3°   dziś 2°   jutro
Poniedziałek, 23 grudnia Wiktoria, Wiktor, Sławomir, Małgorzata, Jan, Dagna

'Wycinki z przedwojennej prasy' cz. XIX

Opublikowano  Zaktualizowano 

W tym tygodniu obszerny opis łaskami słynącej figury Pana Jezusa Cierpiącego w Jaworznej z 1934 r., o zamachu rabunkowym na limanowskim rzeźniku z 1925 roku oraz tragicznym finale wycieczki – śmiertelnym wypadku w Wysokiem sprzed 85 lat.

Niedziela Katolicka
25 marca 1934 r.
Chrystus cierpiący wywyższony Historja łaskami słynącej figury Pana Jezusa Cierpiącego w Jaworznej na Podhalu
(fragment)
Zeszłego roku znów mię wzięła chętka, by się gdzieś w górach odświeżyć. Oczywiście i tym razem wybór padł na Jaworznę. Ale tym razem nie to samo zastałem. Większa bieda? Niestety, tak. Mimo piekącego kryzysu, zastałem Jaworznę uszczęśliwioną. Trzeba było widzieć, z jaką dumą, z jakiem rozrzewieniem pokazywali mi swe dzieło, wybiegające daleko poza ramy zwykłych możliwości. Oczy przecieram, nie wiedząc jeszcze, czy mam przed sobą rzeczywistość, czy złudzenie. Wierzę w swe zmysły, więc muszę uwierzyć oczom. Z jakimże mi to przychodzi trudem: Kościół? Tak. Piękny, kamienny kościółek. Jak powstał w ciągu niespełna roku, do tej pory nie umiem sobie wytłumaczyć. Zacząłem pojmować dopiero wówczas, gdy w wielkim ołtarzu zobaczyłem Chrystusa Cierpiącego, znanego mi z przydrożnej kapliczki. Przyznać muszę, że w pierwszej chwili byłem tak oszołomiony, że nawet nie umiałem się zapytać o to wprost nadprzyrodzone zjawisko. Zostawiwszy bagaże na furmance, poszedłem obejrzeć kościół zbliska, by, jak niewierny Tomasz, dotknąć się murów własnemi palcami. Był wczesny ranek. Podchodzę z dziwnem onieśmieleniem. Obchodzę kościół ze wszystkich stron. Wreszcie potykam się o jakiegoś starowinę. Dowiaduję się, że obkuwa kamień na kropielnicę. Na moje zdziwienie co do jego pracy i wczesnej pory, odpowiada, że sypiać nie może, gdyż bolą go kości, że w domu słabość często go chwyta, a tylko tu, przy robocie dla kościoła, siły mu wracają, że może „coś mało wiela skłótnąć'. Na temat kościoła mówi chętnie. Więc dowiaduję się rzeczy nieprawdopodobnych. Właśnie dlatego, że na świecie bieda, że świat szuka ratunku wszędzie, tylko nie tam, gdzie szukać powinien, że zła wszelakiego coraz więcej, zabrała się wieś do budowy kościoła, którego dotychczas nie było. I pokazała wieś zapadła, że można czegoś dokonać, jeśli się pragnie wszystkiemi siłami. W jesieni uradzili, przez zimę kopali kamienie, zwozili i obrabiali, wójt dał grunt, w kwietniu 1932 r. kładli fundamenty, a już 6-go sierpnia tegoż roku odbyło się poświęcenie kościoła i zarazem pierwszy odpust na Przemienienie Pańskie. Podziwiam piękną wieżę. Chłopina potwierdza mój zachwyt, równocześnie objaśnia, że to majsterska Wojciecha „spod miedzy“. — A okna? — pytam. — Okna wyśtuderował Ferdek „spod miedzy“. — Któż właściwie budował ten kościół? — Któżby? My... my wszyscy. — Dobrze, ale przecież ktoś musiał porobić plany, rysunki, doglądać roboty. Mieliście jakiego inżyniera, budowniczego ? Chłop się skrzywił. — Co nam po takim. My tu mamy swojego. Stasek mu na imię. Ma głowę do wszystkiego. Pytam o tego Staszka. — To nie znacie, panie, Staszka? Chłop z Jaworznej. Miesiąc temu się ożenił. Z pozoru niktby nie pedział, że on taki studerac. Ale gdy się weźmie do czego, wydłubie nad podziw. Zwyczajnie chodzi za mularską, po wsiach piece stawia. Gdy mu roboty braknie, rzeźbi figury Świętych do kaplic. Tego roku pokazał, że stać go i na coś większego. Zdaje się, że ci miastowi nie mieliby go w czem wiele poprawić. Był tu jakiś ze Sącza, to tylko głową kiwał. A w