antyTusk
Wpisy na forum: 161
wasz PO-poziom to poziom dołu kloacznego.... jak ktoś z niego czerpie to jego pachnący problem gryf188 ... więc synku ...jak z tego poziomu się odwołujesz to nie dziw się że masz taki odzew od fanów Jarka ... nawet jak bym chciał ci coś wzniosłego napisać to i tak to utonie w pachnącej atmosferze waszego dołka :D
gryf188 ...synek ja tylko dostosowałem się do "poziomu" fanów Donka .. jak ktoś się granatem bawi w PO-wygódce to może się spodziewać że czysty nie wyjdzie..
Ty jednak debil jesteś.... idealny wyborca PO...i jednak debil bo tylko tacy mogą wierzyć w to że była to katastrofa... jedyna katastrofa jaka Polskę nawiedziła to PO a z nią powodzie..huragany...i inne PO-UFA :D
ptanoc "nasz rząd" chyba twój ... dalej bredzisz a wracając do tematu widzą że już nie twierdzisz że to była katastrofa...kiedy na oczka przejrzałeś?
ptanoc .... znowu ćpasz??? złote rybki??? oddychaj ten gumowiec na twojej głowie to tylko GW Michnika ..jak go ściągniesz to omamy miną :D:D
SMOLEŃSKIE ZAGADKI: HISTORIA PEWNEJ RADIOSTACJI Prokurator Jim Garrison, który prowadził śledztwo w sprawie zabójstwa prezydenta Kennedy’ego powiedział, że brak odpowiedniej ochrony i lekceważenie bezpieczeństwa prezydenta są wystarczającymi dowodami na to, że miał miejsce spisek obejmujący szerokie struktury państwowe. Wydaje się, że możemy te słowa z powodzeniem zastosować w odniesieniu do zagadkowej śmierci Prezydenta Polski. Brak odpowiedniej ochrony, zlekceważenie wszystkich możliwych zasad bezpieczeństwa, złamanie ustawy o lotach VIP-ów, zlekceważenie przez polskie służby alarmu terrorystycznego z 9 kwietnia, wreszcie brak rekonesansu pod kątem bezpieczeństwa lotniska, na którym miał lądować Prezydent wraz z całym sztabem WP, to tylko kilka przesłanek do tego, aby zgodnie ze słowami Jima Garrisona, uznać, że mieliśmy do czynienia ze spiskiem. Do tego dochodzą przedziwne wprost zbiegi okoliczności, które jak wiemy dzięki F.D Roosevelt’owi, w polityce nie istnieją. Co jest takim przedziwnym zbiegiem okoliczności?? Choćby to, że nie ma dokumentacji filmowej, fotograficznej, czy z monitoringu z chwili odlotu polskiej delegacji w dniu 10 kwietnia, stąd też były poważne problemy z ustaleniem dokładnej godziny odlotu (6.50;7.27;7.23;7.21;7.53; ostatecznie ustalono na podstawie zegara na filmie S. Wiśniewskiego), brak dokumentacji fotograficznej z przylotu nad Siewierny, a jedyne urządzenie, które mogło ten fakt udokumentować – nagranie z radaru – uległo zniszczeniu, czy też w ogóle nie zarejestrowało tego wydarzenia, pech, awaria po prostu. Podczas lotu, jak wiemy z ujawnionych rozmów COP, a także z raportu Millera, był utrudniony, czy wręcz niemożliwy kontakt z pokładem Tupolewa po przekroczeniu granicy białorusko-rosyjskiej. Oficerowie z Okęcia nie mogli skontaktować się z załogą, by ją poinformować o pogarszających się warunkach pogodowych. Na tym jednak nie koniec niespodzianek związanych z lotem i tragicznych finałem owego lotu. Każdy, kto zagłębił się w lekturę raportu Millera, doszedł zapewne do strony 51, gdzie możemy przeczytać taką oto informację: „Samolot Tu-154M był wyposażony w następujący sprzęt łączności radiowej: […] 5)stacjonarną radiostację awaryjno-ratunkową(zabudowanąna stałe w samolocie) АRМ-406P; 6) przenośną radiostację awaryjno-ratunkową АRМ-406АС1. […] Uruchomienie