8°   dziś 10°   jutro
Wtorek, 05 listopada Elżbieta, Sławomir, Dominik, Zachariasz, Balladyna

Zapiski korespondenta wojennego

Opublikowano 09.05.2012 10:41:56 Zaktualizowano 05.09.2018 11:01:23

Echa limanowskiego spotkania autorskiego i promocji książki Ferenca Molnára „Galicja 1914 – 1915. Zapiski korespondenta wojennego” w tłumaczeniu Ákosa Engelmayera.

W  limanowskiej książnicy odbyło się spotkanie autorskie z Ákosem Engelmayerem, pierwszym ambasadorem Wolnych Węgier w Polsce. Zorganizował je limanowski oddział Polskiego Towarzystwa Historycznego, przy współpracy z MBP (PTH ma tutaj swoją siedzibę). Licznie przybyłe audytorium i samego autora przywitała na początku Joanna Michalik, pełnomocnik burmistrza ds. MBP. Później mikrofon trafił w ręce prezes limanowskiego oddziału PTH Magdaleny Dyląg, która również ciepło powitała gościa i w kilku zdaniach zaprezentowała biogram oraz postać Ákosa Engelmayera. Następnie głos zabrał sam gość. Były ambasador Węgier powitał zebranych i podziękował za zaproszenie. Przybliżył zebranym życiorys pisarza Ferenca Molnára, kojarzonego powszechnie jako autor lektury szkolnej „Chłopcy z Placu Broni”. Pochodził on z bogatej rodziny żydowskiej. Z wykształcenia był prawnikiem, ale od dziecka interesował się literaturą i jednocześnie sam wykazywał spore umiejętności pisarskie. Karierę rozpoczął jako dziennikarz (w wieku 18 lat). Wówczas nawiązał współpracę z kilkoma czasopismami. Na jesieni 1914 roku trafił na linie galicyjskiego frontu I wojny światowej jako wysłannik budapeszteńskiej gazety „Est”. Śledził i relacjonował dla prasy potyczki armii austro-węgierskiej zaciekle broniącej się przed ofensywą Rosjan. Z wielką ekspresją literacko-dziennikarską – ale i przy tym sumienną dokładnością – opisywał rzeczywistość Wielkiej Wojny wraz z jej okrucieństwem i chwałą.  Efektem tego były zgromadzone przez niego zapiski, które zostały wydane na Węgrzech w latach 20-tych XX w. W roku obecnym ukazała się ich polskojęzyczna edycja z translacją właśnie Engelmayera. Tutaj autor opowiedział o pracach (i perturbacjach) związanych z polskojęzyczną edycją pracy Ferenca Molnára. Zdradził, że książkę przetłumaczył z języka węgierskiego  w okresie stanu wojennego, gdy był bez pracy. Jednakże przez długi czas nie mógł dostać pozwolenia na publikację. Podzielił się też własnymi osobistymi, uwagami na temat zawartości merytorycznej książki. Molnár rejestrował wszystko jak kamera filmowa. Ale nigdy nie pisze źle o wrogach. Pisze przede wszystkim o tragedii. - podkreślał ambasador. W dalszej części spotkania publicysta poprosił Karola Wojtasa (członka limanowskiego PTH)  o przeczytanie wybranych fragmentów zapisków, które w międzyczasie szeroko komentował. Wybrane cytaty koncentrowały się przede wszystkim wokół wspomnień związanych z wydarzeniami wojennymi spod Limanowej (bitwy limanowskiej).

