AdamKnight
Wpisy na forum: 197
Dobrze, to ja wezmę to, o co mnie pytasz już trzeci raz, a mianowicie: "jak pogodzisz to, że twój sojusznik zaciekle broni Owsiaka, a ty chyba jesteś jego przeciwnikiem?" Nie przepadam za Owsiakiem, ale nie jestem jego przeciwnikiem - tak dla jasności. W każdym razie nie potrzebuję zgadzać się z drugą osobą, żeby z nią normalnie rozmawiać, a nawet ją lubić. A Ty?
Gościu mi wypomina, że próbuję dyskusję skierować na boczny tor, ale to on sam zaczął sobie imaginować, że przychodzę tutaj, żeby się na nim zemścić. Powtarza w kółko jedno i to samo, ale jak mu to raz a porządnie wytłumaczyłem, to źle, bo sprowadzam dyskusję na boczny tor. Chyba po prostu ma problem, bo zrozumiał wreszcie, że nie miał racji. Ja sprowadzam dyskusję na boczny tor, ale ten to już wyjechał na tyle torów, że trudno zliczyć. Teraz się mnie będzie czepiał, bo czegoś tam nie zrozumiał w innym temacie (jeden z jego bocznych torów), a podpierał się będzie ilością plusów i minusów. Ciekawe, że teraz, gdy mu wygodnie, podpiera się zdaniem większości, ale kiedy większość jest przeciwko niemu, wtedy także umie przełożyć sobie to na swoją korzyść. Szkoda na przykład, że nie słucha, gdy większość osób mu mówi, żeby się leczył. O czym chcesz jeszcze dyskutować, o Owsiaku? Mam Ci to tłumaczyć? Ale obiecasz, że nie zarzucisz mi później, że sprowadzam dyskusję na boczny tor? Potrafisz skupić się na jednej rzeczy i tylko o tej jednej rzeczy pisać? Jeśli tak, wytłumaczę Ci wszystko, co tylko chcesz. Później możemy przejść do kolejnej kwestii, która Cię trapi. I tym sposobem możemy omówić wszystko. Obiecuję, że nie pominę żadnego pytania. Sam możesz wybrać jedną kwestię do przedyskutowania, nawet tę najbardziej niewygodną dla mnie.
Widzisz, dzedaj, dla Ciebie to niepojęte, że ludzie, którzy mają inne zdanie na jakiś temat, mogą ze sobą normalnie rozmawiać.
No to ustalmy wreszcie jak było. 1. Skrytykowałeś mnie w temacie o Romach o godzinie 13:34. 2. Ja poczułem się urażony, więc z zemsty cofnąłem się w czasie do godziny 13:05 i przyszedłem się żalić na forum. No bardzo to ciekawe jest. Według Ciebie to nawet umiem podróżować w czasie. Zresztą wszystko, co piszesz to fantazja, więc czemu miałbym się dziwić. A co do tematu o Romach, napisałem, że nie podoba mi się program romski (m.in. dlatego że to program z moich podatków), a ten mi pisze w odpowiedzi, że program romski to program z moich podatków. No śmiech na sali. I za to miałbym się mścić? Że nie zrozumiałeś prostego zdania?
