiazda”. Jak się Pan czuje z taką etykietą?

- Kluczową sprawą jest to, jak podejmujemy decyzje. Fakt, że pewnie jestem dziś bardziej rozpoznawalny niż pozostali członkowie zarządu. Ale co istotne, mam w tym zarządzie dokładnie taki sam głos jak inni, którzy mają demokratyczny mandat, żeby te decyzje podejmować. To działa. To jest o tyle istotne, że jeśli spojrzymy na partie polityczne w Polsce takie jak PO, PiS, to zobaczymy, że to są tak naprawdę dwory. Tam nie ma dyskusji politycznej, tam nie ma też sporu, debaty, żywej myśli, tam jest armia, która ma się podporządkować wodzowi. To na krótką metę jest skuteczne.

- To proszę policzyć ile już lat te partie działają.

- Ale na dłuższą metę to powoduje, że życie polityczne cierpi. Bo czy jest pan w stanie powiedzieć o jakimś pomyśle, jakiejś idei politycznej, która przez ostatnie lata została wypracowana przez PO? Nie, bo ma pan tylko i wyłącznie karną armię i zorganizowane lokalne interesy, a pod wodzem na górze jest lokalny baron i uzależniona od niego parafeudalna struktura, która nie jest zakorzeniona społecznie.

- Jednak dobrze się mają, jest ich mnóstwo w parlamencie, sejmikach wojewódzkich, radach…

- Ogólnie jest ich mało. Proszę spojrzeć, jak wyglądały wybory na przewodniczącego PO. Wzięło w nich udział w całym kraju po 8 latach rządzenia 8 tys. ludzi. To pokazuje, że ta potężna partia władzy to tak naprawdę garstka ludzi, która nie jest zakorzeniona społecznie. Partia Razem powstała rok temu i my w tym momencie też zrzeszamy tysiące członków.

- Macie legitymacje?

- Mamy takie karty członkowskie.

- To są aktywni członkowie, zaangażowani ludzie, czy figuranci czekający na miejsce na liście?

- Mamy dwa statusy w Partii Razem. Można być członkiem i to pociąga za sobą obowiązki aktywnego uczestnictwa, aktywnego udziału w dyskusji, w podejmowaniu decyzji. Albo można być zarejestrowanym sympatykiem – to propozycja dla tych, którzy chcą wspierać Razem, ale którzy czują, że nie mają czasu, energii, żeby zaangażować się w pełni. Stąd jestem w stanie powiedzieć, że mamy tysiące aktywnych członków, bo są to ludzie, którzy taki status wybrali.

- A w Nowym Sączu?

- W takich miastach jak Nowy Sącz dopiero zaczynamy. Razem zaczęło się w dużych miastach.

- Jak Pan – człowiek lewicy, czuje się w Nowym Sączu, w jednym z najbardziej prawicowych miast w Polsce?

- Odwracając pytanie, powiem, że czuję się bardzo dobrze w miejscu, w którym jest wielka potrzeba lewicy. Bo Nowy Sącz to miasto potężnych nierówności. Z jednej strony jest tu bardzo wielu milionerów, a z drugiej są olbrzymie rzesze ludzi, którzy pracują na śmieciówkach za bardzo małe płace, i którzy cały czas słyszą o tym, że to naturalne. Otóż to nie jest naturalne. Pracownicy mają prawo do stabilnych umów o pracę, do socjalnego bezpieczeństwa. A obowiązkiem państwa jest nie wycofywać się z tej odpowiedzialności, tylko dbać o to, żeby te warunki zatrudnienia były sprawiedliwe.

- 103 milionerów mieszka w Nowym Sączu. To wyzwanie dla Partii Razem?

