10°   dziś 7°   jutro
Poniedziałek, 25 listopada Erazm, Katarzyna, Elżbieta, Klemens

Córkę albo syna wydam za dentystę

Opublikowano 21.01.2012 09:40:48 Zaktualizowano 04.09.2018 16:34:23

Rozmowa z dr Elżbietą Ciborską, autorką właśnie wydanych „Anegdot dziennikarskich”.

Anegdoty gromadzi Pani od lat, wreszcie przyszła pora, by je wyciągnąć z szuflady?

Moja szuflada jest pełna takich perełek. Postanowiłam się podzielić nimi z szerszym audytorium. Samo przygotowanie wydawnictwa zajęło mi kilka miesięcy, potem jeszcze w kooperacji z doktorem Włodzimierzem Karolem Pesselem z Uniwersytetu Warszawskiego i redaktor Wiesławą T. Czartoryską ze „Stopki” poczyniłam kolejne przybliżenia, korektę i… jest! Dla mnie był to przerywnik między innymi pisanymi książkami (m. in. II częścią „Księgi limanowian”), zwłaszcza, że „Anegdoty” to moja dziesiąta książka.

Jak we wstępie do „Anegdot” pisze Włodzimierz Karol Pessel, wszelkie wpadki, paradoksy i „perełki” dziennikarskiej twórczości słownej wychwytywała Pani na marginesie dociekań systematycznych.

Rzeczywiście, zawsze interesowała mnie anegdotyczna strona zawodu dziennikarskiego, którym to zawodem szczególnie się interesuję, poświęcając biografistyce dziennikarskiej publikacje i wykłady, a przy okazji natykałam się na różne drobiazgi o paradoksalnym charakterze. Niektóre o charakterze zamierzonym, inne niezamierzonym. Zawód dziennikarski, znany mi z autopsji, jest wykonywany w specyficznych warunkach, często na żywo, w świetle kamer, a zawsze w ogromnym tempie. Nietrudno  w takich warunkach o potknięcia. Przybierają  one nieraz zabawną formę, szczególnie, gdy patrzymy na nie z pewnego dystansu. Wtedy błyszczy ich efekt komiczny, lekkość formy, łatwość i przyjemność w odbiorze. Cechą zawodu dziennikarskiego jest również pożądana dla odbiorców nadatrakcyjność, wynikająca z jego publicznego charakteru. Każde niejako „wejście” na arenę prasową, radiową czy telewizyjną wymusza zatem stan permanentnej nadatrakcyjności, którego to prozaicznym skutkiem jest przemęczenie, objawiające się w różnych wpadkach. Mogą także występować różne pomyłki wskutek podania niesprawdzonej informacji w pogoni za sensacją, będącą konsekwencją tabloidyzacji mediów, w której dominuje forma nad treścią. Sprzyja to obniżeniu standardów etycznych, a co za tym idzie bagatelizowaniu pomyłek i nawet zobojętnieniu wobec językowych wulgaryzmów. A przecież Melchior Wańkowicz, mistrz reportażu w konwencji wybornej jędrnej gawędy, przywołał księdza Benedykta Joachima Chmielowskiego z „Nowych Aten”, tego samego, którego znamy z  powiedzonka: „Koń jaki jest, każdy widzi…”, cytując księdza: „Nie sadzę się tu na wysoką polszczyznę, abym nie zaćmił sensów, nie paszkwiluję nikogo, tylko mądrym przypominam, niedouczonych nauczam, ciekawych kontentuję”.

Nie obawia się Pani reakcji dziennikarzy urażonych pociesznym śmiechem z ich „radosnej twórczości”?

Nie było moim zamiarem kogokolwiek urazić, dlatego nazwiskami szafowałam oszczędnie, raczej to kwerenda „w sprawie”, a nie przeciwko komuś. Zresztą podczas moich studiów dziennikarskich zapadły mi w pamięć powtarzane przez wykładowców anegdoty, którymi z kolei ja też inkrustuję swoje wykłady. Jakżeż nie podziwiać pikantnej zwięzłości reklamy okocimskiego piwa (akurat tego smaczku w książce nie ma), którą słynna Janka Ipohorska (pod pseudonimem Jana Kamyczka zasłynęła „Demokratycznym savoir-vivrem”w „Przekroju”) przyoblekła w rysunek kociej pary z podpisem: „Jak się pobierzem, to się OKOCIM!” albo z omawianej książki anonsik w rozdziale „Szarych gazet strona matrymonialna” z „Echa Krakowa” z 1970 roku: Córkę albo syna wydam za dentystę (!).