rysunkach, które poszły do biskupa, tyle ino poprawili, że jedno okno kazali dorobić. Pytam o fundusze, o robotników. Zaczęli budowę bez grosza, skończyli bez długu. Z ofiar, które wyniosły coś około trzech tysięcy złotych, zakupiono to, czego we wsi niema. A więc cement, gwoździe, szkło. Kamienie, drzewo, robociznę dali ludzie dobrowolnie. Utrzymanie też. Codziennie z innej chałupy przynoszono jedzenie. Zrobiło się. Kościół jest. Tylko księdza jeszcze niema. Do czasu utworzenia tu samodzielnej parafji, dojeżdża ksiądz z Ujanowic. Iluż mieszkańców liczy wasza wieś? — Sto domów będzie, nie więcej. W tem może 80 gospodarzy 7 do 20 morgowych, reszta chałupnicy. Kompletnie rozbity w logicznem myśleniu, wchodzę do wnętrza. Gwiaździste sklepienie prezbiterium, również zapewne robota jakiegoś Staszka, przykuwa uwagę. Ściany otynkowane, podłoga cementowa. Przez gotyckie okna lecą snopy promieni słonecznych, złocąc niemalowany jeszcze wielki ołtarz, mile harmonizujący ze stylem kościoła. Gdzie zakupiony? — Staszek w zimie wyrzeźbił — pada skromna odpowiedź. Odpowiedź pewna, jakby tak być musiało. Nie stać mię na żadne więcej zapytanie. Wychodzę w milczeniu, odprowadzony wymownem spojrzeniem Chrystusa Cierpiącego. Po drodze nasunęły mi się słowa Ewangelii o trzech przybytkach na górze Tabor. W. D.
Grafika – TUTAJ.
Polonia
Nr 326
30 listopada 1925 r.
Z Limanowej donoszą nam, że na tamtejszego rzeźnika Goldfingera dokonano zamachu rabunkowego. Mianowicie jacyś niewyśledzeni dotychczas osobnicy wywołali go z domu, rzekomo w chęci sprzedania mu krowy do pobliskiego lasu gdzie obezwładniwszy go odebrali mu przygotowaną na kupno krowy gotówkę. GoIdfingera znaleźli nad ranem przechodnie nieprzytomnym. Policja wszczęła dochodzenie.
Grafika – TUTAJ.
Siedem groszy
30 lipiec 1933
W dniu 14 sierpnia ub. r. wyjechała z Wiśnicza koło Bochni wycieczka do Zakopanego. Wycieczka składała się z 19 starszych osób i czworga dzieci, jadących autem ciężarowem, kierowanem przez Abrahama Kannengissera, lat 28, z Bochni. Organizatorem wycieczki był jeden z uczestników, Józef Rosiek. Auto wyjechało o godz. 2 po północy z Wiśnicza i kiedy znalazło się na „Wysokiem” koło Limanowej, z powodu nadmiernej szybkości szofera, biorąc serpentynę na prawo, auto wjechało z góry na kamień, skutkiem czego wpadło w rów. Skutek wypadku był fatalny, albowiem 3 osoby wycieczki zostały zabite, zaś pozostali, prawie wszyscy, odnieśli ciężkie rany. Auto uległo całkowitemu zniszczeniu. Na miejsce wypadku przybyły władze oraz pomoc lekarska z Limanowej i Nowego Sącza, które przewiozły rannych do szpitala w Nowym Sączu, zaś zwłokami zabitych zajęły się odnośne władze. Szoferowi Kannengisserowi, jako głównemu winowajcy wypadku, wytoczono sprawę sądową. Przed sądem okr. w Krakowie, w składzie s. s. o. Partyki, dr. Stuhra i dra Horskiego — rozpatrywano w dniu 23bm.
Grafika – TUTAJ.
***
Cykl powstaje przy współpracy z panem Januszem Guzikiem, który zajął się opracowaniem materiałów, zaczerpniętych z zasobów Jagiellońskiej Biblioteki Cyfrowej, Biblioteki Cyfrowej Uniwersytetu Warszawskiego, Małopolskiej Biblioteki Cyfrowej oraz Narodowej Biblioteki Austrii.
Zobacz również:

Komentarze (1)

jurek48
2018-06-17 15:18:25
0 0
Z niecierpliwością czekam na kolejny artykuł
Odpowiedz
Zgłoszenie komentarza
Komentarz który zgłaszasz:
"'Wycinki z przedwojennej prasy' cz. XIX"
Komentarz który zgłaszasz:
Adres
Pole nie możę być puste
Powód zgłoszenia
Pole nie możę być puste
Anuluj
Dodaj odpowiedź do komentarza:
Anuluj

Może Cię zaciekawić

Sport

Pozostałe

Twój news: przyślij do nas zdjęcia lub film na [email protected]