5°   dziś 10°   jutro
Niedziela, 24 listopada Flora, Emma, Emilia, Chryzogon, Jan, Aleksander, Roman

antyTusk

Dołączył do portalu: 2011-05-19 08:25:40
Ostatnia aktywność:

Wpisy na forum: 161

Limanowska policja

Z drogówki był? Nie miał czasem takiego złotego łańcucha na ręce?

2011-05-19 08:25:40
Limanowska policja

polak... a możesz napisać po POLSKU?? JESTEŚ ANALFABETA? oskarczan...a za co dostałeś to 500 PLN? Tak na marginesie trochę mieszkańców powiatu limanowskiego pracuje w KMP Nowy Sącz więc nie zdziw się jak okaże się że dostałeś go od ziomala :D:D:D

2011-05-19 08:25:40
,, Dlaczego musiało dojść do Katastrofy Smoleńskiej”

.....CDN Nie trzeba tworzyć historii alternatywnej by zrozumieć, że po 10 kwietnia i eliminacji najgroźniejszego przeciwnika umowy gazowej, nastąpiła całkowita kapitulacja w zakresie bezpieczeństwa energetycznego i przyjęcie wszystkich warunków rosyjskich. W jeszcze większym stopniu, następstwa poddania państwa polskiego widoczne są w obszarze dyplomacji i polityki zagranicznej. Przejawia się to nie tylko w rezygnacji z roli lidera wobec państw strefy postsowieckiej, odrzuceniu strategicznej polityki wobec Gruzji i Ukrainy czy sabotażu w sprawie tarczy antyrakietowej. Takie intencje grupa rządząca okazywała bowiem już od chwili dojścia do władzy, konsekwentnie zmieniając kierunki polskiej dyplomacji i podporządkowując ją interesom Moskwy i Berlina. Przeciwwagę dla demontażu polityki zagranicznej stanowił jednak silny ośrodek prezydencki, a aktywna i nieugięta postawa Lecha Kaczyńskiego wywoływała wściekłość decydentów rządowych. To prezydent sprzeciwiał się ustępstwom w sprawie podpisania nowego porozumienia o wzajemnych stosunkach między Rosją, a UE, krytykował stanowisko Niemiec w sprawie wejścia Ukrainy i Gruzji do NATO i stał na przeszkodzie rosyjsko-niemieckim planom zawiązania sojuszu ponad głowami Polaków. Przede wszystkim jednak był strażnikiem prawdy historycznej i sprzeciwiał się próbom podporządkowania polskiej polityki fałszywym relacjom historycznym. Tytuł jednej z publikacji "Niezawisimaj Gaziety" z 13 kwietnia 2010 roku : "Katyńska kość niezgody w relacjach Warszawy i Moskwy zostanie pochowana razem z prezydentem Lechem Kaczyńskim" - wiernie oddaje rosyjskie nadzieje związane ze śmiercią polskiego prezydenta. Podobnie, jak oczekiwania polityków grupy rządzącej trafnie określa cytat z rosyjskiego "Kommiersanta", w którym cztery dni po tragedii smoleńskiej napisano: "ci politycy w Polsce, którzy opowiadają się za pojednaniem z Rosją, otrzymali taką swobodę manewru, o jakiej tydzień temu mogli tylko marzyć. Tę "swobodę manewru" politycy PO-PSL wykorzystali do rezygnacji państwa polskiego z prowadzenia własnej - czyli nakierowanej na obronę polskich interesów - polityki zagranicznej i zastąpili ją uwłaczającą postawą rosyjskiego "konia trojańskiego". Nie istnieje dziś w tym obszarze żaden, znaczący projekt, o którym moglibyśmy powiedzieć, że służy polskiej racji stanu. "To ja decyduję, co jest polską racją stanu" - oznajmił rodzinom ofiar katastrofy smoleńskiej Donald Tusk, gdy przyznał, że nie występował do Federacji Rosyjskiej z wnioskiem o wspólne śledztwo, a nawet nie miał takiego pomysłu. Ale i w tym wyznaniu premier rozmija się z prawdą, bo od 10 kwietnia nie sposób wskazać działań, które służyłyby polskim interesom, można za to wymienić wiele celów realizowanych w interesie putinowskiej Rosji. Począwszy od obłędnego pomysłu otwarcia granicy z Kaliningradem i akceptacji dla rosyjsko-niemieckiego projektu "Prusy Wschodnie", reaktywacji Trójkąta Weimarskiego, tylko po to, by zaprosić doń Rosję i włączyć to państwo w decyzje dotyczące Europy, po starania w sprawie nowego układu między Federacją Rosyjską i UE i zabiegi o przyjęcie Rosji do Światowej Organizacji Handlu. Wszystkie cele tzw. polskiej prezydencji w UE zostały podporządkowane interesom Kremla, a podstawowym zadaniem koalicji PO-PSL na arenie międzynarodowej jest "usuwanie przeszkód stojących na drodze poprawy relacji rosyjsko-niemieckich" - jak zdefiniował swoją misję Donald Tusk. Nie ma dziś w UE państwa, które w podobny sposób zrezygnowałoby z suwerennej polityki w stosunkach z innymi państwami i podporządkowało ją celom obcego mocarstwa. Mimo tej serwilistycznej postawy, obraz stosunków polsko - rosyjskich jest dziś fatalny i próżno szukać choćby jednego aktu świadczącego o poprawie relacji z Rosją. Nawet stworzenie rządowego Centrum Polsko-Rosyjskiego Dialogu i Porozumienia nie wywołało partnerskiej reakcji strony rosyjskiej i zostało zignorowane przez prezydenta Miedwiediewa. To nie przypadek, że za czasów obecnego rządu do dyplomacji wrócili absolwenci Państwowego Instytutu Spraw Międzynarodowych, Akademii Dyplomatycznej czy podyplomowego studium w WSNS przy KC PZPR. Prorosyjskie zadania stawiane polityce zagranicznej III RP wymagają kadr wyhodowanych w kuźniach aparatczyków i ośrodkach agentury. Symbolem służby dyplomatycznej pod rządami PO-PSL jest dziś postać Tomasza Turowskiego - pułkownika SB, któremu powierzono organizację wizyty Lecha Kaczyńskiego w Katyniu. Takim symbolem może być również osoba ostatniego szefa WSI gen Marka Dukaczewskiego, o którym wiemy, że był częstym gościem w gabinecie ministra Sikorskiego i prawdopodobnie doradzał szefowi MSZ w sprawach kadrowych. Słowa Turowskiego z wywiadu, jakiego ambasador tytularny w Moskwie udzielił w dniu 12 kwietnia 2010 roku rosyjskiemu radiu, ukazują zaś nie tylko wymiar grozy wynikającej ze skutków tragedii smoleńskiej, ale również rzeczywistą skalę kapitulacji państwa polskiego. "I Rosja, i Polska - powiedział Turowski - należą [...] do tej samej ogromnej judeo-chrześcijańskiej tradycji, a wielkie rzeczy w tej tradycji zawsze rodziły się we krwi. I jestem pewien, że z tej krwi wyrośnie to, na co my wszyscy czekamy - nowe, dobre stosunki pomiędzy Polską i Rosją" Aleksander Ścios Artykuł opublikowany w nr 8/2011 miesięcznika "Nowe Państwo". Za: Bez Dekretu - Aleksander Ścios blog [http://www.bibula.com/?p=43982]

