0°   dziś 4°   jutro
Niedziela, 24 listopada Flora, Emma, Emilia, Chryzogon, Jan, Aleksander, Roman

Pomiędzy sadem a kurnikiem

Opublikowano 25.07.2015 11:45:37 Zaktualizowano 05.09.2018 07:11:27 TISS

WSPOMNINIE. 20 lipca zmarł Józef Jungiewicz, pierwszy niekomunistyczny wojewoda nowosądecki (4.06.1992-27.08.1993) i poseł na Sejmu X kadencji wybrany w 1989 r. Urodził się 7 lutego 1936 w Połańcu.

W listopadzie 1998 r. kiedy wraz z reformą administracyjną kraju województwo nowosądeckie odchodziło do historii, Wojciech Molendowicz na łamach „Gazety Krakowskiej” opublikował poczet wojewodów nowosądeckich. Czwarty odcinek tego cyklu poświęcony był Józefowi Jungiewiczowi. Był to zresztą jeden z ostatnich większych materiałów prasowych poświęconych tej postaci:
(…) Jungiewicz wydawał się najlepszym kandydatem – miał nieposzlakowaną opinię prawego człowieka, doświadczenie jako poseł, no i zasługi w związkowej działalności, przypieczętowane kilkumiesięcznym internowaniem w stanie wojennym. Wiele osób do dziś uważa, że ten ostatni argument był najważniejszym kryterium zaproponowanie Jungiewicza na stanowisko wojewody.
- Absolutne przeciwieństwo swojego następcy Wiktora Sowy – wspomina bliska współpracownica Jungiewicza w Urzędzie w Wojewódzkim. – Nigdy nie starał się stwarzać pozorów. Prosty, dobry i uczciwy człowiek. W naturalny sposób wszyscy mogli o nim powiedzieć „swój chłop”. Mam jednak wrażenie, że funkcja wojewody nieco go przerosła (…)
- Kiedyś odwiedził Nowy Sącz austriacki konsul i wieczorem kilka ważnych w tym mieście osób zostało zaproszonych na kolację z nim – mówi wysoki rangą urzędnik sądeckiego magistratu z początku lat 90. – Kolacja miała miejsce w domu wojewody Jungiewicza w Tęgoborzy. Mimo późnej pory i charakteru spotkania wojewoda podał jajecznicę, a po kolacji zaprosił konsula, by ten osobiście za pomocą kija postrząsał sobie jabłek w sadzie (…)
W legendę obrosły również sytuacje, w których na pierwszy plan wysuwały się palone przez Jungiwicza papierosy. Opowieść jakoby w amerykańskim konsulacie w Krakowie miały się włączyć czujniki przeciwpożarowe w momencie, kiedy wojewoda nowosądecki zaciągnął się popularnym, należy raczej zaliczyć do legend, ale te przecież nie powstają całkiem bez przyczyny. Pewne jest jednak, że obłoki gryzącego dymu puszczane przez Jungiewicza faktycznie budziły popłoch nie tylko na warszawskich salonach (…) Do bezfiltrowców miał jednak Jungiewicz sentyment z czasów stanu wojennego i internowania. Jeszcze na początku lat 90. W biurze parlamentarnym OKP poseł Józef Jungiewicz miał zachomikowany spory zapas nawet nie popularnych, ale starych, poczciwych sportów, podobno faktycznie pamiętających czasy internatu (…)
Na Sądecczyznę trafił za sprawą żony Zofii, lekarki posiadającej w Tęgoborzy rodzinne gospodarstwo. „Przejąłem cztery hektary sadu owocowego od teściów – opowiadał J. Jungiewicz Gazecie Krakowskiej w lutym 1997 r. – Pracy było sporo, a zyski niewielkie. Dla podreperowania rodzinnego budżetu postanowiłem więc spróbować też czegoś innego. Kupiłem czterysta niosek i zająłem się sprzedażą jaj. Sad angażował mnie od wiosny do jesieni, a kurami trzeba było zajmować się stale. Nie bałem się pracy, bo musiałem pomóc żonie utrzymać liczną rodzinę”. Pięcioro dorastających i uczących się dzieci Jungiewiczów miało przecież swoje potrzeby (…)
- Jungiewicz jest dziś mocno zgorzkniały, wszędzie wietrzy polityczny spisek – uważa jeden z jego dawnych kolegów utrzymujący dziś z Jungiewiczem sporadyczne kontakty.
Inny dodaje: - Przez dwie godziny można było wojewodzie pewne rzeczy tłumaczyć, argumentować, uzasadniać, on na koniec rozmowy przyznawał rację, a potem i tak robił swoje. Jako wojewoda często po prostu nie radził sobie z sytuacją, ale dwa pomniki jednak mu się należą. Jeden powinni mu postawić w Grybowie obok Stolbudu, drugi w Tymbarku. Uratował te zakłady przed pewną likwidacją (…)
- On był po prostu nieuleczalnie bezkompromisowy, a dla polityka to raczej wada niż zaleta – uważa jego rzecznik prasowy Janusz Blachura (…)
W 1995 r. Józef Jungiewicz otrzymuje II grupę inwalidzką. Przez kilka lat definitywnie zaszywa się w Tęgoborzy, gdzie swój pracowicie wypełniony czas dzieli pomiędzy obowiązki w sadzie i kurniku.
- Wstaję przed siódmą i idę do kurnika – opowiadał w ub. roku „Krakowskiej”. – Trzeba pozbierać jajka, nasypać paszy i nalać wody dla kilkuset kur. Cięższe prace wykonuje wynajęty pracownik. Muszę też rozwieźć jaja do sklepów i obsłużyć klientów, którzy przyjeżdżają po towar na miejsce (…) Praca, jak to na wsi, trwa dopóki nie zrobi się ciemno. O dziesiątej w nocy wyłączam światło w kurniku i mam trochę czasu dla rodziny (…)

Zobacz również:

Komentarze (0)

Nie dodano jeszcze komentarzy pod tym artykułem - bądź pierwszy
Zgłoszenie komentarza
Komentarz który zgłaszasz:
"Pomiędzy sadem a kurnikiem"
Komentarz który zgłaszasz:
Adres
Pole nie możę być puste
Powód zgłoszenia
Pole nie możę być puste
Anuluj
Dodaj odpowiedź do komentarza:
Anuluj

Może Cię zaciekawić

Sport

Pozostałe

Twój news: przyślij do nas zdjęcia lub film na [email protected]