No, ciekawa sprawa. Mam nadzieję, że tym bezproduktywnym z pozoru działaniem tutaj, przyczynię się choć w niewielkim stopniu do rozwoju nauki ;)
"Nowy hejterek, urażony komentarzem o cyganach, bo mu napisałem, że program romski, ale pieniądze nasze. I zaraz tutaj przyleciał i zaczął się rzucać. Hehe." Skoro "dzedaj" tak pisze, to znaczy, że pewnie tak jest. I już mu napisałem, że może sobie tak myśleć. Tylko że jemu to nie wystarcza. On musi to powtarzać do znudzenia. Może cieszy go to, że tak bardzo mnie zdenerwował, że aż musiałem przylecieć na forum, żeby się mścić. Ach, jak ja się lubię mścić! Z tej niemożliwie przerażającej zemsty postanowiłem... (uwaga dla czytelników o słabszych nerwach: ostrzegam, będzie ostro!)... no więc, z tej zemsty straszliwej postanowiłem... zadać mu pytanie! Hahaha, to się dopiero zemściłem! Ale, ale, nie tak szybko! Bądźmy sprawiedliwi i na wszelki wypadek prześledźmy rozwój wydarzeń. Sprawdźmy kto tak naprawdę został urażony. Przyjrzyjmy się faktom w kolejności chronologicznej: 13:05 - AdamKnight, czyli ja, piszę komentarz w temacie o Romach (taka luźna opinia na temat). Następnie: 13:16 - AdamKnight, czyli ja, piszę na tym forum PIERWSZĄ wiadomość skierowaną do "dzedaja". 13:34 - powrotdzedaja odpowiada mi w temacie o Romach. Kieruje do mnie pierwszą wiadomość, chociaż nigdy wcześniej nie reagował na moje komentarze. Nikt mu tego nie broni, ale... czyżby przeczytał moją wiadomość z forum? No nie wiem, miał na to tylko 18 minut. Czy w ciągu 18 minut można przeczytać dwa zdania? Hmm, może przeczytał, a może nie. Można się tylko domyślać, ale fakt faktem, że właśnie wtedy dziwnym trafem postanowił się ze mną nie zgodzić i napisać dla mnie wiadomość. Po co to zrobił? No bo się nie zgodził z moją wypowiedzią i dał temu wyraz. Ale inni ludzie wciąż piszą jakieś głupoty, a on przecież nie zawsze na to reaguje. A tym razem zareagował zaraz po tym, jak mu coś napisałem tutaj na forum. Wygląda trochę jakbym go czymś uraził. No ale podobno to ja zostałem urażony i to ja się mszczę. Zainteresowany czytelnik (jeśli ktoś się w ogóle interesuje czymś takim i to czyta, co jest raczej wątpliwe) sam wyciągnie wnioski. Jak widać, proszę Państwa, nie da się z nim normalnie dyskutować. Próbowałem, pisałem grzecznie, ale on woli pyskówki, jak zresztą sam potwierdził. Ja nie zamierzam pyskować, więc nie będę mu odpisywał. Nie dziwcie się więc takim użytkownikom jak @peres (i wielu innym), że piszą mu jak piszą. Faktycznie, tylko w ten sposób da się z nim pisać, odbijając piłeczkę. Widać, że koleś ewidentnie potrzebuje wrogów - im więcej, tym lepiej, co zresztą także potwierdził. Dla niego każda niezgoda z jego wypowiedzią to atak i zemsta, tym samym potwierdzenie swojej wartości. Mój brak odpowiedzi uzna za swój sukces, ale proszę bardzo, niech mu będzie na zdrowie. Życzę mu jak najlepiej.
Nie wiem jak do tego podejdzie, ale obawiam się, że może napisać 10 razy dłuższą odpowiedź od mojej i już od paru godzin jest w trakcie jej pisania ;)
Dobra, jako że mam teraz trochę czasu, to tak eksperymentalnie spróbuję odnieść się do wszystkiego, co napisałeś odpowiadając mi na poprzedni komentarz. Uwaga, będę cytował każde zdanie! "Nie, chodziło ci jedynie o to, że uraziłem cię w innym temacie. Już pisałem, sprawa rozwiązana." Masz prawo tak myśleć i nie zamierzam z tym polemizować. "Poza tym czytać, chłopie, potrafisz? Napisałem kilka innych faktów, które skrzętnie pomijasz." Który fakt pominąłem dla właściwego zrozumienia Twojej radykalnej tezy, do której ośmieliłem się odnieść? Chodzi o to, że są pytania na które trzeba odpowiadać i są takie, na które nie trzeba? Aha, umiem czytać (żeby nie było, że coś pominąłem; uff, będzie