Wiele anegdot dotyczy czasów PRL-u ale są też i przykłady z mediów współczesnych. Obecnie jest lepiej ze stylem dziennikarskim?

Warto zauważyć, że to w naszych czasach powstał dziwoląg określony jako „fakt prasowy”, czyli specjalnie spreparowana sensacyjka, nie mająca odzwierciedlenia w rzeczywistości, co samo w sobie ma anegdotyczny wydźwięk. Niektóre gazety celowo wpuszczają na łamy jakąś wpadkę, aby zwrócić na siebie uwagę. Wszak zmieniły się w tym czasie ustroje, upadały mury i mocarstwa, a różne lapsusy, były, są i… będą.

Jest Pani stałą czytelniczką „Dobrego Tygodnika Sądeckiego”. Czy i u nas znajduje Pani „perełki” godne anegdot?

Na tym tle „Dobry Tygodnik Sądecki” wygląda… blado! Mało w nim anegdotycznych kalamburów! Samo „homonto” wiosny nie czyni. Wyłapał jednakowoż „DTS” wpadkę innych gazet, cytujących nieżyjącego dyrektora szkoły - ta przednia notka tkwi w moim zapasie.

Którą z perełek lubi Pani najbardziej?

Chyba tę ze strony 171. Oddaje ona istotę pracy dziennikarskiej: Pewien autor siedział na najwyższym piętrze płonącej kamienicy, nie ustając w pisaniu, chociaż płomienie ogarnęły dom cały, a ludzie z dołu nie mogli już nawet pośpieszyć mu na ratunek. Z rezygnacją i przerażeniem oczekiwali chwili, kiedy pracowity skryba spali się żywcem. On tymczasem skończył pisanie, spokojnie wstał i wyżął rękopis, a wtedy z gęsto zapisanego papieru polało się tyle wody, że pożar natychmiast został ugaszony!

Jest wśród anegdot także i dotycząca Limanowszczyzny. To oczywiście z sentymentu?

To raczej świetny przypadek humoru sytuacyjnego, którym Wydział Komunikacji w Limanowej zasłynął w „Gazecie Krakowskiej”. Pamiętam, co prawda, śnieg w Warszawie, który spadł 1 czerwca 1966 roku, ale żeby w maju 1965 roku – jak Wydział sumitował się w liście do gazety - z powodu „zasp śnieżnych: odśnieżenie odcinka - na drodze  Łososina Górna–Rupniów–Rybie - przez samochód opłużony jest niemożliwe ze względu na duży spadek”, tego sobie nie umiałam wyobrazić. Zwłaszcza, że w wyjątkowo słonecznym majowym ciepełku właśnie tego roku i w tych stronach szykowałam się do matury. Chyba, że najstarsi górale coś więcej na ten temat wiedzą?


Dr Elżbieta Wojtas-Ciborska pochodzi z Mordarki koło Limanowej. Z naszym regionem łączy ją także Technikum Rachunkowości Rolnej w Marcinkowicach, którego jest absolwentką. Była m.in. dziennikarką PAP, współtworząc pierwsze serwisy ekonomiczne dla gospodarki rynkowej. Obecnie wykładowczyni wyższych uczelni. Autorka m.in. „Leksykonu polskiego dziennikarstwa”, „Księgi limanowian” i właśnie wydanych „Anegdot dziennikarskich”.


Fot.: Archiwum DTS

Zobacz również:

Komentarze (0)

Nie dodano jeszcze komentarzy pod tym artykułem - bądź pierwszy
Zgłoszenie komentarza
Komentarz który zgłaszasz:
"Córkę albo syna wydam za dentystę"
Komentarz który zgłaszasz:
Adres
Pole nie możę być puste
Powód zgłoszenia
Pole nie możę być puste
Anuluj
Dodaj odpowiedź do komentarza:
Anuluj

Może Cię zaciekawić

Sport

Pozostałe

Twój news: przyślij do nas zdjęcia lub film na [email protected]