Od czwartej nad ranem kręcimy się wśród rannych jeńców, odpoczywających huzarów i słuchamy historii bitwy limanowskiej (...). Kiedy chodziłem wśród poległych Rosjan, widziałem bardzo niewiele ran od kul. Rosjanie, którzy zginęli na tu wzgórzu, padli od potwornych uderzeń kolbami pewien porucznik huzarów rzucił się na nich z łopatą o długiej rękojeści, wciąż idąc na czele, jak zresztą wszyscy oficerowie. Na samym przedzie pułkownik Muhr... Tablica jemu poświęcona ustawiona prowizorycznie w miejscu, gdzie zginął, pokryta jest gałęziami świątecznych choinek. Zaprowadzili mnie tam dwaj huzarzy. A gdy znaleźliśmy się na miejscu, dosłownie błagali, bym napisał do wszystkich gazet, że ich oficerowie zawsze biegli na przedzie, zawsze byli w pierwszej linii, stawali oko w oko z wrogiem, rzucali się do walki wręcz, tam, gdzie najgęściej kłębiło się od Moskali (...). To zwycięskie pobojowisko stanowi jakąś ściskającą serce mieszankę, tragiczny pejzaż wywołujący łzy, radosny spokój huśtających się wesołych huzarów, ból, wesoły śpiew, modlitwa, trupy Rosjan spoglądające w niebo, skrzypiące wozy z krwawymi odpadkami, biedni, powaleni na ziemię huzarzy węgierscy, którzy może nawet nie wiedzieli, ze tu na limanowskich wzgórzach, wypierając Rosjan ku północy, wywalczyli spokój zatrwożonym węgierskim miastom.
Nad tym pejzażem istny cud boży, tu na północy, tuż przed Bożym Narodzeniem, słońce świeci ciepło i jasno ...
(Limanowa, grudzień 1914)*.

W omawiane fragmenty dotyczące tych wydarzeń i faktów Ákos Engelmayer umiejętnie i ciekawie wplatał wątki autobiograficzne, przedstawiając losy swoje i swych rodaków w czasach II wojny światowej i stalinizmu, powstania węgierskiego 1956 roku i kolejnych lat komunizmu.

I tak oto los po raz piąty prowadzi mnie przez Limanową. W listopadzie widzieliśmy ją dwukrotnie: wówczas nikt nie zwrócił na nią uwagi, bo była po prostu nazwą stacji, jak sąsiednie Mordarka, Marcinkowice czy Tymbark... W grudniu po raz trzeci nasz pociąg zatrzymał się o zasnutym mgłą świcie, na stacji panował rozgardiasz. Wszędzie jeńcy, ranni, biwakujący żołnierze, Limanowa od czterdziestu ośmiu godzin należała do historii. Tego samego dnia po południu, wracając z pola bitwy ujrzałem ją po raz czwarty – wówczas biała tablica z czarnymi literami oznaczała już węgierską historię. I oto moja wędrówka zawiodła mnie tu po raz piąty. Limanowa jest teraz spokojna, wszystko pokrywa biel: stację, wieś, rowy, cmentarz, pole bitwy, wzgórza, mały zagajnik (...). LIMANOWA. Wieloznaczne słowo, pełna bogata nazwa. Ileż słów węgierskich bierze początek od tych ośmiu liter, ile artykułów, książek, przemówień, rozmów, wspomnień, westchnień i dumy.
Zmierzcha się. Na zaśnieżonym polu stoi chłop.
Dziwna tu będzie orka na wiosnę.
(Limanowa, styczeń 1915)*.


Następnie była dyskusja (różnorodna tematycznie, żywa, ciekawa, humorystyczna momentami). Audytorium zadawało pytania a autor otwarcie a zarazem wyczerpująco i momentami dość zabawnie odpowiadał. Nawiązywał często do współczesnej sytuacji politycznej w Polsce i na Węgrzech oraz naszych wzajemnych wielowiekowych przyjaznych relacji. Donośnie, autentycznie i wzruszająco (chyba) nie tylko dla zebranych, ale i samego autora zabrzmiały słowa podziękowania dla Polski i Polaków za udzielane Węgrom wsparcie w przeszłości i w obecnych czasach (m.in. 15 marca b.r. w Budapeszcie). Wypowiedziane przez byłego ambasadora słowa „Dziękuję Ci Polsko”, zostały przyjęte gromkimi brawami. Engelmayer porównał przyjaźń oraz wzajemną pomoc naszych narodów do górskiego strumienia płynącego w Dolomitach. Dużo pytano i dyskutowano o tożsamości. Limanowianie obecni na sali mogli się dowiedzieć m.in. jak ważna dla tożsamości narodowej Węgrów jest nazwa Limanowa i bitwa pod Limanową. Wydarzenia spod Limanowej są mocno i trwale w niej zakorzenione, szczególnie na węgierskiej prowincji - podkreślił pan Ákos.