chyba trudniej niż myślałem). "Skoro mnie cytujesz, to sam bądź bez zarzutu, a jeśli nie, to mnie nie cytuj." Ok, staram się. "Nie potrafisz się odnieść, bo sam głupotą błysnąłeś, to nie rozumiem, po co ze mną dyskutujesz?" A po co są dyskusje? Żeby coś zrozumieć chyba... Chyba, że nie? "Jest sens tej pyskówki?" Nie ma sensu pyskówki, dlatego nie pyskuję, tylko w normalny sposób prowadzę dyskusję. Oczekiwałbym tego samego. "Przyłazisz tutaj i wtrącasz w dyskusję, która ciebie kompletnie nie dotyczy, nie masz żadnego merytorycznego wątku, tylko czepiasz się, że ktoś coś napisał." Mam do tego takie samo prawo, jak Ty. "Tak napisałem i przy tym zostaję, a ty nie potrafisz tego obalić." Nie zamierzam tego obalać. Jak najbardziej masz prawo uważać, jak uważasz. Nie odbieram Ci tego prawa. Chcę tylko wiedzieć, czy naprawdę tak uważasz. "Twoja sprawa, myślisz inaczej i się mścisz." Twoja sprawa, możesz uważać, że się mszczę. "Tyle w temacie." Chyba jednak nie tyle? "Długo jeszcze będziesz to ciągnąć, czy sobie odpuścisz?" Przestanę pisać, jeśli czegoś się dowiem, albo stwierdzę, że nie ma na to szans, abym się czegoś dowiedział. Albo akurat nie będę miał tyle czasu, co w tej chwili. Albo... no, jest dużo możliwości. "No więc idziemy dalej, to ile kosztuje ta bluzka w Dubaju?" Moja odpowiedź brzmi: nie wiem, ile kosztuje bluzka w Dubaju. Nie mam żadnej wiedzy na temat cen bluzek w Dubaju. "Odpowiesz czy nie? No widzisz - ignorujesz to pytanie bez ustanku." Ponieważ nie uważam, że brak odpowiedzi jest gorszy od kłamstwa. Ale spoko, już odpowiedziałem. "Coś jeszcze chciałeś, czy po prostu lubisz d... zawracać?" Już pisałem wcześniej, czego chciałem. "Męczydupa." Raczej nie chciałbym rozmawiać w ten sposób z drugą osobą. "Myślę, że tobie wszystko umknęło w rozumowaniu, wątpię, że w ogóle rozumujesz." Masz prawo tak myśleć. Masz prawo wątpić. "Mścij się dalej, dziwaku." Masz też prawo uważać, że jestem dziwakiem. Ale nie zamierzam się mścić. "Zastanawiam się jedynie, czy nie jesteś czasem głupszy od siurka. Jest na to duża szansa." Prawdopodobnie nie jestem najmądrzejszy na świecie, być może też nie najgłupszy. "Dowiedziałeś się znacznie więcej, ale jak pisałem wyżej, ignorujesz to, co jest dla ciebie niewygodne, nie mam racji?" Staram się nie ignorować ważnych rzeczy. Jeśli o czymś nie napisałem, uznałem, że nie było to szczególnie pomocne dla ogólnego zrozumienia tematu. Nie stwierdziłem niewygodnych informacji w Twoich odpowiedziach. "Rozumiem, że wg ciebie mam odpowiadać na każde durne pytanie. Ty tak robisz." Teraz tak robię, ale wcześniej tego nie robiłem. Natomiast to jest Twoje zdanie, że brak odpowiedzi jest gorszy od kłamstwa. "I rozumiem, że jeśli podejdzie do ciebie jakiś kretyn na przystanku i zapyta, co sobie wsadzasz do tyłka, to też mu odpowiesz." To są Twoje przypuszczenia. Możesz tak myśleć. "Brawo, widać, iż jesteś inteligentny niesamowicie." Tak też możesz myśleć. "Generalnie wcześniej nic do ciebie nie miałem, ale widzę, że jesteś ostro powalony i zaczepny." Może dlatego, że wcześniej nic do Ciebie nie pisałem? A nie pisałem dlatego, bo domyślałem się, jak się to może skończyć. "Do tego fałszywy, bo twierdzisz, że chodziło ci tylko o radykalny sposób wypowiedzi." Udowodnij fałsz, albo zamilcz. "Oczywiście jak zwykle większość rzeczy z mojej wypowiedzi pominiesz, co jest śmieszne. " Tym razem nie pominąłem niczego. Zadowolony? Bo jak dla mnie, właśnie takie niepomijanie niczego jest śmieszne. Zastanawiam się przy okazji, czy nie pobiłem tutaj słynnej Grażynki. Podsumowując, w kwestii zrozumienia tego, co zrozumieć chciałem: chodzi Ci o to, że brak odpowiedzi jest czymś gorszym od kłamstwa, lecz nie zawsze?