2011-05-19 08:25:40
,, Dlaczego musiało dojść do Katastrofy Smoleńskiej”

ptanoc ... choroba umysłowa ci się nasila... poszukaj weterynarza ...:D Poczytaj ....albo nie i tak nawet 10% nie złapiesz z tego... dla ciebie menu w KFC jest za trudne ... ale to typowa "zaleta" fanów PO... Wracając do tematu.... Anatomia kapitulacji - Aleksander Ścios Aktualizacja: 2011-09-21 10:22 am Wszelkie refleksje na temat bezpieczeństwa państwa polskiego przypominają dziś dyskusję akademicką, prowadzoną na bezużytecznym poziomie abstrakcji. Głownie z tej przyczyny, że 10 kwietnia 2010 roku doszło do tragicznego zdarzenia, które totalnie obezwładniło i skompromitowało cały system bezpieczeństwa państwa, a w wyniku tego zdarzenia państwo polskie dobrowolnie wyrzekło się części swoich zewnętrznych prerogatyw oraz zrezygnowało z istotnych składników suwerenności. Skutki tragedii smoleńskiej można porównać jedynie do następstw zbrojnej agresji, w wyniku której ginie głowa państwa i całe dowództwo wojsk, zaś pozostała w kraju władza wykonawcza ogłasza całkowitą i bezwarunkową kapitulację. Do dziś żadna z osób odpowiedzialnych za doprowadzenie do katastrofy nie poniosła najmniejszych konsekwencji , a organy konstytucyjne tego państwa nie są w stanie ustalić wiarygodnych okoliczności tragedii. Państwo zbudowane pod rządami PO-PSL wykazało, że nie tylko nie potrafi zapewnić bezpieczeństwa najwyższych rangą przedstawicieli, ale nie może sprostać egzekwowaniu swoich praw na arenie międzynarodowej i nie chce poznać winnych śmierci własnych rodaków. Od 10 kwietnia ubiegłego roku mamy natomiast do czynienia z pogłębianiem procesu kapitulacji w obszarze politycznym i gospodarczym oraz wrogimi wobec Polski aktami dezinformacji, w stopniu porównywalnym jedynie z wojną informacyjną prowadzoną na terytorium obcego państwa. W tej sytuacji rozważanie kwestii bezpieczeństwa staje się bezprzedmiotowe, ponieważ każda z nich jest dotknięta skazą w postaci nieusuniętych skutków tragedii smoleńskiej. Dopóki trwa stan permanentnej kapitulacji, nie sposób w ogóle mówić o poczuciu braku zagrożenia. Zapewnienia, iż "państwo zdało egzamin" są przejawem nie tylko pospolitej głupoty ale też pogardy dla państwa i jego obywateli. Przykłady takiego skażenia można wskazać w dwóch, niezwykle ważnych obszarach: rezygnacji z bezpieczeństwa energetycznego oraz zaprzestania prowadzenia samodzielnej polityki zagranicznej. Podpisana w październiku 2010 roku umowa gazowa z Rosją zakończyła dwuletni spektakl, w którym rząd Donalda Tuska oraz inne organy państwa polskiego traktowane były jako adresaci żądań i wykonawcy poleceń. Na tak uwłaczającą relację pozwolono Rosjanom już we wrześniu 2009 roku, przyjmując jako podstawę przyszłego kontraktu gazowego dyrektywy płk Władimira Putina. Zdecydowanym przeciwnikiem podpisania długoterminowej umowy był prezydent Lech Kaczyński, dla którego bezpieczeństwo energetyczne Polski stanowiło bezwzględny priorytet. Projekt jego autorstwa - Euroazjatycki Korytarz Transportu Ropy Naftowej, - którego część miał stanowić rurociąg Odessa-Brody-Płock-Gdańsk pozwalał na dostawy ropy naftowej z regionu Morza Kaspijskiego do Polski i Europy. W kręgu zainteresowania Lecha Kaczyńskiego leżała również sprawa wydobycia gazu łupkowego oraz jak najszybsze uruchomienie gazoportu. Również sprzeciw wobec budowy Nord Stream, blokującego wejście do portu w Świnoujściu wynikał z konsekwentnej, zgodnej z polskim interesem polityki bezpieczeństwa energetycznego. 17 listopada 2009 roku Lech Kaczyński przesłał do Donalda Tuska list, w którym zawarł pytania dotyczące kilku kluczowych kwestii związanych ze stanowiskiem negocjacyjnym rządu, zaś 26 marca 2010 roku odbyło się w Belwederze spotkanie ekspertów poświęcone bezpieczeństwu energetycznemu. Wywołało ono olbrzymie wzburzenie grupy rządzącej i sprowadziło liczne ataki medialne na prezydenta, a obecni na spotkaniu przedstawiciele rządu opuścili salę obrad. Główny wniosek, płynący z przedstawionego wówczas raportu Piotra Naimskiego był bowiem taki, że umowa z Rosją jest niekorzystna dla Polski i zagraża naszemu bezpieczeństwu. Lech Kaczyński poważnie zastanawiał się nad prawnymi możliwościami zablokowania umów z Gazpromem i prowadził w tej sprawie liczne konsultacje. Można zatem przyjąć, że śmierć prezydenta usuwała poważną przeszkodę na drodze do podpisania kontraktu, który skazywał Polskę na 27 -letni dyktat Gazpromu i prowadził do ścisłego związania polskiej gospodarki z interesami rosyjskimi. Nie może być dziełem przypadku, że negocjacje w sprawie umowy wyraźnie nabrały tempa po 10 kwietnia, przy czym grupa rządząca konsekwentnie odmawiała ujawnienia warunków umowy zasłaniając się rzekomą tajemnicą handlową. Doprowadziło to do sytuacji, w której polskie społeczeństwo pozbawiono elementarnej wiedzy o treści dokumentu, zastępując rzetelną wiedzę propagandowymi banałami o "sukcesach negocjacyjnych". Po ujawnieniu faktycznych zapisów kontraktu stało się oczywiste, że nie zawiera on jakichkolwiek ekonomicznych pożytków dla strony polskiej, a u podstaw jego zawarcia leżał dogmatyczny kosmopolityzm i antypolonizm grupy rządzącej. Umowa stała się symbolem wasalnych, asymetrycznych stosunków łączących grupę Tuska z reżimem Putina. Nie sposób dziś jeszcze ocenić katastrofalnych skutków, jakie dla naszego bezpieczeństwa energetycznego będzie miało długoletnie i wyniszczające związanie gospodarki z potrzebami rosyjskich eksporterów energii i uczynienie z Polski organizmu zależnego od paliwowego "krwioobiegu" Federacji Rosyjskiej. W ramach podporządkowania interesom rosyjskim obecny rząd zrezygnował również ze sprzeciwu wobec lokalizacji niemieckiego odcinka Nord Stream i nie uczynił nic w sprawie zablokowania niekorzystnej inwestycji. Tym samym, losy gazoportu w Świnoujściu wydają się przesądzone, ponieważ biegnący po dnie Bałtyku gazociąg zablokuje wejście do polskich portów statków o największym tonażu i uniemożliwi rozwój gazoportu. CDN......