Na szczycie wzgórza przerzedzona brzezina (...). Jakże jest teraz spokojna, piękna, obojętna. Na drodze kury. Rumiane polskie dzieci przekrzykują się wzajem, a drogą w ostrym blasku słońca spaceruje dama z zieloną parasolką. Unosi spódnicę, ma zgrabne, smukłe nogi. Gdzie była w grudniu, gdy brodziłem tutaj we krwi? Daremnie wytężam wzrok, ani w zbożu, ani na pastwiskach nie widać śladów okopów (...). W mojej duszy, wypełnionej wspomnieniami, budzi się protest, pamięć staje się buntem, bo lucerna, brzozy, galicyjska glina w ciągu pół roku zapomniały o wszystkim, zakopane ciała obracają się w proch. Pada deszcz, przeciągają chmury, a ja wlokę za sobą przez ten spokojny, słoneczny letni krajobraz wspomnienia grudniowych potworności. Dla mnie ta zieleń nie jest zielenią, na próżno na stokach wzgórz kwitną fioletowe kwiaty. Nigdy się nie zgodzę, aby była to po prostu „okolica” czy „pejzaż” (...). dla mnie na zawsze pozostanie tu zimowe błoto, krew będzie się zlewać ze śniegową breją, twarzą do ziemi, pozbawieni czapek, wciąż będą tu leżeć węgierscy huzarzy – młodzi chłopcy z Węgier o zastygłych, żółtych twarzach, w poszarpanych niebieskich kurtkach, w zabłoconych czerwonych portkach. Nawet, jeśli to wszystko po stokroć czy tysiąckroć utonie w zieleni, nawet jeśli tak spokojnie świecić będzie południowe słońce... Znowu widać powracającą damę z zieloną parasolką. Gdzieś w pobliżu ktoś coś tłucze w moździerzu. Miękkie, przyjemne odgłosy wiejskiego życia. Fioletowe kwiaty, kukułka, biały trakt. Bolesny, oburzający spokój. Nie, nie mogę się z tym pogodzić. To samo odczuwa prowadzący maszynę porucznik. Wciąż się odwraca i kręci głową z gorzkim uśmiechem.
(Limanowa, czerwiec 1915)*.


Na zakończenie spotkania zaproszony gość wszystkim chętnym rozdawał autografy, wpisywał dedykacje w egzemplarze „Galicji”, kuluarowo dyskutował. Bardzo sympatyczny, ciepły i serdeczny jest z niego człowiek. Prawdziwy „bratanek”…

Osoby zainteresowane działalnością lub współpracą z limanowskim PTH mogą kontaktować się, pisząc na mail: [email protected].

Źródło MBP w Limanowej, fot. Michał Wojtas

 

Zobacz również:

Komentarze (2)

plugin
2012-05-09 22:56:33
0 0
Wincenty Kadłubek by na to przystał ,zaś Gal Anonim by sie uśmiał serdecznie że niby histryją ma to być .Kreuje pozytywy a nam tego trza.Że węgry na tym coś zyskały to dziwna nowość ,wydaje mi się że straciły sporo ziemi. Limanowa była to fakt ,ale nie było Polski no ale jest fajna opowieść i ci moskale dranie od zawsze aż do Putina ,wij sie wij bajeczko.Ej byśta dzieciarni tego nie gwarzyli bo obleja mature .
Odpowiedz
konto usunięte
2012-05-09 23:47:29
0 0
@plugin: Racja, i jakoś nigdy w Limanowej przy okazji oficjalnych uroczystości nie słyszałem głusu refleksji nad ta kwestią. Jestem wyznawcą endeckiej szkoły zgodnie z którą zajęcie terytoriów polskich przez Rosję leżało w interesie Polski (zjednoczenie ziem). Wiadomo że i tak wszystko dobrze się dla nas skończyło w 1918 ale przydałaby się dyskusja na ten temat, czy Austro-Węgry to byli 'nasi', czy może jednak Rosja? Może PTH się tym zajmie?
Odpowiedz
Zgłoszenie komentarza
Komentarz który zgłaszasz:
"Zapiski korespondenta wojennego"
Komentarz który zgłaszasz:
Adres
Pole nie możę być puste
Powód zgłoszenia
Pole nie możę być puste
Anuluj
Dodaj odpowiedź do komentarza:
Anuluj

Może Cię zaciekawić

Sport

Pozostałe

Twój news: przyślij do nas zdjęcia lub film na [email protected]