@powrotdzedaja, po prostu widząc, w jak radykalny sposób wypowiedziałeś się na temat udzielanych odpowiedzi, czyli że brak odpowiedzi jest czymś gorszym od kłamstwa, pomyślałem, że to także dotyczy Ciebie i że nie pozwolisz sobie na nieudzielenie komuś odpowiedzi. Chciałem wiedzieć, czy coś mi nie umknęło w moim rozumowaniu. Na razie dowiedziałem się od Ciebie, że są jednak pytania, na które nie trzeba odpowiadać i nie musi to być od razu czymś gorszym od kłamstwa. Dobrze mówię?
Gdybym uważał, że mój brak odpowiedzi na zadane mi pytanie jest czymś gorszym od kłamstwa, to zapewne odpowiedziałbym na Twoje pytanie, ile ta bluzka kosztuje. Natomiast ja tak nie uważam - w przeciwieństwie do Ciebie. Logika jest bezwzględna.
No właśnie: ile kosztuje ten światłowód? Podobno "brak odpowiedzi to jeszcze gorzej niż kłamanie. Pokazuje wstyd i bezradność oraz hipokryzję i lęk. Fałsz."
Ja bym wolał, żeby tu się ukazywały tylko tematy związane z naszym regionem tak bardziej bezpośrednio, a takie przykładowe wybory, to już bardziej ogólny temat i można o tym przeczytać gdzie indziej. Tak samo nie lubię tematów typu: co o wpływie wirusa na samopoczucie Polaków i Polek myśli jakaś psycholożka czy inna loszka. Albo nie wiem, wszelkie ostrzeżenia przed możliwym wystąpieniem kapuśniaczka. Dużo jest właśnie takich zapchajdziur. Co Pan zrobisz!
Ludzie lubią jak się coś dzieje, a jak się dzieje niewiele, to i dobry PJ, czy GH, bo sprawią, że dzieje się nawet tam, gdzie się nie dzieje.
Że sobie coś dziwnie tłumaczę? Hmm. No to co ja poradzę, jeśli Ty nie chcesz czegoś wytłumaczyć? Jeśli sam muszę coś tłumaczyć, to wiadomo, że mogę zrobić to dziwnie. Przepraszam jeśli się mylę, ale... w którym właściwie miejscu? Wiesz, byłoby łatwiej, gdybyś faktycznie chciał rozmowy, ale Ty nie chcesz i to widać. I to jest smutne. Odnośnie P.S: Źle mnie zrozumiałeś. Być może ja źle się wyraziłem, ale nie chodziło mi wcale o zniżanie się do jakiegoś poziomu, tylko o maksymalne uproszczenie swoich myśli. I to nie dlatego, że czegoś bardziej skomplikowanego mógłbyś nie pojąć swoim rozumem, tylko ogólnie łatwiej się porozumieć mówiąc w sposób prosty i bezpośredni, szczególnie, gdy druga osoba wciąż podkreśla niemożność porozumienia. Zresztą to też jest prosty przykład na to, że ja napisałem jedno, a Ty zrozumiałeś co innego. Tylko wiesz co? Ja się staram mówić, czego nie rozumiem, staram się też Tobie powiedzieć, co być może Ty źle zrozumiałeś. A przecież równie dobrze mógłbym rzucić suche: "nie przeczytałeś ze zrozumieniem tego, co napisałem; sorry, nie dogadamy się i nara!".