2011-05-19 08:25:40
,, Dlaczego musiało dojść do Katastrofy Smoleńskiej”

ptanoc ... dla mnie jesteś pospolitym ś...em A tu perełka ..... wspomnienia z tego czasu... pRezydenta http://wyborcza.pl/1,76842,9402216,Anna_i_Bronislaw_Komorowscy__Robic_swoje.html Bronisław Komorowski: Sikorski powiedział, iż ma wiadomość od pana Bahra, naszego ambasadora w Moskwie, że doszło do wypadku prezydenckiego samolotu. Ale nie wie, z jakimi konsekwencjami. Włączyliście telewizor? A.K.: Nie, radio. Nic jeszcze nie podawało. Na wsi nie mamy telewizora. B.K.: Byliśmy w Budzie Ruskiej na Sejneńszczyźnie, 285 km od Warszawy. Mamy tam stary wiejski dom. Chciałem dwa dni odpocząć. To było krótko po prawyborach prezydenckich w Platformie Obywatelskiej. Wygrałem je, czułem się zmęczony. A.K.: Przyjechaliśmy poprzedniego dnia późnym wieczorem. Bronek powiedział: czekam na potwierdzenie tej informacji, chyba będę musiał wracać do Warszawy. Powiedział: chyba. Nie, to niemożliwe - pomyślałam. I odruchowo, może podświadomie zaczęłam pakować rzeczy. Pytałam Bronka, kto był na pokładzie. Chodziło mi o ludzi, ich rodziny, nie o stanowiska. Tym samolotem musiały przecież lecieć także bliskie nam osoby. Znajomi, przyjaciele. Kto dokładnie, Bronek nie wiedział. Nikt - jak się potem okazało - nie wiedział. Te listy wylatujących codziennie się zmieniały. B.K.: Ja ich nie układałem. Wiedziałem tylko, że z prezydentem polecieli wicemarszałkowie i przedstawiciele klubów parlamentarnych. Godzinami później trwało odtwarzanie listy. Po kilku minutach znowu zadzwonił Radek. Nasz dom na wsi ma blaszany dach. Przez to jest słabo z zasięgiem. Wyszedłem na zewnątrz. Padły dwa zdania. Że prawdopodobnie nikt nie przeżył i "szykuj się", bo zaszła okoliczność przewidziana w konstytucji. Powiedział panu: Bronek, prezydent nie żyje, jesteś głową państwa. B.K.: Otworzyłem konstytucję. Miał pan na wsi konstytucję? B.K.: Miałem. W wiejskim domu też mamy książki. Po raz kolejny przeczytałem, że "Marszałek Sejmu tymczasowo, do czasu wyboru nowego Prezydenta Rzeczypospolitej, wykonuje obowiązki Prezydenta Rzeczypospolitej" w razie jego śmierci. Ten zapis w konstytucji wydawał mi się - trzy lata wcześniej, kiedy obejmowałem funkcję marszałka - kompletną abstrakcją, czystą teorią. Żachnąłem się nawet wtedy na autorów konstytucji, że widocznie zwariowali i wypisują takie bzdury chyba tylko po to, by uzasadnić tezę, iż marszałek jest drugą osobą w państwie. Pierwszą więc moją myślą po telefonie Radka Sikorskiego była konstatacja, że sytuacja opisana w konstytucji to nie żadna teoria, tylko absolutnie dramatyczna rzeczywistość. I dotarło do mnie, że jest źle, bardzo źle. I że w tragicznej dla Polski sytuacji muszę przejąć odpowiedzialność za państwo. Zadzwoniłem do ministra Czapli, szefa Kancelarii Sejmu. Miałem do niego trzy pytania. Pierwsze: czy konstytucyjny zapis jest wystarczająco precyzyjny i nie budzi żadnych wątpliwości? Drugie: w jakiej formule i jakie działania trzeba podjąć dla potwierdzenia wykonania tego punktu konstytucji? Oraz trzecie: jaki zakres uprawnień i obowiązków prezydenta mam obejmować? NAJWAŻNIEJSZE SŁOWA JESZCZE RAZ!!!!!!!! Po kilku minutach znowu zadzwonił Radek. Padły dwa zdania. Że prawdopodobnie nikt nie przeżył i "szykuj się", bo zaszła okoliczność przewidziana w konstytucji. TAK SIĘ W POLSCE ZOSTAJE .. pRezydentem !!!!!!!!!

2011-05-19 08:25:40
,, Dlaczego musiało dojść do Katastrofy Smoleńskiej”

Tusk dzisiaj powiedział że go mdli jak słucha o Smoleńsku. CZYŻBY ZE STRACHU..... MA SIĘ CZEGO BAĆ... NIE TYLKO ON!!!

2011-05-19 08:25:40
,, Dlaczego musiało dojść do Katastrofy Smoleńskiej”

...CDN Zaskakujący po katastrofie jest brak osób rannych, osób, które przeżyły - a upadek Tupolewa nastąpił podobno z około 15 m. - Wiele osób powinno było znieść ten upadek; nie mógł on dawać przeciążenia podanego przez MAK „na wszelki wypadek, z sufitu” - jako100g - to niewiarygodne przy upadku z tej niewielkiej wysokości - czwartego czy piątego piętra. Jednocześnie dziwią natychmiastowe niemal uwagi służb rosyjskich, że „wsie pogibli”. Zastanawia widok miejsca „katastrofy” i jej realia, tak jak ukazywały je pierwsze relacje i wczesny materiał zdjęciowy. Nie ma wielu realiów, których należałoby się spodziewać już od pierwszej chwili na miejscu „wypadku”. Nie widać ofiar, o czym mówią relacje bezpośrednich świadków polskich (ambasador Bahr). Brak porozrzucanych fragmentów bagażu. Brak także podstawowych elementów wyposażenia kabiny samolotu, np. foteli (a było ich ponad sto!).A przecież same ściany kabiny uległy rozsypce. Budzi zdziwienie bardzo szybka akcja uprzątnięcia zwłok i umieszczenia ich w trumnach. To, co uważano za nonszalancję służb rosyjskich – brak opisu miejsca znalezienia poszczególnych zwłok i dokumentacji fotograficznej – mogło być efektem transportowania zwłok spoza Siewiernego i kordonu w „miejscu” wypadku, by nie pozwolić świadkom-intruzom na dekonspirujące spostrzeżenia. Na ujęciach z miejsca wypadku zauważamy dużą ilość trumien. Nie przypominam sobie trumien w żadnej relacji w konkretnym miejscu lotniczego wypadku. Normalnie przewozi się odpowiednio ochronione zwłoki, do zakładu anatomii patologicznej. Dopiero z tego miejsca, zbadane zwłoki przekłada się do trumien. I działo się tak w Moskwie. A to podwójne wkładanie do trumien – było może po to, aby żałobną grozą uwiarygodnić miejsce wypadku?… Jak relacjonowano, niektóre ciała były pozbawione ubrania – fakty podobne opisywano przy upadkach z 9 000 czy 10 000 metrów. Nie ma ich przy skokach samobójczych z piątego piętra. Tak przecież można zmierzyć ostatnią wysokość Tupolewa nad Siewiernym (15-20 m). Od razu powstaje zresztą pytanie o inny powód, ogołacający niektóre ciała z ubrań (szalony podmuch, ciśnienie wybuchu bomby, jakiej mianowicie?). Wystawianie przez lekarzy rosyjskich jednobrzmiących aktów zgonu. Po przewiezieniu do Polski całkowity zakaz otwierania trumien, a potem ekshumacji. Komisja Millera zdecydowanie powstrzymała się później od badania zwłok w Polsce, nie było ich jeszcze przeszło półtora roku po wypadku. Czy nie dlatego, że wyniki śledztwa mogłyby nie potwierdzać wszystkich zgonów z powodu upadku z 20 metrów? Nie polemizowano zresztą z tezą, że brak ekshumacji czyni śledztwo mało wiarygodnym. Brak na miejscu katastrofy pewnych elementów charakterystycznych dla wypadków lotniczych. Wokół wraku nie ma śladów lotniczego paliwa (a Tupolew miał go jeszcze 11 ton!), brak wybuchu po uderzeniu samolotu w ziemię i odpowiedniej skali pożaru. Nie badano kokpitu Tupolewa (na ewentualnie zachowanej aparaturze kontrolnej w kokpicie najłatwiej byłoby stwierdzić autentyczność wraku). Nie ma elementów kokpitu w masie szczątków. Podobno kokpit istniał na pierwszych zdjęciach. Jeśli go usunięto, to mógł pochodzić z innej maszyny (wtedy łatwe byłoby stwierdzenie falsyfikatu). Niezwyczajne, ogromne rozczłonkowanie i „rozrzut” elementów wraku samolotu wydaje się mało prawdopodobne przy upadku z tak niewielkiej wysokości. Na przykład zdjęcia wraku z Locerbie (upadek z 10 000m!) ukazują kabinę wprawdzie w trzech kawałkach, ale składających się na całość. Być może w ramach „maskirowki” umieszczenie w tym miejscu wielkich fragmentów korpusu samolotu przekraczało możliwości helikopterów, użytych do inscenizacji? Łatwiej także ukryć nieautentyczność wraku, gdy jest „rozproszkowany”. Dopuszczając istnienie „maskirowki” na Siewiernym, należałoby pytać o właściwe miejsce zamachu, dokonanego być może bez katastrofy samolotu. Inaczej wtedy przebiegałaby „eliminacja” pasażerów i załogi samolotu. Ale nawet w odosobnionym miejscu, nie byłoby łatwo przygotować zwłoki, tak aby wyglądały jak szczątki „ofiar katastrofy”. Czy istnieli by osobnicy potrafiący zrealizować takie nieludzkie zadanie? W tej sprawie moja wyobraźnia wycofuje się… Okazuje się, że łatwiej jest pisać o elementach technicznych zagłady, niż rozważać straszne możliwości osobistego działania samych morderców. Wobec wyobrażonej tu możliwości – wbicie się pilotowanym samolotem w wieżę na Manhattanie wydaje mi się o wiele prostsze do opisania… Wolałbym nawet pominąć takie rozważania…