radiostacji awaryjno-ratunkowych nie zostało zarejestrowane”. Czym są owe radiostacje? Otóż są to urządzenia działające w ramach międzynarodowego systemu satelitarnego ratownictwa lądowego, powietrznego i morskiego COSPAS-SARSAT. W wypadku awarii lub katastrofy radiostacja , uruchamiana automatycznie (dla samolotów wykorzystywana jest siła grawitacji, dla statków kontakt z wodą), wysyła sygnał do satelity, przekazywany następnie do naziemnych stacji odbiorczych, skąd kierowany jest do centrów kontrolnych, które z kolei zawiadamiają najbliżej położone ośrodki zdolne do dotarcia na miejsce katastrofy i udzielenia niezbędnej pomocy. System umożliwia lokalizację obiektu z dokładnością do 20 km, przy wykorzystaniu starszej aparatury pracującej na częstotliwości 121,5 MHz, oraz z dokładnością do 3 km w wypadku urządzeń pracujących na częstotliwości 406 MHz. Radiostacje ratunkowe są niezbędnym elementem, mającym istotny wpływ na możliwość przeżycia pasażerów statku powietrznego lub morskiego, który uległ katastrofie, gdyż dzięki sygnałowi wysyłanemu do pobliskich ośrodków możliwa jest błyskawiczna lokalizacja rozbitków i natychmiastowa pomoc medyczna. Dlaczego w TU 154 M ów system ratunkowy nie zadziałał?? W raporcie Millera możemy przeczytać w przypisie 35 na stronie 51 następującą informację: „Zabudowana radiostacja awaryjno-ratownicza była wyłączona z powodu zakłóceń, jakie wprowadzała do pracy innych urządzeń pokładowych. Decyzję taką podjął Szef Sekcji Techniki Lotniczej 36 splt”. Gdyby nie fakt, że sprawa jest arcypoważna, niejeden z nas wybuchnąłby śmiechem. Dlaczego?? Po pierwsze dlatego, że nie wysyła się ludzi łodzią bez kamizelek ratunkowych, a samolotu z najważniejszymi osobami w państwie, bez sprawnej radiostacji ratunkowej, nawet z Krakowa do Warszawy!! Nie wolno, tego zakazuje logika, o ustawach nie wspomnę. Po drugie: wysyłając tych ludzi niesprawnym samolotem, z wyłączonym systemem ratunkowym, nie wmawia się post factum, że samolot był sprawny. Samolot z wyłączonymi radiostacjami był niesprawny, nie miał prawa wylecieć. Komisja Millera ośmiela się twierdzić na dodatek, że samolot nie tylko był sprawny, ale wyłączenie owej radiostacji nie miało wpływu na akcję ratunkową. Komisja mówi to z pełną powagą, mając świadomość, ze pierwsza karetka przyjechała 17 minut po zaistnieniu zdarzenia! Chyba, że…. Radiostacja była sprawna? Tylko dlaczego nie wysłała automatycznego sygnału? Oto jest zagadka, albo kolejny zbieg okoliczności. link do artykułu: http://martynka78.salon24.pl/338991,smolenskie-zagadki-historia-pewnej-radiostacji
TAJEMNICA SALONKI NR 3 Lektura dokumentu, zwanego raportem Millera przynosi wiele zaskakujących informacji oraz zagadek. Jedną z nich jest sprawa zniknięcia, a raczej nie odnalezienia rejestratora eksploatacyjnego K3-63, który zapisywał czas, wysokość barometryczną, prędkość oraz przeciążenia pionowe. Jest to o tyle interesujące, że ów rejestrator, w porównaniu z pozostałymi, był pokaźnych rozmiarów, o czym można się przekonać oglądając zdjęcia na stronie 62 wspomnianego dokumentu. Kto wie, może wessały go smoleńskie błota, jak ponoć miały wessać swego czasu kokpit, który jednak miał odnaleźć w jakimś super tajnym hangarze, a po którym de facto ślad wszelki zaginął. Kolejną nie mniej intrygującą sprawą, która nie daje mi spokoju, jest