Być może czegoś nie zrozumiałem, a być może po prostu w ten sposób unikasz dalszej dyskusji. Wiesz dlaczego moje odpowiedzi są takie długie? Bo staram się wszystko dokładnie tłumaczyć, aż nazbyt, ale piszę w ten sposób, bo wiem jak łatwo się poddajesz, więc staram się maksymalnie skupić, żeby prosto, jak najprościej wyrazić swoje zdanie, żebyś Ty później w równie prosty sposób mógł się do tego odnieść. Ale wszytko na marne, bo Ciebie to nie interesuje. Nie powiesz, czego nie zrozumiałem, tylko wymigujesz się, że ja myślę inaczej, Ty inaczej. No to wiadomo, że myślimy inaczej. Ale ok, nikt nikogo nie będzie tutaj zmuszał do odpowiedzi.
Jesteś tu przedstawicielem, że tak powiem, pewnej grupy osób, których ja nie rozumiem, więc chciałem wykorzystać szansę czyli Twoją obecność tutaj, że mogę zadać konkretne pytania i dowiedzieć się pewnych szczegółów, bo ogólne tezy są mi raczej znane. Mogę dopytać, mogę się odnieść do czegoś, co wydaje mi się nielogiczne, naciągane itd. Ty możesz to sprostować, możesz mnie wyprowadzić z błędu. I to jest fajne. Po to chyba ogólnie jest to forum. I tak właśnie się dziwię Twoim radykalnym poglądom na temat postawy przyjmowania komunii. Bo widać, że kierujesz się pewną indywidualną wrażliwością, a chcesz, żeby była ona uniwersalna, jedyna i święta. Ty ustalasz w tej swojej wrażliwości, że padnięcie na kolana TAK, jest bezwzględnie konieczne, w przeciwnym razie mamy do czynienia ze świętokradztwem, natomiast padnięcie na twarz może by było zalecane, ale nie jest to już konieczne i tu jeszcze nie ma świętokradztwa. Wiesz, ja rozumiem, że podczas komunii będziesz klękał, bo uważasz, że tak należy robić, ale mówienie innym, że ich postawa jest świętokradztwem to już chyba się nazywa... pycha? Jezus w czasie wieczerzy łamał chleb i rozdawał swoim uczniom. Podawał im do ust, czy do rąk? Swoją drogą nasze usta i cała jama ustna wcale nie są takie czyste, bo jest tam pełno bakterii, resztek jedzenia, więc argument, że ręce mogą być niedomyte, czy nawet po prostu zabrudzone jest strasznie naciągany. Poza tym Jezus przychodzi tam, gdzie jest bród, tam gdzie jest grzech. Myślisz, że z umytymi rękami jesteś lepszy, bardziej godny Jezusa? Tu znowu pojawia się pycha. Otóż cali jesteśmy brudni i niegodni - tak powinieneś mówić! Ale Jezus na szczęście tak nie mówi. Co oczywiście nie znaczy, że mamy przyjmować komunię zabłoconymi rękami. Chcę tylko powiedzieć jak płytkie jest myślenie o tym, że ręce są jakieś gorsze od ust. W kwestii profanacji tu także nie popadajmy w skrajności, bo to jest nieuniknione, że pewne małe drobinki spadną na ziemię. Jezus łamał chleb, łamał!, a więc łatwo sobie wyobrazić ile okruchów gdzieś tam po prostu spadło. Nawet te dzisiejsze opłatki mimo, że się ich raczej nie łamie to też kruszą. Myślisz, że na patenę, którą podstawia ministrant spadają wszystkie okruszki? A ile razy nie ma ministranta, lektora, czy kogoś innego z pateną? Aaaa, to tam parę mikroskopijnych drobinek! - powie ktoś. Ale no bądźmy konsekwentni! Powtórzę Twoje słowa: "Cząstki Ciała Pana naszego spadają na posadzkę i są rozdeptywane" - tak, są rozdeptywane, ale dzieje się to zawsze w każdym kościele przy każdej formie przyjmowania Ciała Chrystusa. Musisz się z tym pogodzić. Bracie, powiedz mi, czy ja błądzę?
