0°   dziś 1°   jutro
Piątek, 22 listopada Marek, Cecylia, Wszemiła, Stefan, Jonatan

Wszystkie czasy Stanisława Gągały

Opublikowano 28.12.2015 08:58:30 Zaktualizowano 04.09.2018 19:30:07

Wie, co to walka. Grał przecież na kole jako obrotowy. Na boisku piłki ręcznej zawsze był to najbardziej poobijany zawodnik. W życiu też różnie bywało. Czasami pod górkę, ciężko, z pustym portfelem. Dziś w Limanowej mówią o nim: człowiek sukcesu. Ale taki, którego pieniądze nie zmieniły. Nie zepsuły. Zmieniły go za to góry i czas.

Na Łucję zrywało się gałązkę wiśni lub śliwy. Jeśli zakwitła w dniu Bożego Narodzenia, gwarantowało to pomyślność i szczęście domownikom. Taki zwyczaj z rodzinnego domu w Lipinach zapamiętał Stanisław Gągała, biznesman limanowski. I jeszcze słowa babci, które jakoś uparcie do niego teraz wracają. Mówiła: Stasiu, jak byłam młoda, lata zdawały się jakieś dłuższe. - I nic nie pomagały moje tłumaczenia, że rok, poza przestępnym, zawsze liczy sobie tyle samo dni – wspomina. Ma to w głowie, bo dziś, jak nigdy wcześniej, przyznałby ukochanej staruszce rację. Bo dziś, jak nigdy dotąd, dostrzega, że nie ma uniwersalnego „zawsze” i czas może tak po prostu zacząć się nagle kurczyć. I to zarówno w tej wiosce globalnej, w której przyszło Gągale żyć, jak i w tej, w której zbudował dom i posadził drzewa. Z tej pierwszej łatwo mógłby zrezygnować, z tej drugiej nigdy w życiu.

Nie będzie to tylko historia o czasie, choć odgrywa w niej znaczącą rolę

Pracował fizycznie. Przy gospodarstwie w Lipinach koło Pilzna zawsze było coś do roboty. Nigdy mu to nie przeszkadzało. I nigdy później przeszkadzać nie będzie, choć wtedy, kiedy jest mały i czyta elementarz, jeszcze o tym nie wie. Elementarz jest jeden dla wszystkich. Falskiego. Nie ma za to walki o lektury, nie ma karuzeli zmian, z których co rusz wypadają kolejne nazwiska. Po prostu jest książka, w której, gdzieś w połowie, mały chłopiec znajduje czytankę. A przy niej rysunek bacy, owiec i piękne góry w tle. Naprawdę piękne. – Tam będę żyć, tam zbuduje dom – postanawia sobie wówczas, a nasza historia toczy się, jak Państwo widzą, chronologicznie. Bez pułapek czasu.

Decyzja kiełkuje w nim powoli. Wtedy, kiedy kosi trawę i kiedy gra z chłopakami w nogę na uklepanej ziemi, z prowizorycznie ustawionymi bramkami. I pewnie, kiedy marzy, by być jak Zdzisław Krzyszkowiak. – A w marzeniu nie ma nic wyjątkowego, bo każdy z nas chciał nim być. Osiągać takie rezultaty jak ten cudny polski lekkoatleta. Łączyć talent z determinacją. Pokazywać, że Polak może, potrafi.

Lubił zatem rywalizację, chłopięcą, spontaniczną. I lubił Staszek naukę. Interesował go świat, historia i geografia. Niczym pewne natręctwa powracała do niego myśl, co może być za kolejną górą. A potem jeszcze dalej i dalej.

Wyruszyć w tak dalekie wędrówki nie mógł, nie było ani pieniędzy, ani możliwości. Dlatego czytał o lądach dalekich, bliższych, ludziach i ich powikłanych losach. Kolekcjonował „Poznaj świat”, ale po maturze wybrał historię. Papiery złożył do Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Krakowie. Mógł być bliżej gór i grać w AZS. Ostro, bo na kole, jako obrotowy. – To była najgorsza pozycja, o piłkę walczyło się kuksańcami, przepychankami. Nie zawsze fair-play – przyznaje.

W życiu będzie grał zawsze uczciwie - tak sobie zaplanował

Pierwsze góry poznaje z balkonu. W Nowym Targu, gdzie zaczął pracować po studiach, wszystkie szczyty pokazał mu matematyk. – Staliśmy na balkonie, on wymieniał je z nazwy, ja zapamiętywałem, niczym na lekcji, choć bez odpytywania – opowiada. Czasy te zalicza do tych minionych, które odeszły bezpowrotnie. Tych, kiedy był jeszcze moment na długie rozmowy, na poznawanie losów kolegów i koleżanek. – Po prostu dobre – mówi, kolejny raz zamyślając się nad przemijaniem.

Uczył historii i dobrze wiedział, że w życiu nic nie trwa wiecznie. Ani granice, ani ustroje. Nowy Targ też zatem nie mógł być tym miejscem na zawsze – tak może pomyślał i wyjechał do Ameryki. Zarobić na dom. – Nie wstydzę się, że pracowałem fizycznie. Ciężko, bez taryfy ulgowej. Ale w ciągu miesiąca byłem w stanie odłożyć tyle, ile w ciągu roku w Polsce.

Tę historię lubi opowiadać ludziom, którzy pytają, jak go traktowano za oceanem. – Źle, bo robotnicy z tej części Europy należeli do drugiego gatunku ludzi – wspomina. – Tyle, że ja tylko do czasu.