jednodniowa, ekspresowa i w dodatku nielegalna przebudowa salonki numer 3 w samolocie TU 154 M, wykonana na dzień przed wylotem delegacji z D. Tuskiem i na trzy dni przed wylotem delegacji z Prezydentem na czele. Jak głosi ludowe przysłowie „co nagle to po diable” i w tym wypadku najwyraźniej czort maczał swe paluchy. Otóż, jak można przeczytać na stronie pierwszej, załącznika trzeciego do raportu MakMillera: „W dniu 06.04.2010 r. na polecenie Szefa Techniki Lotniczej 36 splt nakazanozmianękonfiguracji wnętrza samolotu z 90 na 100 miejsc dla pasażerów (rys. 1). Zmiana ta dotyczyła trzeciego salonu”. Na dowód dokonanej zmiany, zamieszczono skan jednej strony z „Książki obsługi statku powietrznego Tu 154 M nr 101 (90A837)”gdzie widnieje niewyraźny opis wydarzenia, które miało mieć miejsce 06.04.2010 roku. Zapis, jak łatwo zauważyć, wyraźnie różni się od pozostałych, jednak nie mnie przesądzać o jego wiarygodności. Zastanawia mnie w tej całej, jakże dziwnej sprawie kilka kwestii. Przede wszystkim, czy to możliwe, czy jest taki zwyczaj, praktyka, czy zdarzyło się to kiedykolwiek i gdziekolwiek wcześniej, aby samowolnie, na dzień, czy trzy dni przed wylotem ważnej delegacji państwowej dokonywać tak istotnych zmian w wyposażeniu VIP-owskiego samolotu? To nie jest przecież problem dostawienia 5 krzeseł w rzędzie, które mogą mieć od biedy inny kolor, czy materiał, ale zerwanie w salonce dla VIP wewnętrznego poszycia, wyrwanie zamontowanych foteli, stolików, zamontowanie nowych, posprzątanie, uporządkowanie. Mało tego, aby dokonać tak gruntownej zmiany należy uprzednio zaprojektować nowe pomieszczenie, zamówić odpowiednie fotele, o takim samym kolorze, co pozostałe, wykonane z takiego samego materiału, posiadające wymagane certyfikaty itp. Itd. Czy komisja MakMillera posiada odpowiednie dokumenty, które by poświadczały złożone zamówienie na fotele do samolotu Tu 154 M? Kto i kiedy rozpisał przetarg, wybrał firmę, czy dokonał zakupu niezbędnego wyposażenia salonki numer 3? Kto dokonał przeprojektowania salonki nr 3? Zakup foteli do państwowego samolotu to nie wyprawa do sklepu meblowego po dowolny fotel. Skan karty z książki obsługi oraz lakoniczna informacja, że zmiany dokonano samowolnie , nie jest żadną informacją, dowodem, a jedynie wzbudza podejrzenia, co do celowości zamieszczenia takiej informacji w raporcie komisji państwowej. Jaki mógł być cel zamieszczenia informacji o samowolce 36 splt, która to samowolka, jak sama komisja podkreśla, nie miała wpływu na przebieg katastrofy? Od jakiegoś czasu, a konkretnie od czasu skrupulatnych blogerskich analiz stenogramów rozmów z kokpitu, jak i rozmów z wieży smoleńskiej, pojawia się kwestia drugiego samolotu z delegacją, którym mieliby lecieć wyłącznie wojskowi z generałem Błasikiem na czele. Potwierdzeniem tej hipotezy mogą być także upublicznione kilka miesięcy temu przez Polsat News stenogramy rozmów z COP w Warszawie, z 10 kwietnia, w których przewija się wątek Jaka 40, którym miał lecieć generał Błasik wraz z pozostałymi wojskowymi. O drugim samolocie mówili oficerowie nadzorujący loty samolotów wojskowych w dniu wylotu delegacji. Można więc uznać, że byli najbardziej na bieżąco, jeśli chodzi o skład oraz ilość samolotów wylatujących rankiem 10 kwietnia z Okęcia. W tym miejscu należy dodać, co dodaje kolorytu całej sprawie, że cała generalicja udająca się do Katynia została usadowiona właśnie w owym przerobionym na gwałt saloniku nr 3 samolotu Tu 154 M. Gdyby nie modyfikacja salonki nr 3, dla generałów zabrakłoby miejsca w części VIP – owskiej. Czy tu tkwi tajemnica salonki nr 3? Link do strony: http://martynka78.salon24.pl/329332,tajemnica-salonki-nr-3