To przepraszam bardzo - ale jak Ty chcesz z kimkolwiek prowadzić rozmowę, jeśli mając różne zdanie na dany temat, uważasz, że porozumienie nie jest możliwe? Ze mną masz łatwo, ponieważ staram się mieć otwarty umysł i wiele rzeczy, które przyjmujesz i ja przyjmuję. Jeżeli więc na takim gruncie wspólne zrozumienie jest niemożliwe, to jakie musiałyby być warunki, żeby było inaczej? No, chyba, że po prostu szkoda Ci czasu na taką płotkę jak ja, to wtedy rozumiem. Ale mam nadzieję, że nie ;) W kwestii postawy faktycznie nie rozumiem, czemu powinniśmy padać na twarz, bo i takie padnięcie na twarz to jest o wiele za mało! Przy okazji zastanawiam się, czy Ty padasz na twarz - bo przecież mówisz, że powinniśmy. Skoro powinniśmy, to tak robisz, prawda? Jeżeli nie, to przeczysz sam sobie, bo wiesz jak powinno być, ale tego nie robisz z jakiś tam względów (ufam, że istotnych), lecz innych posądzasz o świętokradztwo, ponieważ inaczej rozeznają tę kwestię. Przepraszam jeśli to zabrzmiało zbyt ostro, ale uwierz - moją jedyną intencją jest chęć zrozumienia. Być może padasz na twarz przyjmując komunię, albo jeśli tego nie robisz, błąd w logice, który mnie się rzucił teraz w oczy da się jakoś wytłumaczyć. Oczywiście to jest wątek poboczny, ale serio, zainteresowało mnie to. I możesz powiedzieć, że mamy inne patrzenie na świat, nie dogadamy się i tak dalej, ale ja to wtedy odbieram jako unik, bo w czym problem, żeby odpowiedzieć na proste pytanie? Wracając do tematu, powiedz: jakie masz postulaty? No bo ok, mówisz, że jest źle, że dyskryminacja, że coś tam, ale co proponujesz? Bo może się okazać, że w chwili, kiedy staniesz przed szansą i dojdziesz do głosu, to jedyne co zrobisz, to ponarzekasz sobie i będziesz miał nadzieję, że ktoś się zlituje. Tutaj znowu przepraszam, ale tak to trochę wygląda. Zatem pytam się: czy masz jakiś pomysł? Czy może chodzi o zebranie jakiejś "armii", żeby po prostu ustalić jak ma być? Może na zachętę dodam, ale także całkiem szczerze, że owszem, dla mnie aborcja równa jest z morderstwem i nie mam tu żadnych wątpliwości. Podobnie uważam w kwestii in vitro, że uśmiercanie zarodka (czyli już zapłodnioną komórkę!) jest uśmiercaniem człowieka. To jest akurat prosta logika.
Przesłuchałem całe 15 minut tego gadania z nadzieją, że może coś więcej zrozumiem i że jest to w jakimś stopniu odpowiedź na mój komentarz, ale niestety się myliłem. Gościu przez cały czas narzeka na aktualną sytuację, tak jakby "zamknięte" kościoły były czyimś widzimisię. Ok, można sobie ponarzekać, czemu nie. Ale jego głos niczego nowego nie wnosi, niczego nie rozwiązuje. Danielu, sam założyłeś temat. Zrobiłeś to dlatego, żeby sobie pokrzyczeć? Skandal! - i tyle? Dlaczego nie chcesz kontynuować rozmowy, gdy robi się coraz bardziej konkretna i łatwiej o wzajemne zrozumienie? Danielu, piszesz tu o walce. Jaka to jest więc walka, kiedy pierwszy lepszy opór sprawia, że się poddajesz?
Jeśli możesz i to nie problem, to bym bardzo prosił, abyś się do tego odniósł.