2011-05-19 08:25:40
,, Dlaczego musiało dojść do Katastrofy Smoleńskiej”

Wartprzeczytać wiadomo ze do większości PO-bezózgów nic nie dotrze ..... ZAMACH SMOLEŃSKI - WOKÓŁ HIPOTEZ [Umieszczam tekst prof. Trznadla, bo On sam nie umieszcza, a analiza jest dla Polski bardzo ważna. Mirosław Dakowski] ...śledztwo polskie mogło mieć pełny dostęp do zwłok. Z tych własnych oględzin zwłok jednak zrezygnowano, sugerując świadomości publicznej magiczną całkowicie zasadę, że na terenie suwerennej Rzeczypospolitej - trumien otwierać nie wolno. Nie objaśniono tylko, że to magiczne zaklęcie zostało nadane z Kremla. Jacek Trznadel, 18 września 2011,zmieniona i uzupełniona wersja artykułu z książki„Wokół zamachu smoleńskiego”,wyd. ANTYK, 2011 Podstawowego, i na pewno, niezbywalnego stwierdzenia, dotyczącego katastrofy smoleńskiej, nie znajduję w raporcie MAK, raporcie Millera,ale także nie ma go w Białej księdzeMacierewicza: Dowodu, że rozbite fragmenty wraku Tupolewa na Siewiernym są na pewno częściami samolotu, który tego dnia rano wyleciał z delegacją prezydencką z Okęcia. Brak więc w raportach istotnego, wstępnego dowodu - został przyjęty na wiarę. Ale tak nie można badać nawet kraksy samochodowej - bez dokładnego oglądu wraku samochodu i sekcji ofiar, a co dopiero katastrofy lotniczej. Brak więc autentyczności przedmiotowej śledztwa. Bowiem w odniesieniu do Smoleńska niektórzy internetowi analitycy nie wykluczają, że zamach mógł zostać dokonany nie w tym miejscu. Że być może to, co znamy z Siewiernego, było tylko inscenizacją katastrofy, na tyle kontrolowaną, aby mogła przypominać katastrofę prawdziwą. Nazwano to „maskirowką”. Dodatkiem niejako do technicznych dokumentów i rozważań jest „film Koli” (1,24). Można tutaj pytać, czy film Koli nie byłby swoistym załącznikiem do raportu MAK, pełniącym może rolę „fałszywki”, dowodzącej, że Tupolew z polskimi pasażerami doleciał jednak do Siewiernego. Hipotezę innego miejsca zamachu przedstawiano w Internecie jako „M2” (miejsce drugie), w przeciwieństwie do Siewiernego: „M1”(miejsce pierwsze). Najwięcej spostrzeżeń przedstawił chyba na ten temat bloger o nicku „FYM”. Niedawno jednak ten kierunek analizy „zaskarżono”, sugerując, że jest to podważanie osiągnięć i wyników badań komisji Macierewicza. Po tej wypowiedzi, jak się zdaje, ukazało się mniej not na temat hipotezy M2. Uważam jednak, że każda analiza zamachu smoleńskiego, jeśli relacjonuje fakty (niezależnie od hipotezy)może nam dostarczyć istotnych szczegółów, ważnych i dla innych hipotez. Nie ma więc powodu, aby z góry wyłączać hipotezę M2. Ile może zależeć od szczegółu, świadczy przykład złamanej czy raczej przeciętej brzozy. Uderzenie w nią skrzydłem Tupolewa miało zadecydować o rozbiciu się samolotu. A przecież ostatnio polscy badacze z kręgu NASA zakwestionowali możliwość utracenia skrzydła przez Tupolewa w zetknięciu z ową brzozą. Analiza „końcówki” lotu Tupolewa dotyczy właściwie tylko kilku sekund. Tego ułamka czasu, który dzieli lot Tupolewa na wysokości zaledwo dwudziestu metrów od roztrzaskania się na ziemi. Jak wiemy, hipotezy „końca” Tupolewa nie ograniczają się do roli złowrogiej brzozy. Wyrażane jest także przypuszczenie, że na tym najniższym pułapie w samolocie wybuchła zdalnie detonowana bomba lub z ziemi dosięgnięto Tupolewa pociskiem termobarycznym. Ale nie tylko analiza wraku mogłaby nas przybliżyć do wyjaśnienia, co zadecydowało o ostatecznej katastrofie. Drugim podstawowym elementem, obok wraku, może zresztą najważniejszym, a nie przebadanym wiarygodnie, były ciała ofiar. Tutaj jednak śledztwo polskie mogło mieć pełny dostęp do zwłok. Z tych własnych oględzin zwłok jednak zrezygnowano, sugerując świadomości publicznej magiczną całkowicie zasadę, że na terenie suwerennej Rzeczypospolitej – trumien otwierać nie wolno. Nie objaśniono tylko, że to magiczne zaklęcie zostało nadane z Kremla. Ale wiarygodność wyjaśniania katastrofy - z pominięciem dwu najważniejszych dowodów rzeczowych - musiała w ostatecznym rachunku być wątpliwa. Bo do publicznej wiadomości podano tylko szereg mniej istotnych szczegółów. Hipotezy zamachu.Jeśli został dokonany na Siewiernym, to wszystko musiałoby być gorączkową wręcz improwizacją, wyśrubowaną w mijającym krótkim czasie. Czy jednak decyzja o zamachu – mogła być taką improwizacją, dokonaną w ostatniej fazie lotu Tupolewa? Czy zainteresowanym służbom i zamachowcom przekazano by decyzję dokonania improwizowanej akcji? Zauważmy, że w każdej improwizacji trudno przewidzieć jej dokładne skutki. Czy wtedy, choćby z dużym wykorzystaniem wcześniej przygotowanych elementów, zamachowcy nie musieliby się liczyć także z pojawieniem się faktów przypadkowych, czy nawet – demaskujących? Jednak ogromna część zwolenników hipotezy zamachu przyjmuje, że dokonano go na Siewiernym. Próbują więc analizować fakty i zdarzenia, także zaszłe już po rozbiciu się samolotu. Należy je badać, porównując to z przykładami innych katastrof lotniczych. Niektóre fakty zaobserwowane po tej „katastrofie” nie są łatwe do analizy. Zachodzi pytanie, czy te sytuacje trudne do interpretacji, mało wiarygodne w tej katastrofie – nie tłumaczyłyby się lepiej w perspektywie „innego miejsca” katastrofy (M2), przy jednoczesnej „maskirowce”, „inscenizacji” katastrofy na Siewiernym? A zapewne nie da się dobrze zbadać faktów „maskirowki”, wykluczając jej możliwość. ..CDN