..coś o ruskim przydupasie... HYPKI W NATARCIU Od pierwszych chwil po tragedii 10 kwietnia w mediach zaroiło się od różnej maści ekspertów, którzy kolportowali kremlowską wersję wydarzeń. Bez cienia żenady, w momencie kiedy jeszcze nic nie było wiadome, ferowali wyroki na nieżyjących pilotów , generała Błasika oraz Prezydenta. Jednocześnie kategorycznie i z uporem maniaka odsuwali wszelkie odium winy od Rosjan, odsądzając od czci i wiary wszystkich, którzy choćby półgębkiem wspominali o możliwości zamachu. Jedną z takich osób był niejaki Tomasz Hypki, mieniący się ekspertem od katastrof lotniczych i jak się okazało też psychologii. Od samego początku wzbudzał we mnie mieszane uczucia, a swoim maniakalnym uporem, z jakim uderzał w polskich oficerów ogromną podejrzliwość o jego intencje i zamiary. Przez kilkanaście miesięcy byliśmy świadkami nieprawdopodobnej wręcz kampanii oszczerstw, niszczenia wizerunku polskiego wojska, opluwania oficerów i lżenia Prezydenta RP. Kłamstwa wylewały się niczym fekalia z szamba. Media głównego nurtu, politycy i tzw. eksperci urządzali sobie balangi na trumnach polskich lotników, podrygując w rytm kazaczoka. Wreszcie nadszedł dla rodzimych czekistofilów upragniony dzień 12 stycznia 2011 roku. Wtedy to ich wysiłki zostały nagrodzone gromkimi brawami prosto z Moskwy, a ich ego, jako ekspertów mocno podpompowane. Sam Hypki został nawet zaproszony do Moskwy na tą okoliczność, jako zapewne wybitnie zasłużony dla sprawy. Generał Anodina potwierdziła prorocze wizje tzw polskich ekspertów, a nawet dorzuciła coś ekstra od siebie, taki bonusik: alkohol we krwi szefa Sił Powietrznych. Do dnia dzisiejszego pan Hypki trzyma rękę na pulsie w kraju nad Wisłą i gani wszystkich odstępców od wiary MAKowej. W dzisiejszym wywiadzie dla jednego z portali internetowych rzeczony ekspert dał popis swojej niechęci do polskiego munduru, polskich oficerów oraz pokazał, która „ koszula bliższa ciału”. Cały wywiad to jeden wielki atak na generała Błasika, polskich pilotów i polskiego Prezydenta. Hypki odniósł się do raportu komisji Millera oraz zapowiadanej publikacji stenogramów z rozmów w kokpicie. „ Twierdzenie, że obecność dowódcy tak wysokiego szczebla przy młodych pilotach nie wywiera presji na ich działania przeczy zdrowemu rozsądkowi i elementarnej logice. Każdy z własnego doświadczenia wie, że gdy szef stoi nad głową, to trudno powiedzieć, że na nas to nie oddziałuje”. Hypki podnosi też kwestię nacisków ze strony Prezydenta RP: „ Gen. Błasik miał tam (Norfolk w USA – przyp. Martynka) otrzymać bardzo intratne stanowisko, po ostrej walce z dwoma innymi generałami, dzięki poparciu Lecha Kaczyńskiego. Bardzo mu na nim zależało, co musiało mieć wpływ na jego zachowanie wobec Pierwszego Pasażera”. Brak w moim słowniku słów, które pozwoliłyby wystarczająco dobitnie odpowiedzieć temu panu na jego podłe insynuacje wobec zmarłych. Takich ludzi nie powstydziliby się najwięksi budowniczowie Kraju Rad nad Wisłą. Na tym jednak nie koniec. Hypki powiada, że