Wcale się nie siliłem w zadawaniu tych pytań. One same się pojawiają, gdy człowiek próbuje sobie wyobrazić jak w praktyce mogłoby wyglądać to, co tak ładnie wygląda w teorii. No bo to wszystko, o czym piszesz, generalnie brzmi ok. Problem pojawia się w szczegółach. 1. Przykładowo wyliczasz co dla kogo jest istotne i tak: - zakupy - jeść musi każdy bez wyjątku, więc musisz mieć możliwość pójścia do sklepu. Nikt nie może powiedzieć, że w sumie to nie będzie jadł, bo dla niego ważniejsze jest pójście na spacer czy coś innego. To że ktoś może chodzi za dużo, niepotrzebnie jest pewnym skutkiem ubocznym i technicznie trudno byłoby to uregulować. - wyjście do lasu, na spacer - zabronione, chociaż ryzyko przy stosowaniu kilku prostych zasad praktycznie zerowe. Dla mnie niezrozumiałe, ale w tym momencie to pomijam. - pójście do kościoła - niezabronione, ale ograniczone - ryzyko zarażenia wysokie. Ty w jednym zdaniu postawiłeś pójście do kościoła na równi z innymi potrzebami, tak jakby każda z nich była opcją dla jednego czy drugiego człowieka. 2. "Nie samym chlebem żyje człowiek" - owszem, ale jeżeli ktoś powie, że bez możliwości pójścia do kościoła jego wiara jest martwa, to chyba coś jest nie tak z tą wiarą. Prawdziwa osobista relacja z Bogiem przetrwa każdą rozłąkę. Chociaż trudno tutaj mówić o rozłące. I nie mówię, żeby nie chodzić do kościoła, bo Boga można spotkać na łące (niezamierzony rym). Ale takie CZASOWE ograniczenie może dla wierzącego wpłynąć wręcz pozytywnie, ponieważ skłania go do myślenia, czym ta jego wiara tak naprawdę jest (podkreślam mocno słowo "czasowe"). Trzeba tylko wykorzystać tę szansę. Tak, szansę! I tak samo jak Ty uważam, że ten wyjątkowy czas daje nam Bóg. 3. O tym, że zdrowie nie może być wartością nadrzędną dla katolika. Owszem, ale Bóg nie wzywa nas, żeby wchodzić do płonącego kościoła. I tu nawet nie chodzi o to, że TY zarazisz się lub nie, ale że być może KOGOŚ zarazisz i w konsekwencji bierzesz udział w rozwoju epidemii. 4. Wiemy jak się wirus rozprzestrzenia. Wiemy, że nie ma względu na osoby, czy miejsca. Stąd wypływa prosty wniosek, że w kościele nie da się zapewnić bezpieczeństwa, albo byłoby to naprawdę karkołomne zadanie. No, w praktyce niemożliwe. Jak już wcześniej wspomniałem - jedno kichnięcie niweczy cały misterny plan rozmieszczenia ludzi w obliczonej wcześniej i przyjętej odległości pomiędzy wiernymi. Powiesz, że to czepianie się na siłę. A ja wcale tak nie uważam. Niechby tylko jedno na tysiąc kichnięć w jednym na tysiąc kościołów było spowodowane wirusem, to łatwo sobie wyobrazić jaką lawinę spowoduje ta mała z początku kulka. A to tylko ryzyko ze względu na samo przebywanie osób w grupie na niewielkiej powierzchni. No więc jeszcze raz zadam pytanie: co z komunią? I nie chodzi o formę przyjmowania (bo kto powiedział, że do ust jest bardziej godziwie niż do rąk?), ale w każdej formie dobrze wiemy jak ryzyko zarażenia ogromnie wzrasta. 5. Ok, teoretycznie powiedzmy że przeforsowałeś swoje zasady i możliwa jest większa liczba wiernych w kościele. Większa, ale wciąż ograniczona. To co, proponujesz wyścigi do kościoła? Czy faktycznie wystarczy tylko "nie zwlekać"? Dobrze wiemy, że może się tak okazać, iż przyjście godzinę wcześniej to może być już za późno. To może jakieś zapisy? Spójrzmy prawdzie w oczy - nie będzie wystarczająco miejsca dla każdego. A skoro to sprawa najwyższa, bo dotycząca zbawienia, to chyba każdy powinien mieć równe szanse. Chyba, że to nie jest kwestia zbawienia?