2011-05-19 08:25:40
Rondo na wesołej

"Znawcy" rond przejedzcie sobie tam i z powrotem od Limanowej do Sącza ile "eksperci" macie rond ze znakami o których mówicie??? Jedno na wesołej które nawet nie jest rondem ... żenada Zapraszam na ronda do Sącza .. tam najszybciej wybiją wam z głowy innowacje..

2011-05-19 08:25:40
Rondo na wesołej

Eeeeee tam... docelowo rondo na wesołej będzie wyglądało tak :D bo ma pogodzić przeciwstawne nurty :) http://www.wiocha.pl/205084,Magiczne_rondo

2011-05-19 08:25:40
Rondo na wesołej

duszpasztet ...codzienne przejeżdżam przez conajmniej 8 rond (ty pewnie orle tyle mijasz w miesiącu.... więc mi synek nie pisz takich pierdoł...poproś pana z L-ki niech ci wytłumaczy jak krowie na łące co jak i gdzie..

2011-05-19 08:25:40
Rondo na wesołej

liliput ...nie no rozwaliłeś mnie ..... to jak to piszesz .... ten co wjeżdża na rondo ma pierwszeństwo??? A gdzieś ty takie cudo w Limanowej widział? Mam propozycje zrób tak centralnie przed TIR-em który jest już na rondzie .. będzie jednego "mądrego inaczej" mniej... :D:D:D

2011-05-19 08:25:40
,, Dlaczego musiało dojść do Katastrofy Smoleńskiej”

Poniższy tekst dedykuje wszystkim PO-matołom którzy zwłaszcza kilku szczególnie zasłużonym .... pokroju ptanoc..janko.. ect Przypuszczam że i tak jako że są wyprani z jakiekolwiek formy samodzielnego myślenia ...dalej nic do nich nie dotrze ...ale właśnie na takich "bystrych" inaczej żeruje P-artia O-prawców.. Link do artykułu: http://lubczasopismo.salon24.pl/jamajka/post/343144,wspomnien-czar-o-brzozie-slow-kilka MARTYNKA WSPOMNIEŃ CZAR: O BRZOZIE SŁÓW KILKA Wobec niedawno opublikowanych wyników badań profesora W. Biniendy , które stanowią coś na kształt przewrotu kopernikańskiego w sprawie smoleńskiej, powróciłam wspomnieniami do relacji tzw. świadków naocznych ze Smoleńska, którymi to relacjami bombardowano umysły Polaków przez wiele miesięcy, by legenda o beczce i brzozie zapadła głęboko w pamięć i była powtarzana niczym mantra. Ten eksperyment poniekąd się powiódł, chyba nie ma Polaka, który by nie widział smoleńskiej brzozy i nie słyszał o beczce, która miała przesądzić o równoczesnej śmierci wszystkich członków delegacji. Jednak wiele osób powątpiewało w taką możliwość, uznając brzozę za element kremlowskiej dezinformacji, którą, co najsmutniejsze, bez cienia krępacji i zażenowania podchwyciła Warszawa. Teraz dostarczono wątpiącym w oficjalną wersję potężną broń w postaci badań naukowych(http://kn.webex.com/kn/ldr.php?AT=pb&SP=MC&rID=95425862&rKey=be86630d930c8b14). Oczywiście są i będą tacy, dla których, parafrazując słowa „Romantyczności” Mickiewicza „Brzoza i beczka silniej mówić będąc, niż Biniendy szkiełko i oko”. Żałosne są te zabiegi z jednej strony zdyskredytowania warsztatu i osoby samego profesora, a z drugiej zmowy milczenia w mediach głównego nurtu. I w jednym i drugim przypadku obnażona została bezsilność podszyta wściekłością głosicieli i obrońców rosyjskiego kłamstwa. Wróćmy jednak do wspomnień … Przeszukując swoje archiwum smoleńskie natrafiłam na taką oto relację naocznego świadka zderzenia samolotu z brzozą: „Samolot leciał w linii równoległej do ziemi. Po zderzeniu z drzewem zaczął się obracać w prawo. Byłem bardzo blisko, na początku wyglądało, że leci normalnie, a potem uderzył w brzozę i przekręcił się . Byłem tuż przy tej brzozie. On włączył dopalacze wszystkich silników. Wyglądało jakby chciał ominąć tę brzozę. Przez to uderzenie było jeszcze silniejsze „ Jak widać ten „świadek”, który zgrzeszył przeciwko ósmemu przykazaniu, widział coś, co nie miało miejsca, albo cierpiał na jakieś zwidy, które są nieodłącznym elementem nadmiernego spożywania, albo to był taki spec świadek. Można zauważyć, że jego relacja kierowana była do szerokich mas społeczeństwa, gdyż poprzez analogię do zachowania samochodu, która u każdego powstaje automatycznie, także u ministra Millera, miała wzbudzić w odbiorcach przekonanie, że po zderzeniu z drzewem, przy tak dużej prędkości, mało kto żywy wychodzi. A po zderzeniu z TAKIM drzewem to już w ogóle. Tupolew okazał się być samolotem wybitnie akrobatycznym, który nie dość, że potrafił latać odwrócony, to jeszcze slalomem między drzewami. Ci radzieccy konstruktorzy, gdzie my, a gdzie oni, ech. A tu cytat z innej relacji, tak dla równowagiJ „Prawdopodobnie pilot zauważył tę brzozę, jak wyszedł z mgły. Po uderzeniu obróciło go. Podwozie było już wysunięte. Na początku leciał cicho, spokojnie. A kiedy zaczął zbliżać się do brzozy, włączył silniki tak, że mnie omal nie zdmuchnęło”. Pojawiały się też pseudonaukowe relacje tych, co to z metrem i ołówkiem, zamieniali się w smoleńskich Tarzanów i brzozie poświęcili wiele cennych publikacji. Mam tu na myśli pana Osieckiego, Latkowskiego i Białoszewskiego, których można bez wątpienia nazwać polskim badaczami brzozy. Nie można nie wspomnieć w tym miejscu o ojcu legendy o brzozie i beczce , fotoamatorze S. Amielinie, na którego zdjęciach, co jest niezwykłe, oparła swoje dochodzenie polska komisja. Amielin tak podsumował swoje badania: „Poszycie skrzydła zaczęło się rozpadać, brzoza zagłębiała się w nie, a ostre krawędzie niszczonej konstrukcji wgryzały się w drzewo z trzech stron – aż w końcu je połamały. Po drugiej stronie brzozy (przeciwnej niż ta, z której nadleciał samolot) widać charakterystyczne rozszczepienie w miejscu złamania, które świadczy o tym, że brzoza nie została do końca przecięta przez skrzydło. To skrzydło zostało całkowicie przecięte. Jego 4,5-metrowa końcówka oderwała się i upadła 100 m dalej, na kursie samolotu. A drzewo, bardzo poważnie uszkodzone, złamało się moment później pod własnym ciężarem” Polskie agresywne skrzydło wgryzło się w smoleńską brzózkę, by dokonać dzieła zniszczenia, to mieli ludzie zapamiętać przede wszystkim. Zupełnie nieistotne okazały się spore rozbieżności między ustaleniami Amielina a ustaleniami polskich ekspertów, którzy uznali, że: „Można przyjąć po uwzględnieniu zmiażdżonych fragmentów skrzydła w wyniku zderzenia z drzewem, że od konstrukcji oderwany został fragment o długości od 6,4 do 6,7 m” (Uwagi RP do projektu Raportu końcowego MAK z badania wypadku samolotu Tu-154M nr boczny 101, s. 55). 1,5 metra różnicy w pomiarach podobno tego samego elementu? No problemJ Ważne, że brzoza była i skrzydło się w nią wgryzło. Wszyscy zapewne pamiętają także żałosne próby uwiarygodnienia brzozy, poprzez umieszczanie elementów poszycia samolotu w pniu drzewa(http://www.rp.pl/artykul/459542,578518-Szczatki-Tu-154---skad-wziely-sie-w-brzozie.html). Oprócz tej pancernej brzozy, której hołd oddawali prezydenci Polski i Rosji, było też kilka innych „funkcyjnych brzózek”, które pełniły istotną rolę w narracji smoleńskiej. Mam tu na myśli ową brzózkę w kształcie krzyża, która rosła na miejscu znalezienia ciała Prezydenta Kaczyńskiego. Jak to przejmująco i dobitnie ujął pewien ksiądz: „ Przyroda przygotowała się na przyjęcie tych ofiar”. Można pokusić się o stwierdzenie, że nie tylko przyroda przygotowała się do 10 kwietnia. „Inni szatani” też tam byli czynni i było ich wielu. http://www.se.pl/wydarzenia/kraj/swiadkowie-smolenskiej-katastrofy-tupolew-lecial-t_157858.html http://www.se.pl/wydarzenia/kraj/wstrzasajace-zeznania-swiadkow-w-sprawie-katastrof_157720.html http://wiadomosci.onet.pl/raporty/katastrofa-smolenska/brzoza-w-ksztalcie-krzyza-rosnie-w-miejscu-smierci,1,4237587,wiadomosc.html http://www.rp.pl/artykul/459542,578518-Szczatki-Tu-154---skad-wziely-sie-w-brzozie.html http://www.fakt.pl/Komorowski-i-Miedwiediew-pod-brzoza-w-Smolensku,artykuly,100943,1.html http://niezalezna.pl/14997-dowod-ws-smolenska-zostal-spreparowany