błedem było pomięcie w raporcie Millera kwestii obecności alkoholu we krwi generała Błasika: „Wybielanie gen. Błasika to nieporozumienie. Był dowódcą Sił Powietrznych przez kilka lat i jest odpowiedzialny za opisany w raporcie nieprawdopodobny bałagan, który doprowadził do katastrofy smoleńskiej”. Tak więc mamy winnego katastrofy smoleńskiej: generała Błasika. Widać nienawiść do szefa polskich Sił Powietrznych jest cechą wspólną pana Hypkiego i jego przyjaciół zza Buga, którzy zdarli orzełka z czapki generalskiej i zbezcześcili jego mundur. Według Hypkiego piloci konsekwentnie i z uporem godnym kamikadze lądowali, a twierdzenie, ze wcisnęli „uchod” lub wydali komendę odejścia jest nieuzasadnione: „[…]to, co pada w nagraniu, równie dobrze mogło być pytaniem do gen. Błasika: "Odchodzimy?". - Skoro była to komenda, dlaczego piloci od razu nie podjęli koniecznych działań? Gdyby przerwali lądowanie wyłączyliby autopilota i zareagowali, gdyby nie zadziałał. Tymczasem oni nadal delikatnie sterowali samolotem, wyrównywali lot, by przyziemić po zobaczeniu upragnionego pasa. Słowa mjr. Protasiuka były tak słabo słyszalne, że w rosyjskim raporcie w ogóle ich nie ma. To daje do myślenia. Można podejrzewać, że pilot był odwrócony od swojego mikrofonu, bo mówił do stojącego za nim dowódcy”. Hypki ma również wątpliwości, czy stenogramy, których ujawnienie planuje jutro komisja Millera będą odpowiednio przygotowane, tak jak to uczynili towarzysze z Moskwy: „Dobrze, że zostaną ujawnione w całości, ale komisja swoimi wnioskami i sposobem przedstawienia wyników pracy, mocno nadszarpnęła swoją wiarygodność, więc rzetelność stenogramów również może być dyskusyjna. Wypowiedzi załogi mogą być różnie interpretowane, dlatego ważne, żeby zostało zaznaczone, czy pada pytanie czy stwierdzenie, albo, że tego nie wiadomo na pewno ze względu na jakość zapisu”. Towarzyszu Dzierżyński, towarzyszu Bermanie, towarzyszu Bierucie - patrzcie i bądźcie dumni. Naharowaliście się, ale nie był to trud nadaremny. W Polszy bez zmian. http://wiadomosci.wp.pl/kat,1342,title,Tajemnica-naciskow-na-zaloge-Tu-154-wkrotce-poznamy-prawde,wid,13750573,komentarz.html
SMOLEŃSKIE ZAGADKI 2: KOGO WIDZIAŁ S. WIŚNIEWSKI? Postanowiłam kontynuować cykl „Smoleńskie zagadki”, gdyż tych zagadek, nawet już po opublikowaniu raportu Komisji Millera, jest co niemiara. W przypadku katastrof lotniczych, czy jakichkolwiek innych, raport powołanej na tą okoliczność komisji,kończy pewien etap domysłów, hipotez oraz pytań. W przypadku raportu Millera sprawa ma się zupełnie odwrotnie: w miarę publikowania nowych materiałów pytań przybywa. Jak bowiem wytłumaczyć choćby taki fakt, że według opublikowanych stenogramów o godzinie 8.13 na pytanie stewardessy „za ile wylądujemy” kapitan statku odpowiada za 18 minut, po czym samolot gubi się w czasoprzestrzeni i pojawia się nad Siewiernym 28 minut później?? Takich pytań jednak nie zadała sobie komisja Millera, bo i po co. Kierując się zasadą „jak walnęło to urwało”, którą to wprowadził do słownika pojęć z zakresu badania katastrof lotniczych Edmund Klich, komisja uznała, że skoro samolot się rozbił, to była katastrofa , causa finita. Jednym z ciekawszych znaków zapytania, które nasuwają się po lekturze załączników, a które już krąży w przestrzeni publicznej przynajmniej od czasu przesłuchania S. Wiśniewskiego