- Dla nas wyzwaniem jest przekonanie ludzi, że polityka to skuteczne narzędzie upominania się o swoje prawa. To nie jest tak, że my musimy ich przekonać, żeby oddali głos na Partię Razem. Aby ten model społeczny, o którym my mówimy, był możliwy, musimy przekonać ludzi, że aktywność publiczna, tworzenie związków zawodowych, tworzenie stowarzyszeń, wstępowanie i działanie w partiach politycznych to jest coś, w co warto się zaangażować. Nie dla osobistych profitów, ale aby wspólnie upominać się o prawa pracownicze, o prawa lokatorskie, o godne warunki życia. To co różni najbardziej Polskę od krajów Europy Zachodniej czy Północnej, od tych krajów, do których młodzi ludzie, także z Sącza, wyjeżdżają, emigrując za godną płacą, to fakt, że w tamtych krajach ten model społeczny został wywalczony przez zorganizowanych pracowników. To nie jest tak, że ktoś dał go na tacy, to nie jest tak, że był dobry władca, który powiedział: zbudujemy w Szwecji państwo dobrobytu, i ono jak za dotknięciem magicznej różdżki powstało. To jest wynik ciężkiej walki zorganizowanych pracowników. Myśmy w Polsce oduczyli się organizacji, współpracy i kupiliśmy w latach 90. taką opowieść, że jeśli każdy będzie konkurować z każdym to wszystkim się poprawi.

- Powiedział Pan o tym modelu skandynawskim. Zandberg wychował się w Danii i socjalistyczny model duński bardzo mu się podoba, chce go przenieść do Polski?

- W Danii jest zdecydowanie więcej współpracy, a mniej dzikiej konkurencji każdego z każdym. Jeżeli spojrzy Pan na duńskie rolnictwo, ono odgrywa potężną rolę także globalnie, dzięki umiejętności współpracy i rozwojowi spółdzielni. Ale to nie jest też tak, że spółdzielczość to coś, co istnieje gdzieś daleko. Również tutaj, w tym regionie mamy wspaniały przykład świetnie działającego przedsiębiorstwa ekonomi społecznej, czyli Muszyniankę. To demokratycznie zarządzane przedsiębiorstwo, spółdzielnia, którą rządzą pracownicy, którzy dbają nie tylko o to, żeby nie było zbyt dużych nierówności pomiędzy zarządem a pracownikami, ale także o swoją okolicę. Są zatem społecznie zaangażowani. To jest dobry przykład na to, że można inaczej, że można być konkurencyjnym nie tylko wyzyskując pracowników, ale współpracując i organizując się.

W Polsce słowo lewica skleiło się w wyobraźni z PRL, z postkomunistami. My próbujemy budować taką lewicę, która nie jest uwikłana w tamte czasy. Taką, jak funkcjonująca i odnosząca sukcesy w takich krajach, którym w Polsce zazdrościmy – w państwach skandynawskich, w krajach Europy Zachodniej.

- Wie Pan, ilu lewica ma radnych na Sądecczyźnie?

- To oczywiste, zero. Ponieważ Partia Razem jeszcze nie brała udziału w wyborach samorządowych.

- Ma jednego radnego.

- Pan mówi o SLD. A nazwanie lewicą partii, która wprowadzała podatek liniowy dla przedsiębiorców, obniżała podatki dla najbogatszych, wprowadzała agencje pracy tymczasowej, pozwalające na to, żeby drenować pracowników, która liberalizowała rynek pracy… Naszym zdaniem z definicją lewicy nie ma zbyt wiele wspólnego. Lewica stoi po stronie pracowników, a nie po stronie najbogatszych, jak robił Leszek Miller.

- A „lewicowe” PiS ze swoim programem socjalnym, choćby 500+? To konkurencja na Sądecczyźnie dla Pana?

- Problem z programem 500+ polega na tym, że wielodzietny milioner dostanie wsparcie, a samotna matka, która wychowuje dziecko i zarabia nieco powyżej minimalnej, tej pomocy państwa nie dostanie. Jest program, który ma swoje jasne strony, ale ma też ciemne. My jesteśmy zwolennikami uniwersalnego świadczenia rodzinnego, ale uniwersalnego tzn. takiego, które trafia do wszystkich dzieci. To rozwiązanie, które funkcjonuje w Skandynawii, tyle że w pełnej formie, a nie takiej okrojonej jak ta, którą wprowadziło PiS.