2011-05-19 08:25:40
PREZES K. WYBORCZYM KŁAMCZUSZKIEM ?

gryf188 ..."A na koniec to strzel sobie baranka" ....oprócz baranów z PO którzy tu piszą chcesz jeszcze jakiegoś PO-dupka zareklamować.. sam sobie nadstawiaj policzek i co tam jeszcze masz..podobno PO to partia miłości (zwłaszcza miłości inaczej). Jesteś za cienki synek....cieniutki a z gryfa to ty masz chyba smród z pod ogona...

2011-05-19 08:25:40
,, Dlaczego musiało dojść do Katastrofy Smoleńskiej”

janko...czytać nie umiesz? taką szmatą się możesz podetrzeć albo swoją buźkę nakryć... efekt piorunujący zapewne zobaczysz..:P

2011-05-19 08:25:40
,, Dlaczego musiało dojść do Katastrofy Smoleńskiej”

janko zmień inhalator ... ten gumowiec który za niego służy za długo masz na głowie dlatego jesteś taki oczadziały. Podsyłasz linka z typowym śmierdzielem z Idishezaitung (G..na Wybiórczego) jest to stara typowa wrzuta która ma tyle wspólnego z prawdą (co zostało już wielokrotnie udowodnione!). Może dla takich wynalazków ja ty jest to jedyna wyrocznia ... zwłaszcza jak się ma zamiast mózgu tik taka ...od czytania takiego gówna. Normalni ludzie z wyborcza chodzą tylko do ubikacji jak im papieru zabraknie..:D:D

2011-05-19 08:25:40
PREZES K. WYBORCZYM KŁAMCZUSZKIEM ?

gryf188 ... ciesz się że nie nazwałem cie szczylem albo PO-pryszczem ... zasada jest prosta z chamami po .... tak jak z ruskimi ... do nich tylko knut dociera ale ty nawet nie wiesz co to jest.

2011-05-19 08:25:40
,, Dlaczego musiało dojść do Katastrofy Smoleńskiej”

