8°   dziś 10°   jutro
Wtorek, 05 listopada Elżbieta, Sławomir, Dominik, Zachariasz, Balladyna

Dramatyczna relacja bliskich. 'Nikogo nie winimy, pretensje możemy mieć tylko do systemu'

Opublikowano 07.08.2015 13:57:46 Zaktualizowano 05.09.2018 07:07:54 pan

Ta tragedia nie powinna mieć miejsca – bliscy zmarłych małżonków z Kamionki Małej nikogo nie oskarżają, jednak są zdania że służba zdrowia w tym przypadku nie działała właściwie. - Pretensje możemy mieć tylko do systemu - mówią. W rozmowie z nami relacjonują przebieg zdarzeń, które skutkowały śmiercią 58-letniego mężczyzny i jego 56-letniej żony.

W piątek po godz. 20. Józef Górka wraz ze swoim zięciem Grzegorzem wrócił do domu z Limanowej. Na stole w jadalni czekała już kolacja, którą jak co wieczór przygotowała żona Józefa, Maria. Pozostali domownicy byli w kuchni, gdy Józef spożywał posiłek. W pewnym momencie mężczyzna zaczął się dławić – słysząc to, domownicy próbowali mu pomóc. Wezwali też pogotowie i zaalarmowali sąsiadów. Wśród nich był mieszkający nieopodal policjant, który wspólnie z zięciem mężczyzny przystąpił do reanimacji.

- Dziś trudno powiedzieć jak długo to wszystko trwało. Jakieś 10 minut po pierwszym telefonie zmieniłem sąsiada przy reanimacji, a on zadzwonił na pogotowie i zapytał „co z karetką do Kamionki Małej”. W odpowiedzi usłyszał, że zespół już jedzie i należy cierpliwie czekać. On jednak poprosił o sprawdzenie lokalizacji karetki i dowiedział się, że medycy wjeżdżają już do Kamionki Małej - relacjonuje zięć.

Bliscy z niepokojem wyczekiwali charakterystycznych dźwięków karetki na sygnale, a czas płynął. Domownicy zadzwonili ponownie, a wtedy dyspozytor miał zapytać, gdzie dokładnie skierować zespół medyczny. - Powiedzieliśmy, żeby jechać w stronę kościoła i szkoły, na co dyspozytor odparł, że w Kamionce nie ma kościoła. Wtedy zorientowaliśmy się, że karetkę wysłano do niewłaściwej miejscowości. Po pewnej chwili zadzwoniliśmy kolejny raz na pogotowie i zapytaliśmy, w którym miejscu znajduje się zespół. Usłyszeliśmy: Laskowa Górna - opowiada Grzegorz.

- Po pierwszym telefonie na pogotowie zadzwoniła do mnie siostra i opowiedziała o całej sytuacji. Z Limanowej do domu przyjechałem w siedem minut. Czemu więc karetka tak długo jechała? - zastanawia się Krzysztof, syn Marii i Józefa. Pomoc wreszcie dotarła na miejsce, jednak ze sporym opóźnieniem. Gdy medycy przystępowali do reanimacji, syn Józefa zdążył przywieźć księdza z ostatnim sakramentem. Życie 58-latka usiłowano ratować przez około godzinę. Niestety, bezskutecznie. - Nikogo nie winimy. Nie jesteśmy medykami, nie możemy stwierdzić że tata mógłby żyć, gdyby pomoc dotarła do niego szybciej. Nie mamy też żalu do dyspozytora. Pretensje możemy mieć tylko do zmiany systemu, przez którą zlikwidowano dyspozytornię w Limanowej - zaznacza Krzysztof.

56-letnia Maria bardzo przeżyła całe zdarzenie. Informacje o śmierci męża przyjęła emocjonalnie, bliscy musieli ją uspokoić. Wtedy lekarz podał jej środki uspokajające, zapewniając przy tym że nie kolidują one z lekami przyjmowanymi przez kobietę. Karetka odjechała.

Jak wspominają domownicy, około 2. w nocy 56-latka zaczęła niepokojąco się zachowywać. Krzątała się po domu, uskarżając się na ból krtani i duszności. - Mama sama zaproponowała, by zawieźć ją do szpitala. Żona zadzwoniła jeszcze po siostrę mamy, by dotrzymała jej towarzystwa i w trójkę pojechaliśmy do Limanowej - mówi Grzegorz.

