7°   dziś 5°   jutro
Środa, 27 listopada Walerian, Wirgiliusz, Maksymilian, Franciszek, Ksenia

Świat dla niego

Opublikowano 08.08.2009 10:40:12 Zaktualizowano 05.09.2018 12:24:51 JOMB

Z marzeniami trzeba uważać! Podobnie z prośbami adresowanymi do Pana Boga. Bo można nieopatrznie westchnąć - Panie Boże, gdybym tak mógł podróżować po świecie… W zamian dzieliłbym się tym co zobaczę z innymi, którzy tam dotrzeć nie mogą. A później się dzieje!

Przekonał się o tym poważany prawnik, specjalista od zagadnień bezpieczeństwa i higieny pracy, z otwartym przewodem doktorskim. Tak sobie westchnął i teraz ma za swoje!
Zgubił się na Pustyni Syryjskiej, omal nie został stratowany przez słonia, Murzyni patrzyli na niego jak na… białego, nieopatrznie zagrał w jakiejś telenoweli i jeszcze gdzieś na krańcu świata, gdzie nocował pod gołym niebem, gdy o świcie podjechał autokar pełen turystów i wysypała się z niego ciekawa świata gawiedź, on, nieogolony, wymięty i niewyspany usłyszał z tego obcego tłumu: - O! Widzisz! Mecenas Robert Widzisz!
Tak, chciał to teraz ma!

Bo westchnął do Boga


- Moje dzieciństwo przypadło na czasy komunizmu. Wtedy się marzyło np. o wyjeździe do Jugosławii, Czechosłowacji, więc ja o podróżach nawet nie myślałem. Dlatego dziś nie spełniam marzeń – bo ich wówczas nie miałem, było to zbyt nierealne. Ale kilka lat później przyszedł moment, gdy poznawanie świata stało się możliwe. Otworzyły się granice, ceny biletów były dostępne. Wtedy stwierdziłem, że pora na „niespełnianie” moich marzeń. Najpierw poznałem Europę, i chyba szczególnie w sercu zapadła mi Rumunia. Później chciałem opuścić kontynent. Zacząłem szukać ludzi, którzy mieliby podobne cele podróży. Nie interesowały mnie zorganizowane wycieczki, bo to nie jest poznawanie świata tylko hoteli i obowiązkowych punktów, w których bywają wszyscy.
Szukał odpowiedniej ekipy, ale jakoś nie wychodziło. Wtedy nieopatrznie westchnął do Pana Boga. I się zaczęło! Trafił w Internecie na człowieka, który własnym busem kilka razy w roku organizuje egzotyczne wyprawy. Tym razem proponował Bliski Wschód. W ten sposób Robert Widzisz z zupełnie nie znaną sobie grupą, poruszając się busem, dotarł do Turcji, Syrii, Jordanii. A tam…

Arabskie kwiatki

Zgubili się na Pustyni Syryjskiej na pograniczu z Irakiem. Gdy wreszcie trafili na cywilizację – szyb naftowy - okazało się, że pracownicy nie mają pojęcia, w którym zakątku są, jak się stąd wydostać. Po prostu tu zostali przywiezieni, tu pracują, a jak skończą się kontrakty, ktoś ich stąd wywiezie.
W dolinie Eufratu złapali gumę. Pomoc zaoferował im Arab. Jego ofiarność widać wyraźnie na zdjęciu - panowie zmieniają koło, a on… stoi obok i się przygląda. „Pańskie oko konia tuczy”. Ale dzięki tej gumie zostali zaproszeni do syryjskiej szkoły.
Gdy wjeżdżali na teren ruin nad Eufratem, zaczęli żartować, że pewnie jakiś Arab będzie sprzedawać tu bilety. W którymś momencie zobaczyli w oddali traktor, który zmierzał w ich stronę. Z traktora zszedł elegancko ubrany Arab z teczką i oznajmił: - Tickets. Zaczęli się tarzać ze śmiechu po ziemi.
- Często myślimy stereotypowo – Arab to terrorysta i tyle. Tymczasem w Syrii spotkaliśmy najbardziej życzliwych ludzie na świecie. Byliśmy zszokowani ich uczynnością. Przykładowo, nie mogliśmy znaleźć drogi i jakiś syryjski student wsiadł do naszego samochodu, żeby nam pomóc. Jechał z nami 26 km, po czym, gdy naprowadził nas na właściwy kierunek, po prostu wysiadł w szczerej pustyni szczęśliwy, że mógł nam pomóc. Inny Arab konwojował nas przez całe miasto, żebyśmy mogli kupić paliwo. Jeszcze inny po prostu oprowadził nas po mieście opowiadając o historii, tradycji. Wszystko zupełnie bezinteresownie.