Kiedy amerykański przełożony rzucił mu zaczepkę: Ty, farmer, pewnie nawet nie wiesz, kto jest prezydentem Stanów Zjednoczonych, wyrecytował wszystkich po kolei. Przyznaje uczciwie, że trochę się pomylił przy końcówce XIX wieku, ale wrażenie, które udało mu się wywrzeć na pozostałej obsłudze, zalicza do tych z gatunku „bezcenne”. Przestał być farmerem. Zaczął myśleć, by wrócić do nowej Polski. Taka miała na niego czekać.

Kolejny etap, czyli jak w Limanowej rodzi się biznesman

Konsekwentnie i powoli. Tak Stanisław Gągała budował markę firmy produkującej środki czystości. Otaczał się ludźmi, którzy wiedzą jak osiągnąć cel. Potrafią metodycznie, krok po kroku, opracować strategię. Prezes nie lubi zazdrości, knucia i bezmyślności. Potrafi stać się wówczas apodyktycznym szefem. – Ale rzadko – zaznacza. Bo nie ma w sobie nic z rekina. Bardziej z wojownika.

Firma miała lepsze czasy i gorsze. Dlatego Gągała dobrze wie, co to znaczy chodzić z pustym portfelem, martwić się, czy uda się wypłacić pieniądze pracownikom. – Przez wszystkie te lata, nie spóźniliśmy się z wypłatami ani raz – nie ukrywa dumy.

Nagrody, certyfikaty jakości świadczą o sposobie kierowania firmą. – Cieszą mnie sukcesy, nowe rynki, rozmowy z kontrahentami. To nie koniec walki, mamy pomysły na rozwój, na kolejne rozgrywki. Nie powiedziałem jeszcze ostatniego słowa.

Choć prowadzenie biznesu, kiedy żyje się w globalnej wiosce, nie jest wcale łatwe. Natłok informacji, zdarzeń, analiz tworzy czasem przytłaczający balast. – Dlatego trzeba umieć wybrać, wyselekcjonować. Wiedzieć, czy „Chińczycy trzymają się mocno” i jak sytuacje na świecie wpływają na to, co zdarzyć się może w Limanowej.

Ten pomarańczowy Fiat był ważny - 126 P

Nie marzył nigdy o Maybachu, choć gdy przypomni sobie swój pierwszy samochód, trudno mu uniknąć męskich wzruszeń. To był maluszek, pomarańczowy, bo tylko taki stał w fabryce. – Bierzesz pan, albo weźmie kto inny – usłyszał. Więc wziął.

Tak się o niego bał, że najchętniej zamykałby go nocą do domu. Żeby nie ukradli. Dziś uśmiecha się do tamtych czasów. – Pieniądze są dla człowieka – mówi. Nie odwrotnie. Co nie oznacza, że otacza się zbędnymi rzeczami. Dom ma, drzewa ma i sprawny wóz też. Wystarczy.

Podróżuje służbowo i prywatnie. Zawsze świetnie przygotowany potrafi zaskoczyć i autochtona. Bo czyta. Nadal o historii i ludziach, sięga też po encyklopedie i mapy. – Nie ma w tym snobizmu – uśmiecha się.

Kiedy odkłada książki, myśli o czasie. Tym, który można podzielić na: dobry, zły, właściwy. Ten, który upływa, który jest jego prywatny, rodzinny, zawodowy. – Najważniejsze, by go dobrze wykorzystać, przeżyć świadomie – mówi. – Dobrze się do pewnych rzeczy sytuacji przygotować.

Jak choćby do świąt, które dziś bardziej kojarzą się hipermarketem i prezentami niż z tradycją. – W Lipinach ozdoby robiło się samemu – mówi. – Pakowało cukierki w sreberka, sklejało łańcuchy, wieszano je na choinkę. Adwent był surowy, trzeba się było dobrze przygotować do Narodzenia Pana. Pamiętam, że gdzieś początkiem grudnia zrywało się w sadzie gałązkę wiśni. Miała zakwitnąć w pierwszy dzień świąt. Tylko kiedy dokładnie się ją ścinało? Chyba 13 grudnia, na Łucję. Zna to pani: „Święta Łucja dnia przyrzuca”? Tak to na pewno wtedy.

Katarzyna Kachel

***

Stanisław Gągała. Urodzony wojownik, który osiągnął sukces. Nie rekin. Bo choć na boisku potrafił ostro walczyć o piłkę, budując firmę kierował się zasadami fair-play. I opłaciło się. W Limanowej jest cenionym i szanowanym biznesmenem, który chętnie bierze udział w charytatywnych przedsięwzięciach. Jego firma Gold Drop sp. z o.o. istnieje na rynku od 1991 roku. Specjalizujemy się w produkcji szerokiej gamy środków czystości. Budowanie dobrej opinii marki opiera się na filozofii etycznego i odpowiedzialnego biznesu, tj. oferowaniu klientom produktu najwyższej, jakości, partnerskich relacjach z kontrahentami, współpracy ze społecznościami lokalnymi oraz szczególnej dbałości o bezpieczeństwo użytkownika i środowiska naturalnego. Prywatnie mąż, ojciec córki, dziadek dwóch wnuczek, które uwielbia rozpieszczać.

Komentarze (0)

Nie dodano jeszcze komentarzy pod tym artykułem - bądź pierwszy
Zgłoszenie komentarza
Komentarz który zgłaszasz:
"Wszystkie czasy Stanisława Gągały"
Komentarz który zgłaszasz:
Adres
Pole nie możę być puste
Powód zgłoszenia
Pole nie możę być puste
Anuluj
Dodaj odpowiedź do komentarza:
Anuluj

Może Cię zaciekawić

Sport

Pozostałe

Twój news: przyślij do nas zdjęcia lub film na [email protected]