Około godziny 3. kobieta została przyjęta w Szpitalnym Oddziale Ratunkowym. Do szpitala weszła o własnych siłach, jednak z każdą chwilą jej stan zdawał się pogarszać. 56-latka miała coraz większe problemy z oddychaniem i skarżyła się na przenikliwy ból w klatce piersiowej, promieniujący za łopatkę. Towarzyszący jej bliscy odetchnęli z ulgą, bo w poczekalni nie było kolejki i zostali od razu przyjęci. Opisali dolegliwości 56-latki i zaznaczyli, że przeżyła stres spowodowany zgonem męża.

Z relacji bliskich, którzy towarzyszyli 56-latce w szpitalnej sali, wynika że najpierw wywiad przeprowadziła pielęgniarka. Chwilę później kolejny raz informacje zbierała wezwana lekarka, która szczegółowo wypytywała o dawki leków przyjmowanych przez pacjentkę. Zaleciła też podstawowe badania i podała tlen. Pamiętając o bólu krtani u pacjentki, lekarka zleciła wykonanie zdjęcia rentgenowskiego klatki piersiowej. Zostało wykonane przenośną aparaturą, zresztą z pomocą samych bliskich.

W momencie wykonywania RTG stan kobiety uległ drastycznemu pogorszeniu. Nie mogła już samodzielnie oddychać, jej twarz przybrała kolor purpury. Kobieta zdołała jeszcze wypowiedzieć ostatnie słowa do swojej siostry. W sali pojawili się kolejni lekarze, pacjentkę zaintubowano i przeniesiono do kolejnego pomieszczenia, do którego bliscy nie mieli już wstępu.

Do szpitala dotarł w tym czasie syn Marii, Krzysztof. Rodzina z niepokojem czekała w korytarzu na informacje o stanie zdrowia 56-latki. W pewnym momencie zauważyli księdza, który wszedł do sali, a po kilku minutach ją opuścił, mówiąc że „trzeba być dobrej myśli”.

Co jakiś czas do bliskich 56-latki przychodził jeden z lekarzy, informując jedynie że lekarze cały czas walczą o życie pacjentki. Raz usłyszeli, że powróciło krążenie, co przyjęli z ulgą. Niestety, kilka minut po godzinie 6., syn, zięć i siostra Marii dowiedzieli się o jej zgonie.

- Liczymy, że postępowanie prokuratury wyjaśni całą sprawę. Nie chcemy nikogo oskarżać, ale nie mamy pewności czy wszystkie procedury realizowano prawidłowo. Chcemy się dowiedzieć, czy podane mamie środki uspokajające nie zaszkodziły jej i czy postępowanie, już w szpitalu, było właściwe, czy tych problemów nie można było zdiagnozować wcześniej. Po prostu mamy wątpliwości - mówią bliscy zmarłych małżonków.

Komentarze (13)

maj
2015-08-07 15:13:07
1 1
lekarz na słuzbie ma czuwac a nie spac i jeszcze pretensje jak go obudza
Odpowiedz
sweetfocia
2015-08-07 15:19:41
0 2
Zlikwidowano lokalne dyspozytornie, aby podobne sytuacje jak w linku poniżej nie miały miejsca.
http://wiadomosci.onet.pl/krakow/szokujace-wyznanie-dyspozytora-pogotowia/xtxj6
Odpowiedz
Doradca
2015-08-07 17:18:21
1 2
@ sweetfocia i co z tymi 12 minutami opóźnienia ?. Masz jeszcze jakieś pytania.

'- Liczymy, że postępowanie prokuratury wyjaśni całą sprawę ' proszę na to nie liczyć a jak już to w ograniczonym zakresie.

Winę przypiszą dyspozytorowi, pozostali zostaną oczyszczeni z jakikolwiek zarzutów na podstawie opinii biegłych.

Taki mamy klimat . Jeszcze raz wyrazy współczucia.
Odpowiedz
sweetfocia
2015-08-07 17:44:27
0 0
@Doradca przy zadławieniach, zwłaszcza w przypadku braku oddechu przeprowadza się resuscytację, a nie reanimację, nie ma na to nie ma zbyt wiele czasu i wygląda to dosyć brutalnie aby było skuteczne.
Odpowiedz
Doradca
2015-08-07 17:58:14
1 1
Jedno nie wyklucza drugiego.