przez Zespół Parlamentarny, jest pytanie: kogo widział Sławomir Wiśniewski na miejscu katastrofy w czasie kręcenia swojego filmu ? W Załączniku nr 5 „ZABEZPIECZENIE WYSOKOŚCIOWO-RATOWNICZE I RATOWNICTWO LOTNICZE”, na stronie trzeciej można przeczytać: „Z informacji uzyskanych przez Komisję wynika, że pierwszy zespołu strażacki przybył dopiero po 14 min po zaistnieniu”. (pisownia oryginalna -przyp.Martynka) Każdy, kto umie liczyć szybko się zorientuje, że skoro pierwszy zespół strażacki przybył na miejsce 14 minut po rozbiciu samolotu, to przyjmując godzinę 8.41 za czas katastrofy, strażacy powinni być na miejscu dopiero o godzinie 8.55. A co widzimy na filmie S. Wiśniewskiego, który był kręcony od 8.49? Widzimy wozy strażackie, kilku wyglądających na strażaków jegomościów, pałętających się po pobojowisku , którzy polewali na oślep, choć paliło się niewiele, grupkę wyluzowanych gości palących papierosy (wiedzieli najwyraźniej, ze teren podmokły i paliwo zostało wchłonięte w 5 minut), tudzież, dla sprawniejszego oka widoczne, grupki dyskusyjne rozsiane po łące siewierneńskiej. Z raportu komisji Millera wiemy, że to nie mogli być strażacy, bo oni mieli dopiero dojechać tam o 8.55. U Wiśniewskiego o 8.49 mamy już strażaków z rozłożonym sprzętem, polewających, a niektórzy nawet odpoczywali z papierosem w ręku. Mamy też, według słów montażysty, kilka formacji, między innymi OMON, FSO, FSB. Czy komisja zadała sobie trud, by ustalić, co pośród szczątków rozbitego samolotu robiła ta grupa ludzi przebranych za strażaków?? Czy komisja starała się ustalić, dlaczego ci ludzie nie mieli odruchów będących naturalną cechą homo sapiens niesienia pomocy poszkodowanym, a ich czynności ograniczały się do leniwych ruchów wężem z wodą . Czy komisję zainteresowało, dlaczego ci panowie stali niewzruszeni między szczątkami ludzi, którzy dopiero co zmarli, a niektórzy może właśnie konali?? Czy komisja zdołała ustalić przynależność gatunkową tych osobników: czy należeli do homo sapiens sapientis czy raczej homo sovieticus specnazis czekistus? P.S Czy w komisji nie było naprawdę ludzi potrafiących pisać poprawną polszczyzną? Link do artykułu: http://martynka78.salon24.pl/340158,smolenskie-zagadki-2-kogo-widzial-s-wi sniewski
ja wyznaję zasadę J.Piłsudskiego i do niej się stosuję ...czerwonym ku..om się nie kłaniam... a ty się swoimi różowymi tekstami idealnie w ten typ wpisujesz ....sayonara POpaprańcu
już ci napisałem ..... sayonara POpaprańcu :D:D:D
Nie potrafisz nic od siebie napisać ... musisz kopiować tekst z widłami który już kiedyś o tobie puściłem... biedaku. Poproś weterynarza niech ci przeszczepi mózg owczarka niemieckiego przynajmniej będziesz wiedział jak się podetrzeć i gdzie sikać.... Jesteś żałosnym produktem tej całej salonowej różowej pseudoYntelygentnej partaniny PO.. Nie chce mi się już opisywać przymiotów twojej pustki między uszami ...sayonara
"jedno przeżyło, koślawe, niedorozwinięte ale niestety nauczyło się pisać." ..... to pewnie DONEK!!!! A mówi do ciebie tatusiu?:D:D Jak go bić przestaniesz to będzie miał mniejszy wytrzeszcz oczek...biedaczysko:D
ptanoc...niestety ... tam wszystkie funkcje ty pełnisz... a jak tam fucha inseminatora wielbłądzic... pewnie same poronienia ... typowe dla PO i ciebie ..poronione pomysły :D:D
ja widziałem dziś gajowego jak dymał do Krynicy...