.........cdn Co z kabiną pasażerską. Wyjaśni to Pan? - Kabina pasażerska przy znanych parametrach prędkości i przyspieszeń nie mogła się rozpaść na więcej, niż dwie lub trzy części. Znana energia kinetyczna płatowca nie wystarcza do rozerwania kadłuba na ogromną ilość części; nieznany fizyce byłby też proces, sposób takiej dezintegracji. Fakt, iż kadłub jest rozpryśnięty na dziesiątki tysięcy drobnych ułamków i większych części, w związku ze stwierdzeniem prokuratora Andrzeja Seremeta, że na pokładzie nie doszło do wybuchu konwencjonalnego, wskazuje na wybuch ładunku niekonwencjonalnego. Narzucającą się przyczyną tak destruktywnego rozpryśnięcia kadłuba jest eksplozja bomby termo-wolumetrycznej w czasie zatrzymywania się kadłuba (z dokładnością 2-4 sekund). Trochę jaśniej dla czytelnika Panie Profesorze - Z tej przyczyny uzasadnialiśmy konieczność ekshumacji już 2 maja (por. [dakowski.pl//index.php?option=com_content&task=view&id=1921&Itemid=100] ). W świetle tych argumentów odmowa żądanej przez krewnych ofiar ekshumacji, m.in. w celu badań spektrometrycznych jest matactwem i powinna być ścigana z urzędu. Można i należy tę hipotezę sprawdzić przy koniecznej, jak najszybszej ekshumacji ciał ofiar. Proponowana metoda: poszukiwanie przy pomocy spektrometrii mas związków metalo-organicznch i innych, charakterystycznych dla takich bomb czy ładunków. Są możliwe do zastosowania również inne z istniejących, bardzo czułe metody spektralne, ale ich nie znam z doświadczenia. Ujawnienie przez MAK z zapisów fonii z rejestratorów - pozycje i czasy znajdowania się samolotu pozwalają na szacunkowe wyliczenie średniej (wg. MAK) prędkości na danym odcinku lotu. Absurdalne przykłady skaczącej prędkości od. 57 km/h do 157 km/h. Ponieważ jest to sprzeczne z możliwą fizyką lotu (vmin = ok. 280 km/h), wskazuje jednoznacznie na oszustwa czy pomyłki w odczycie danych przez komisję MAK. Najistotniejsze do analizy są dane cyfrowe zapisów przyrządów płatowca, niestety niedostępne. Cięcie kadłuba, hydrauliki i kabli oraz wybijanie okien w kabinie wraku w dzień czy dwa po katastrofie świadczy o pośpiesznym niszczeniu dowodów przebiegu zdarzeń przez oficjalne przecież ekipy rosyjskie. Pozostawienie przez załogę płatowca (wg MAK), maszyny na auto-pilocie do 5.4 sek. przed pierwszym zderzeniem jednoznacznie wskazuje na meaconing, czyli celowe przesłanie opóźnionego i wzmocnionego sygnału z satelitów (dla GPS), które zmyliło co do wysokości i położenia przyrządy (komputer pokładowy), a w wyniku tego również załogę samolotu. W czasie katastrofy (niezależnie od trwających ciągle przekłamań strony rosyjskiej co do momentu niepewności rzędu 20 minut!) nad horyzontem lotniska Siewiernyj było 7-8 satelitów GPS; analiza parametrów przekazywanych przez nie do komputerów pokładowych tutki musi wskazać na przyczynę anomalii trajektorii lotu. Zapewne dlatego strona posiadająca czarne skrzynki stara się nie wypuścić ich z rąk. W związku z tym: Pytanie zasadnicze nadal jest tylko jedno: dlaczego maszyna na autopilocie, z systemem nawigacji tej klasy znajdowała się - zanim do czegokolwiek doszło - 70 do 100 metrów poniżej prawidłowej wysokości.([lotnik- ekspert od katastrof skomentował: Innych pytań już nie trzeba do udowodnienia zbrodni, jakkolwiek te pytania nie byłyby słuszne)]. - Kilkakrotne powtórzenie przez kontrolerów z wieży kontrolnej lotniska Siewiernyj, iż samolot jest na ścieżce i na kursie wskazuje na świadomy udział tych osób, może podszywających się pod kontrolerów, w utrzymywaniu załogi i szczególnie pilota na błędniej, katastrofalnej trajektorii. Takie pozorne przesunięcie płatowca i jego skutki możliwe są jedynie przy równoczesnym zaistnieniu trzech czynników: nagła mgła, meaconing oraz zapewnienie ze strony załogi wieży kontrolnej, że samolot jest na kursie i na ścieżce. Dynamika wystąpienia nad lotniskiem Siewiernyj gęstej mgły znana jest posiadaczom zdjęć i filmów satelitarnych wykonanych przez CIA, armię USA oraz NATO. Techniczne sposoby na wygenerowanie takiej mgły oraz ich zastosowanie praktyczne znane są co najmniej od kilkunastu lat. Konieczne jest sprawdzenie, czy prawdą jest, iż rząd polski, jak mówił oficjalnie jego rzecznik, otrzymał te zdjęcia i filmy. Jeśli nie konieczne jest wdrożenie śledztwa, czemu nie otrzymał i czemu rzecznik kłamał. Jeśli TAK, czemu nie przekazał tych dokumentów do prokuratury wojskowej zajmującej się śledztwem w sprawie katastrofy. Inną z prób zwrócenia uwagi prokuratury na prawa zachowania skopiowałem i przypomniałem na [dakowski.pl//index.php?option=com_content&task=view&id=2500&Itemid=100] Dziękuję za wyjaśnienia i kolejną rozmowę. Rozmowę przeprowadziła Beata Traciak Tekst zredagowany przez: Magda Głowala-Habel Za: Interia360 (2011-09-08) (" Rozmowa z prof. Dakowskim o katastrofie smoleńskiej") [http://www.bibula.com/?p=43448]

2011-05-19 08:25:40
,, Dlaczego musiało dojść do Katastrofy Smoleńskiej”

.......... Nie należy ekstrapolować tak prostego modelu zbyt daleko. Jednak dla uświadomienia sobie roli pędu można wspomnieć, iż dla roweru o masie 100 kg (80 kg kolarz, 20 kg stary rower) i prędkości 20 km/h, pęd jest równy pr = 0.02 p (50 razy mniej, niż samochodu). Średnica modelowego drzewka wynosiłaby więc ok. 3 mm, by kolarz odczuł wstrząs zbliżony do rozważanych powyżej. Ze względu na wielki i znany pęd układu, odchylenia (szarpnięcia) mają wielkości wyliczalne, ale niewielkie w porównaniu z wartością średnią. (Łatwe jest przeliczenie pędów i przyspieszeń dla każdej zadanej, a innej od założonej powyżej masy i prędkości). Na początku linii zniszczeń podobno wywołanych przez katastrofę Tu-154M nie ma nigdzie krateru, który musiałby powstać przy nagłym wbiciu się płatowca w grunt. Tylko wtedy cała energia kinetyczna zostałaby zamieniona na energię kruszenia powłoki. Także w tym wypadku droga hamowania poszczególnych części samolotu czy pasażerów wynosiłaby ok. 10 metrów, lub trochę poniżej tej wartości. Tylko wtedy można ocenić przeciążenia na znajdujące się w granicach 40 -100 g, czyli śmiertelne. Ale takie uderzenie nie mogłoby spowodować rozerwania kadłuba na tysiące części. Bardzo naukowo, ale proszę o dalsze wyjaśnienia W Niemczech przy ocenie wypadków samochodowych uznaje się, że dopuszczalne dla zdrowia pasażerów jest wystąpienie przyspieszeń do 6 g. Przy tych obciążeniach ciała mogą wystąpić krwawienia z nosa, może sińce. Powyżej 8 g są uszkodzenia mięśni od nacisku pasów bezpieczeństwa, a można się obawiać nawet złamania kości. Przy 10 g (trwające mniej niż 1 sek) możliwe są omdlenia. Dopiero wartość ponad 14 g może prowadzić do śmierci lub ciężkich obrażeń. Dotyczy to zwykłych pasażerów, a nie osób specjalnie trenowanych (piloci, kierowcy wyścigowi). Ścinanie przeszkód drewnianych przez ostrą i giętką konstrukcję skrzydła przypomina ścinanie badyli ostrą szablą, a nie uderzanie tępym narzędziem w drewno. Ten efekt można również wymodelować liczbowo. Mam nadzieje, że prokuratura wojskowa to zrobiła. Zmniejsza on znacznie kolejne zmiany pędu układu. Jakie ma Pan inne uwagi? - Powtarzam: Ponieważ ze 100% pewnością (zdjęcia) nie było na Siewiernym krateru świadczącego o wbiciu się płatowca w ziemię, wykluczone są przyspieszenia rzędu 40-100 g, o których czytaliśmy w sprawozdaniach z prac komisji MAK. W każdym razie nie są dostępne argumenty za wystąpieniem takich przyspieszeń, o których mówili i zapewniali eksperci śledztwa. Wiele ciał i twarzy ofiar katastrofy widzieli ich bliscy, m.inn. i głównie twarz śp. Lecha Kaczyńskiego. W tym wypadku jest też dostępny dokument - protokół sekcji zwłok. Nikt nie sygnalizował zaobserwowania typowych obrażeń nieuniknionych przy przeciążeniach rzędu 40 do 100 g. Ten fakt zadaje kłam twierdzeniom rosyjskim (potwierdzanym m.inn. przez B. Klicha) o wystąpieniu tak wielkich przeciążeń. Jakie z tego wnioski? - Na zdjęciach z pierwszych chwil po katastrofie widoczny jest kokpit (kabina pilotów). Na zebranych przez firmę MAK i ułożonym na płycie lotniska samolocie kabiny nie ma. Wniosek: została wywieziona (Mi-26 ?), a potem zapewne opróżniona z aparatury pomiarowej rejestrującej techniczne warunki lotu (czyli dowodów przyczyn i przebiegu katastrofy) i później wysadzona w wybuchu. ....cdn

2011-05-19 08:25:40
,, Dlaczego musiało dojść do Katastrofy Smoleńskiej”