Afrykańskie strzępy

Rok po wyprawie zadzwonił do niego kolega z krótką informacją: - Są tanie bilety do Johannesbura. Jedziesz?
Długo nie trzeba było go namawiać. Zapłacił za bilet i dopiero wtedy miał czas, żeby poczytać o Republice Południowej Afryki. Porwania dla okupu, napady, strzelaniny – tak donosiły media.
- Nie powiem, że to nie zrobiło na mnie wrażenia, ale wychodzę z założenia, że jeśli zachowuje się zdrowy rozsądek, to podróżowanie nie jest takie straszne. Krótko mówiąc w Afryce nie zjedli nas i nic złego się nie działo.
Większym zagrożeniem niż ludzie okazały się zwierzęta. Z okien samochodu zwiedzali Park Krugera. W pewnym momencie ich auto zaatakował olbrzymi słoń. Najwyraźniej poczuł się odcięty od stada, ponieważ pojazd wjechał w sam jego środek. Przywódca stada zaczął się więc bronić – trąbiąc i biegnąc w kierunku metalowego agresora na kołach. Co w tej sytuacji zrobił Robert Widzisz? Wyskoczył z samochodu, żeby pstryknąć fotkę. Na szczęście samochód w ostatniej chwili zdążył ruszyć, to wystarczyło, słoń zobaczył, że rywal wycofuje się, więc poniechał ataku. Wyjeżdżając z parku narodowego zauważyli znaki drogowe ostrzegające przed taranującymi samochody słoniami.
Innym razem w jednym z murzyńskich miasteczek poczuli się jak „biali Murzyni”. Byli jedynymi białymi w całym mieście. – Widać było, że wzbudzamy zainteresowanie, ale nikt nas nie obrzucał wzrokiem. Wszyscy zachowywali się taktowniej niż my w kraju na widok ludzi o czarnej skórze.
W Górach Smoczych przeżył to co Staś z powieści Sienkiewicza. – Nocowaliśmy w wiosce. Księżyc świecił, a w oddali ktoś grał na bębnach i śpiewał pieśń afrykańską. To było niesamowite.
A potem o 6. nad ranem zobaczył jak kobiety zamiatają wokół swoich chatek - domków z glinianych cegieł, z klepiskiem i … baterią słoneczną. Kolejny stereotyp upadł.

Amerykańskie płatki

Następny rok nie mógł przejść bez kolejnej wielkiej podróży. Tym razem jego przyjaciele zaprosili go na ślub, tyle że do Gwatemali. Ślubu udzielał polski zakonnik, misjonarz Bogdan Filipiuk z Białegostoku. Wesele ze spontanicznym udziałem mieszkańców, płatkami kwiatów, miejscową orkiestrą i gorącymi życzeniami od obcych Indian.
Ale oprócz zaślubin były też inne atrakcje. Choćby wyjście na wulkan Pacaya. - Byłem przekonany, że wulkan jest nieczynny. Wychodzimy zza zakrętu a tam widać dymiący krater, a obok nas płyną strużki lawy.
Było też nurkowanie z rekinami, płaszczkami i ogromnymi żółwiami. A w bazylice Matki Boskiej z Gwadelupa „zagrał w telenoweli”.
- Gdy usiadłem w ławce usłyszałem teatralne szlochy. Jakaś dziewczyna spazmatycznie płakała. Po chwili przestała, zakropiła oczy i zaczęła znowu płakać. Wtedy zobaczyłem, że jest filmowana.

Różni i tacy sami


Chciał i teraz ma! Podróżuje, przeżywa różne przygody, ale nie jest to jeżdżenie bez celu. Z wypraw przywozi niesamowite zdjęcia, zdobywające uznanie na ogólnopolskich konkursach.
Jego zdjęcia, proste w formie, są równocześnie niezwykłe. Pokazują, że oczywiście są ogromne różnice kulturowe wśród mieszkańców różnych zakątków ziemi. Inaczej wyglądamy, mamy inne tradycje, ale równocześnie przeżywamy te same emocje, jesteśmy takimi samymi ludźmi. Stąd arabska kobieta, której po policzku spływa samotna łza i uśmiechnięte murzyńskie dziecko.
- Żeby zrobić dobry portret trzeba nawiązać relacje z człowiekiem, którego się fotografuje – zdradza tajemnice swoich zdjęć.
Dlatego najpierw nawiązuje kontakt – wzorkiem, gestem, uśmiechem, i dopiero gdy jest odpowiednia chwila, wyciąga aparat. Nie robi zdjęć za wszelką cenę, fotografie nie są najważniejsze.


Odkrywanie „ja”


Podróżując poszukuje siebie. Jak mówi, każda wyprawa to jednak przeżycie ekstremalne. Jest się wyrwanym ze swojego życia, wśród obcych ludzi, w obcym miejscu. Wtedy można się poznać i w sensie dosłownym i metafizycznym.
- Gdy śpi się pod gwiazdami, jest czas, żeby zastanowić się nad sobą, przemyśleć pewne sprawy, ale też żeby porównać się z innymi. To jest odkrywanie siebie jako „ja”, ale też jako przedstawiciela pewnej kultury, religii.. Przykładowo my uznajemy się za religijnych, ale wiara jest u nas tematem tabu. Tymczasem w krajach arabskich dzieci odmawiają „różaniec” idąc do szkoły i jest to coś zwyczajnego. Takie wychwytywania różnic i cech wspólnych zmienia sposób patrzenia na świat.
I zaraz dodaje:
- Nie odkrywam świata w sensie geograficznym, ale odkrywam świat dla siebie.


Fot. Arch. Roberta Widzisza

Komentarze (0)

Nie dodano jeszcze komentarzy pod tym artykułem - bądź pierwszy
Zgłoszenie komentarza
Komentarz który zgłaszasz:
"Świat dla niego"
Komentarz który zgłaszasz:
Adres
Pole nie możę być puste
Powód zgłoszenia
Pole nie możę być puste
Anuluj
Dodaj odpowiedź do komentarza:
Anuluj

Może Cię zaciekawić

Sport

Pozostałe

Twój news: przyślij do nas zdjęcia lub film na [email protected]