ptanoc "Co tu na tym wątku tak gó..em zaczęło śmierdzieć?" sprawdź przestrzeń miedzy swoim dupskiem a fotelem...pewnie to tam gdzieś jest.. he he ...lepszego hasła reklamowego siebie nie mogłeś wrzucić ...ale żeby tak ładnie siebie i swoich komuchowskich poglądach tak się wyrazić .... może kiedyś tak o sobie Donek powie :D,:D
ptanoc ty jako zatwardziały kryptokomuch do cna przesiąknięty szambem PRL-u o kłamstwach twojej formacji PZPR-PO możesz książki pisać...najlepiej na cmentarzu z recenzentem z centrali się tam umawiać. Takiego łgarza jak Donekwilkooki to Kaczor przy nim to mały pikuś (nie mylić z pikusiem z N.Sącza) ptanoc byłeś i jesteś .... żal.PL ....jak cała ta łże-POpartia
CDN... Nie mam podstaw, by analizować ten wątek. Ale pozostaje pytanie, czy Michniewicz nie dowiedział się nagle o czymś bardzo ważnym i groźnym? Czy mógł przejąć nie przeznaczoną dla niego zakodowaną informację? A sznur się zacisnął, nim zdążył tę wiadomość przekazać dalej? A może zdążył? « Z ustaleń „Wprost” wynika, że tego wieczoru Michniewicz napisał także kilka SMS-ów do swojego przełożonego, szefa kancelarii Tomasza Arabskiego. Nie wiadomo jednak, czego dotyczyły, ani o której godzinie zostały wysłane. Minister nie odpowiedział na nasze pytania w tej sprawie".» Nie znalazłem wiadomości, że pytano go o to w śledztwie. Czy to normalne, że tak ważne doniesienia dziennikarzy śledczych pozostają bez dalszego ciągu? Cytaty: „Czy bowiem to zwyczajne, że w dużym domu, w którym nie brak odpowiedniego miejsca i wysokości, człowiek wiesza się niemal na klamce. jak w więziennej celi?” „ Za drzwiami pomieszczenia zobaczyłem przewrócony odkurzacz. Po lewej stronie odkurzacza zobaczyłem Grzegorza Michniewicza w dziwnej pozycji, niby klęczącego, siedzącego jednocześnie na piętach. Wokół szyi Grzegorza Michniewicza widziałem zaciśniętą pętlę ze sznura odkurzacza, który zawiązany był na ukośnej belce w przejściu z kuchni do pokoju – zeznawał jego kierowca.” Czy nie powieszono więc już uduszonego? I wygląda na to, że wyciszono wręcz jakąś wielką aferę. Nastąpiły potem masowe dymisje z rządowego Centrum Bezpieczeństwa. Przecieki ze śledztwa budzą zastanowienie. Już po tygodniu skremowano ciało, musiało być na to pozwolenie prokuratury. Czy stało się tak dlatego, że wszystko zbadano, czy dlatego, by czegoś ważnego nie znaleźć? Przeczytałem komunikat prokuratury o umorzeniu śledztwa, ogłoszony jesienią ubiegłego roku. Zawiera dość śmieszną konstatację: „że nikt go nie namawiał do samobójstwa”. Urzędowe słowa, a wyglądają na kpinę. W tym orzeczeniu brak jednak konstatacji, że śledztwo wykluczyło zabójstwo. Na koniec przepiszę notatkę internauty, który dzieli się refleksję: «wraz z upływającym czasem od tragicznej śmierci G. Michniewicza, Dyrektora Generalnego Kancelarii Premiera, oraz obserwując znamienną CISZĘ rządową, coraz mocniej narasta we mnie intuicyjne przekonanie, że uzyskanie odpowiedzi na pytanie: DLACZEGO TO „ZROBIŁ” byłoby jednocześnie odkryciem CAŁEGO ZŁA drążącego od podstaw III RP!» Ta opinia pokrywa się z opinią Aleksandra Ściosa z wydanej niedawno jego książki, że gdyby wyjaśniono do końca śmierć ks. Popiełuszki, komunizm nie mógłby przepełznąć do III Rzeczypospolitej, a jeśli nie wyjaśnimy do końca sprawy smoleńskiej, upadnie nasza suwerenność. Słusznie, bo chodzi o te najważniejsze, wielkie zbrodnie. Ale nie tylko one zostały popełnione. I w komunizmie PRL-u i w