Prawa zachowania fizyki a oficjalna dezinformacja - rozmowa z prof. Dakowskim o katastrofie smoleńskiej Prawa zachowania fizyki a oficjalna dezinformacja. Pytanie zasadnicze jest tylko jedno: dlaczego maszyna na autopilocie, z systemem nawigacji tej klasy znajdowała się - zanim do czegokolwiek do czegokolwiek doszło - 70 do 100 metrów poniżej prawidłowej wysokości. I z boku. Jaka jest Pana opinia profesorze? - W sytuacji, gdy szczegółowa wiedza o parametrach końca lotu Tu-154M jest zarezerwowana wyłącznie dla strony rosyjskiej, wszystkie rejestratory tych danych są zagarnięte przez stronę podejrzaną, nawet oryginał tzw. "trzeciej skrzynki" został im przekazany, nam pozostaje potężna broń - korzystanie z niezmiennych i niedających się zafałszować praw logiki oraz praw natury, czyli "praw zachowania" fizyki. Nie wystarczą one do zrozumienia, co się tam stało. Pozwalają jednak wykluczyć wersje antyfizyczne, antylogiczne. Oto jedna z prób ich wykorzystania. Poniższe porównania napisaliśmy, by uzmysłowić pewne podstawowe prawidłowości osobom zajmującym się na co dzień socjologią, polityką czy historią. Są to oczywiście jedynie obrazy. Uwzględniam tu spostrzeżenia licznej rzeszy analityków, tzw. blogerów, którzy formułują je od przełomu kwietnia/maja, ale nie przesyłają swych wyliczeń i argumentów jak należy, do prokuratury wojskowej badającej katastrofę. Może Pan to wyjaśnić? - Tam, gdzie analiza procesów jest trudna z powodu małej ilości danych, np. ukrywanych przez naturę, osiągnięcia poznawcze opierają się przede wszystkim na uwzględnianiu podstawowych praw zachowania. Dotyczy to tak np. zderzeń ciężkich jąder (a więc struktur w rzeczywistości bardzo skomplikowanych), jak i - na drugim końcu w skali wielkości - oddziaływań czarnych dziur czy zderzeń galaktyk. Może więc i pośrodku skali czegoś się tym sposobem, dowiemy. Przy zderzeniu z pierwszą brzozą samolot leciał lotem bez znacznych przechyłów na skrzydło. Jeśli zawadził o brzozę skrzydłem, to po pierwsze siły skręcające, powodujące powstanie ew. momentu obrotowego, były jedynie w płaszczyźnie poziomej, bez składowej pionowej. Ze względu na efekt cięcia opisany niżej, pod koniec cz. II, generowany moment pędu był (dla samolotu) niewielki. Po drugie urwanie końcówki skrzydła nie zmienia ani pędu samolotu, ani (w sposób znaczący) siły nośnej (o tym napiszę osobno) uszkodzonego skrzydła. Hipotetyczne uszkodzenie lotek w ten sposób, by samolot uzyskał skrajnie różną siłę nośną skrzydeł, nie jest możliwe przy uderzeniu blisko końca skrzydła. Gdyby jednak nastąpiło takie (zupełnie nieprawdopodobne) uszkodzenie, to przechylenie (obrót kadłuba), przy wysokości przemieszczania się kadłuba około paru metrów nad gruntem, ze względu na wielki pęd układu, a brak składowej pionowej, spowodowałoby zrywanie dalszej części skrzydła, a nie obracanie się płatowca wokół osi podłużnej. Ostatecznym dowodem na niewykonanie pół-beczki przez Tu-154M są zdjęcia kół i podwozia. Te elementy są ubłocone ze wszystkich stron, a nie ew. z jednego boku (to ostatnie sugerowałoby ślizganie się kadłuba przez jakiś czas na boku). Jak to wygląda z punku widzenia kinetyki i dynamiki? Jest Pan osobą, która może to wyjaśnić. Mogę prosić o Pana punk widzenia? - Z punktu widzenia kinetyki i dynamiki ruchu samolot Tu-154M można w pierwszym przybliżeniu, przy wyobrażaniu sobie ew. przyśpieszeń w ruchu postępowym, rozpatrywać jako bardzo mocną rurę z duralu z podłużnymi i poprzecznymi żebrami wzmacniającymi. W Smoleńsku Tu-154M nie uderzył w ziemię dziobem całości swej konstrukcji (nie ma krateru). Jego ślizganie się po lasku czy zagajniku zostawiło ślad, którego długość można ocenić na 1000 do 100 m. (bierzemy pod uwagę większe uszkodzenia lasku). Analiza udostępnionych zdjęć z terenu katastrofy prowadzi do wniosku, że samolot tracił prędkość uderzając o kolejne drzewa i ślizgając się po podmokłym gruncie. Niewidoczne jednak były większe uszkodzenia gleby w postaci bruzd. Osoby w tak spowalnianym obiekcie, jeśli są zapięte w pasy bezpieczeństwa, odczują ścinanie kolejnych drzew, czy grzęźnięcie kół i podwozia w bagienku, jako serię kolejnych szarpnięć charakteryzujących się chwilowymi przyspieszeniami (trwającymi ułamki sekundy) rzędu 2-3 g, ale nie więcej. Dla uzmysłowienia skutków kolejnych zderzeń z drzewami przesuwającej się rury może być przydatne następujące porównanie: porównamy pęd samochodu z pędem lądującego samolotu. Dla poglądowości rachunków załóżmy, że samochód ma masę (m) jednej tony i prędkość (v) 100 km/h. Unormujmy jego pęd (p=m*v) do jedynki; jego energie kinetyczną też do jedynki (E=mv2/2). Dla uproszczenia obliczeń modelowych przyjmujemy masę układu (lądującego samolotu) równą 80 ton. Na tę liczbę składa się: masa samolotu [56 ton], z resztą paliwa [ok. 13 ton], pasażerami [8 ton] i bagażami [3 t]. Przyjmujemy prędkość układu v =300 km/h. Pęd takiego układu P jest więc 240 razy większy od pędu modelowego samochodu, a jego energia Ek jest 720 razy większa. Jest rozsądnym założenie (w pierwszym przybliżeniu), że opór stawiany na początku przyziemiania przez napotkane przeszkody (drzewa) jest związany liniowo z powierzchnią przekroju pnia. W tym przybliżeniu zakładamy brak wpływu gatunku drzewa, np. same brzozy. Zmiana pędu obiektu przy cięciu takiego drzewa jest więc proporcjonalna do kwadratu średnicy (d=2*r, gdzie r to promień). Przyjmując, że pierwsza brzoza, z którą zetknął się Tu 154 (i którą częściowo ściął końcem skrzydła) miała średnicę 2*R = 30 cm (tak wynika ze zdjęć), możemy porównać skutki takiego uderzenia ze skutkami (dla pasażerów) uderzenia modelowego samochodu o drzewko o średnicy r: r2 = R2*p/P, czyli: 225/240 = ok. 1. d = 2*r = 2 cm Byłoby to więc szarpnięcie powodujące przyspieszenie a podobne do tego, jakie odczuwa się przy zderzeniu samochodu z drzewkiem o średnicy 2 cm. Należy uzmysłowić czytelnikowi, że ew. zderzenie tego modelowego samochodu z drzewem o średnicy 30 cm. doprowadzi do drogi hamowania pasażera ok. 1 metra, zupełnej utraty pędu i prędkości, czyli do przyspieszenia a = (36 m/s)2/2*1m /9.81 = 66 g cdn..........

2011-05-19 08:25:40
Twój news: przyślij do nas zdjęcia lub film na [email protected]