7°   dziś 5°   jutro
Środa, 27 listopada Walerian, Wirgiliusz, Maksymilian, Franciszek, Ksenia

Sklepiki szkolne zieją pustką. Nie ma towarów wymaganych przez ministra

Opublikowano 02.09.2015 18:59:00 Zaktualizowano 04.09.2018 20:20:54

Wyśrubowane wymagania w sprawie zdrowej żywności wywołają likwidację sklepików szkolnych - alarmują sądeccy sprzedawcy. Dostosowanie się do zapisów w rozporządzeniu ministra zdrowia okazało się dla przedsiębiorców nieopłacalne. Nie mają też dostępu do produktów wymaganych w dokumencie. Woleli na razie zawiesić biznes.

Ustawa eliminująca niezdrową żywność ze szkół weszła w życie 1 września. Jest rezultatem alarmujących danych dotyczących gwałtownego wzrostu zachorowań dzieci i młodzieży na cukrzycę czy otyłość. Sklepikarze twierdzą jednak, że nakłada zbyt restrykcyjne wymogi, w zbyt krótkim czasie.

Chipsy, fast foody, energy drinki, słodycze i drożdżówki, które nie mogą się już pojawiać na półkach sklepików szkolnych to zaledwie wierzchołek góry lodowej. W rozporządzeniu ministra zdrowia podpisanym w zeszłym tygodniu (26 sierpnia) znajdują się szczegółowe zapisy dotyczące składu sprzedawanych produktów. Sklepikarze podkreślają, że nie mieli czasu na dostosowanie asortymentu do wymaganych przez resort warunków.

- Zgadzam się co do zasady, że dzieci powinny jeść zdrowiej: mniej cukru i mniej tłuszczu. Ale powinien być okres przejściowy [od.red. na dostosowanie asortymentu] np. do końca grudnia i ewentualnie potem od stycznia powinny być wprowadzane kontrole - podkreśla Roman Podstawski, który prowadzi sklepiki szkolne i stołówkę w Nowym Sączu. Jak dodaje, już 2 września miał kontrolę. – Ja mam dziesięć artykułów dopuszczonych do sprzedaży. A resztę to jakoś poukładam, żeby te półki zapełnić - mówi, przewidując kłopoty. - Na przykład poprosiłem dostawcę wędlin o skład ilościowy dostarczanych mi wędlin i żadna z nich nie spełnia tych ostrych wymagań nałożonych w rozporządzeniu. [red. kanapka może zawierać przetwory mięsne zawierające co najmniej 70 procent mięsa i nie więcej niż 10 g tłuszczu w 100 g produktu gotowego do spożycia]. Na pewno będzie z tym wiele kłopotu. Dla osób, które mają tylko jeden sklepik będzie to szok finansowy.

Szczegóły rozporządzenia ministra zdrowia przyprawiają także o zawrót głowy prowadzących stołówki. Czytamy w nim, że herbatę można posłodzić tylko naturalnym miodem pszczelim. Jeśli tego ostatniego nie będzie, uczniowie będą musieli się zadowolić gorzką herbatą.

Obiad ma zawierać co najmniej jedną porcję warzyw i jedną porcję owoców. Kucharki będą musiały więc zastosować się do tego zapisu nawet gdy będą przygotowywały pierogi ruskie czy naleśniki na słodko. Smażone danie będzie mogło ukazać się w menu tylko raz w tygodniu, a za przyprawy posłużą głównie zioła i niewielka ilość soli. Jednak zdaniem Zbigniewa Małka, dyrektora Katolickiej Szkoły Podstawowej w Nowym Sączu kłopoty stołówek są niczym w porównaniu z sytuacją sklepikarzy.

- W kuchni sobie poradzą, bo dietetyk ułoży tak jadłospis, żeby normy żywieniowe: kalorie, ilości soli i cukru były spełnione. U nas stołówka już działa. Ale sklepikarze mają poważny problem. Z tego co wiem to w kilku znanych mi szkołach nie ma otwartego sklepiku. Wszyscy czekają co się będzie działo - mówi Zbigniew Małek. – Poza tym żywność dopuszczona do sprzedaży jest nieatrakcyjna dla dzieci. Jeżeli one mają możliwość kupienia sobie takiego produktu przed szkołą, to to zrobią. Nie da się od razu kogoś zmusić do zmiany nawyków żywieniowych. Sklepikarzom nie będzie się opłacało prowadzić sklepików z produktami, których dzieci nie będą chciały kupować. W związku z tym wszystkie sklepiki w Polsce padną. Proszę sobie wyobrazić ile jest sklepików w kraju, a do tego dochodzą jeszcze osoby zatrudnione. To się robi poważny problem społeczny.

Kara za niedostosowanie się do wymogów rozporządzenia może wynieść od 1000 do 5000 zł.

fot. Taki sklepik szkolny należy już do przeszłości.

Komentarze (2)

OmenNS
2015-09-03 16:57:31
0 1
Panie dyrektorze Katolickiej Szkoły Podstawowej Z. Małek, co jest większym problemem społecznym: otyłość i zły stan zdrowia dzieci czy ewentualne mniejsze zarobki sklepikarzy? I jakim cudem dzieci mają mieć możliwość kupienia niezdrowej żywności przed szkołą, skoro w trakcie zajęć nie mogę opuszczać jej murów? - no chyba że w pańskiej placówce jest inaczej. A to co kupują dzieci przed i po zajęciach lekcyjnych w obecności swoich rodziców lub opiekunów, to już pozostawmy sumieniom tych ostatnich.
Chyba że problem w tym, jak padną sklepiki, to i szkoły nie zarobią na wynajmie powierzchni pod ich działalność. A dodatkowo rodzina i znajomi dyrekcji stracą niezły biznes (bo o tym kto prowadzi takie sklepiki to chyba powszechnie wiadomo).
Odpowiedz
nawoj
2015-09-04 15:29:52
0 1
Uważam, że to rodzicie powinni decydować, co ich dzieci mogą jeść a co nie. Dla mnie to jest (kolejny) absurd i wtrącanie się władzy w życie ludzi. Co w tym złego, że dziecko kupiło sobie drożdżówkę w sklepie?
Państwo nie załatwi za nas wychowania dzieci (również w zakresie właściwego żywienia) a może uprzykrzyć ludziom życie.
Odpowiedz
Zgłoszenie komentarza
Komentarz który zgłaszasz:
"Sklepiki szkolne zieją pustką. Nie ma towarów wymaganych przez ministra"
Komentarz który zgłaszasz:
Adres
Pole nie możę być puste
Powód zgłoszenia
Pole nie możę być puste
Anuluj
Dodaj odpowiedź do komentarza:
Anuluj

Może Cię zaciekawić

Sport

Pozostałe

Twój news: przyślij do nas zdjęcia lub film na [email protected]