Skonsultuj to z Anią.
Odpowiedz
elvis29
2015-08-07 22:58:26
1 1
Oszczednosci i oszczegnosci nasza wladza nie oszczegdza tylko na sobie straszna szkoda
Odpowiedz
Mateo
2015-08-07 22:58:57
1 0
sweetfocia, przytaczasz artykuł sprzed ponad dwóch lat. Myślę, że przez ten czas wiele się zmieniło na lepsze, przynajmniej w kwestii ratownictwa. Nie twierdzę, że w całości jest nieaktualny, bo oczywiście nadal pieniądze są najważniejsze. Ale wszyscy tutaj obwiniacie system zcentralizowanych dyspozytorni. Jednak takie rozwiązanie ma zdecydowanie więcej plusów niż minusów i nikt tego nie jest i nie będzie w stanie podważyć (i nie chodzi tylko o finanse). Owszem, system można (należy?) winić, ale robicie to nie w tym miejscu gdzie są problemy. Nie będę ich tu wymieniał, bo to dużo do pisania jest. Najłatwiej jest mówić o czymś o czym wszyscy mówią. Jednak bazując na informacjach w mediach, a nie znając innych faktów i szczegółów, nie są to opinie obietkywne. Nie jestem dyspozytorem.
Odpowiedz
wartownik
2015-08-07 23:15:44
0 0
@Doradca zastanawia mnie jedno, Pan Krzysztof mówi że przyjechał z Limanowej do Kamionki w siedem minut, odcinek 15km lub więcej i do tego przy remontach to chyba nie możliwe,
Odpowiedz
konto usunięte
2015-08-07 23:39:50
0 0
Ta rodzina zmarłej to jakaś święta chyba...na ich miejscu moje zachowanie byłoby inne...
Odpowiedz
JAN
2015-08-08 09:04:56
0 1
Winien system ale ten system sam się nie stworzył, ktoś go wymyślił i ktoś go wprowadził i ten ktoś ma na pewno imię i nazwisko. Najpierw wybudowano nowoczesne centrum ratownictwa w N.Sączu i Limanowej za duże,ą nawet bardzo duże pieniądze, a potem je zamknięto i wybudowano większe i droższe w Tarnowie, w ramach oszczędności nie licząc się ze skutkami czyli z ludźmi którzy potrzebują pomocy. Jedno jest pewne,że włos z głowy nikomu za to nie spadnie, bo w tym kraju jak człowiek jest na samym końcu łańcucha biurokratycznego.
Odpowiedz
antymon
2015-08-08 09:21:04
1 1
Żaden GPS, system, komputer, łączność nie zastąpi doświadczonego człowieka/dyspozytora, a i człowiek popełnia błędy i niestety skutki tego czasem są opłakane.
Odpowiedz
kuba1697
2015-08-08 09:46:18
1 1
Czytając to po prostu ogarnia mnie lęk...że takie coś się dzieję, ogromna tragednia i nieoceniona wyrozumiałość i spokój w tej rodzinie pod względem lekarzy i personelu. Ktoś zawinił, to jest pewne...napewno trzeba to wyjaśnić. Wyrazu współczucia dla bliskich.
Odpowiedz
zabawny
2015-08-08 15:00:12
0 0
Zrobili co mogli ? - wyszło jak wyszło.
Temat medialny z powodu śmierci małżonków, w odstępie czasowym kilka godzin.
Zgonów zawinionych jest wiele, lecz tylko niekiedy informacje o podobnych zdarzeniach przedostają się do mediów. Bliskich zmarłych nikt rodzinie nie zwróci, a rozpamiętywanie często wywołuje traumę.

„trzeba być dobrej myśli” - to prawda. :)
Odpowiedz
Zgłoszenie komentarza
Komentarz który zgłaszasz:
"Dramatyczna relacja bliskich. 'Nikogo nie winimy, pretensje możemy mieć tylko do systemu'"
Komentarz który zgłaszasz:
Adres
Pole nie możę być puste
Powód zgłoszenia
Pole nie możę być puste
Anuluj
Dodaj odpowiedź do komentarza:
Anuluj

Może Cię zaciekawić

Sport

Pozostałe

Twój news: przyślij do nas zdjęcia lub film na [email protected]