Obawiamy się trochę, jak słyszymy wypowiedzi ministra Marczuka, który odpowiada za wprowadzanie programu 500+, że PiS ma taką wizję, że to nie jest 500 zł wsparcia dla rodzin obok instytucji opiekuńczych, żłobków, przedszkoli, ale 500 zł zamiast. To byłoby bardzo niepokojące, bo wszystkie badania wskazują, że niezmiernie ważną rolą, żeby pomóc kobietom wrócić na rynek pracy, żeby pomoc dzieciom z biedniejszych rodzin szybko nadganiać deficyty, jest tworzenie instytucji opiekuńczych oraz bardzo gęstej sieci żłobków i przedszkoli. To dla nas bardzo ważne i o to i na poziomie lokalnym, i na poziomie ogólnokrajowym Partia Razem bardzo mocno walczy.

- Wie Pan, jak brzmi najczęściej pojawiające się pytanie ludzi komentujących to co Partia Razem proponuje? A skąd Zandberg weźmie na to pieniądze?

- Jak były wybory parlamentarne, to niezależny ekonomiczny instytut CNA przeprowadził analizę programów wyborczych wszystkich partii politycznych, które startowały w tych wyborach. Wynikało z ich analiz, że tylko dwa programy finansowo się spinają - program Razem i program Nowoczesnej. Tyle że program Nowoczesnej polega na tym, że zabiera biednym, a daje bogatym. A program Razem wręcz przeciwnie.
Jesteśmy chyba jedyną partią w Polsce, która ma odwagę, żeby powiedzieć, że żeby mieć państwo opiekuńcze, państwo, które nie zostawia ludzi za burtą, trzeba podnieść podatki dla korporacji i podnieść progresję podatkową. Tak jak to działa w Skandynawii i wielu krajach Europy Zachodniej. Myśmy się w Polsce odzwyczaili w praktyce od progresji podatkowej, wręcz zapomnieliśmy, jak ona działa, bo dzisiaj mamy system, w którym najbogatsi rejestrują fikcyjną działalność gospodarczą i wychodzą z systemu progresji podatkowej, płacąc podatek liniowy 19 proc. Przez to ćwierć miliona najbogatszych w Polsce uciekło z systemu progresji podatkowej. To trzeba „zaszyć” i przywrócić normalne, progresywne opodatkowanie. Bo podatek liniowy i tego typu pomysły to coś typowego raczej dla krajów byłego ZSRR, a nie dla cywilizowanych krajów europejskiego państwa dobrobytu.

- Ilu radnych za 2,5 roku będzie miała Partia Razem w Nowym Sączu, a za 3,5 roku ilu parlamentarzystów?

- Jestem przekonany, że po najbliższych wyborach samorządowych i parlamentarnych, kiedy się tu spotkamy, to spotkamy się razem z radnymi i posłami lewicowej Partii Razem, którzy w końcu przełamią tę passę i udowodnią, że to jedno z tych miejsc, w których lewica nie tylko jest dramatycznie potrzebna, ale też po prostu jest i rośnie.

Rozmawiał Wojciech Molendowicz

Wykorzystano fragmenty rozmowy dla Regionalnej Telewizji Kablowej

Czytaj w Dobrym Tygodniku Sądeckim: https://issuu.com/dobrytygodnik/docs/dts_23_2016

Komentarze (0)

Nie dodano jeszcze komentarzy pod tym artykułem - bądź pierwszy
Zgłoszenie komentarza
Komentarz który zgłaszasz:
"Nowy Sącz – lewica jest tu dramatycznie potrzebna!"
Komentarz który zgłaszasz:
Adres
Pole nie możę być puste
Powód zgłoszenia
Pole nie możę być puste
Anuluj
Dodaj odpowiedź do komentarza:
Anuluj

Może Cię zaciekawić

Sport

Pozostałe

Twój news: przyślij do nas zdjęcia lub film na [email protected]