tak zwanej III Rzeczpospolitej Szwadrony Śmierci cały czas zbierały swoje żniwo. Tak jak dzieje się to wciąż w Rosji Putina. Przezwyciężenie Rosji jest więc pierwszym zadaniem naszej walki przeciw śmierci, o wolność i niepodległość, o więcej szczęścia w ojczyźnie. Bo jednocześnie nie mogę jednak zapomnieć, że takich niewyjaśnionych śmierci osób, mogących być depozytariuszami informacji ważnych lub groźnych dla różnych przestępców jest wiele w dziejach nieudolności? śledczych i prokuratury III RP. Tak, młody jeszcze Michał Falzmann, umiera nagle deszyfrując tajemnice nadużyć w aferze FOZZ. Szef NIK, prof. Walerian Pańko, ginie po eksplozji luksusowego samochodu na ważnej szosie katowickiej (policjanci, dokonujący oględzin wypadku „topią się” niedługo potem w zwykłym stawie). Marek Karp, szef Instytutu Studiów Wschodnich, staranowany przez białoruski TIR, szczęśliwie wyleczony z obrażeń, wychodząc już ze szpitala spotyka niespodziewanie dwu panów i znika na zawsze. I już w bliższej odległości od „katastrofy” smoleńskiej, nagle odnajduje się w rzece zniekształcone zwłoki szyfranta (natowskiego?) Stefana Zielonki. Jednak jego suche, nieuszkodzone dokumenty leżą na brzegu (a już rozsiewano wiadomości, że zdezerterował do. Chin). Zwłoki Dariusza Ratajczaka, wykładowcy uniwersytetu w Opolu, zostają odnalezione rankiem w samochodzie na parkingu przed tamtejszym supermarketem, w stanie rozkładu. To było lato 2010 roku. Był na tyle świetnym publicystą, że uprzednią nagonką na niego kierowała sama „Gazeta Wyborcza”. To było łajdackie szczucie. Gdy usunięto go z uniwersytetu, pisał do mnie przejmujące listy. Śledztwo umorzono - nikt go nie zabił... Musiał jednak już po swojej śmierci, w stanie rozkładu, sam doprowadzić samochód na ten parking supermarketu, i dopiero, nieboszczyk, runął w środku. A wiadomość – w sukcesji morderstwa Stefana Zielonki – że 12 czerwca 2011 roku w Wejherowie znaleziono powieszonego oficera nasłuchu i kontrwywiadu Polskiej Marynarki? Tę wiadomość ogłoszono dopiero po miesiącu! Razem z informacją, że rozmowy 10 kwietnia 2010 w prezydenckim Tupolewie mogły być odbierane przez nasłuch służb Polskiej Marynarki. Nikt tego nie komentował, i ja nie mam tu nic więcej do powiedzenia. Na koniec. Już zaraz po ogłoszeniu wiadomości o samobójczej śmierci przez powieszenie, Andrzeja Leppera – odrzuciłem wersję samobójstwa. Rychło utwierdziłem się w tym przekonaniu, gdy sekcję odłożono o trzy dni (bo zakład anatomii nie pracuje w weekendy!). Istnienie wąskiego rusztowania prowadzącego tylko do okna pomieszczenia Leppera, które było wyjątkowo otwarte, a czego sam Lepper nigdy nie robił - odrzucono jako nieważne. Gdyby te wiadomości, pochodzące od prokuratora Ślepokura, znalazły miejsce w powieści kryminalnej - odrzuciło by ją każde wydawnictwo z powodu naiwności w wątku śledztwa. Ale taka zła literatura dziejąca, się w rzeczywistości, przekłada się na oszustwo. Osobiście uważam, że najtrafniejszą wersję powodu egzekucji Leppera wyraził prof. Dakowski na swojej stronie internetowej. Autor: Fakty Smoleńsk Link: http://www.granagieldzie.pl/viewtopic.php?f=34&t=297&sid=4ee846da1d16fd80e49345da2fbeb6de&start=1850
CDN.... "MÓJ KOMENTARZ PÓŹNIEJSZY" Syn Eugeniusza Wróbla przyznał się do winy, ale natychmiast odwołał to po aresztowaniu. Myślę, że to pierwotne przyznanie się było wymuszone jakimś groźnym szantażem ze strony samych sprawców. Poćwiartowane ciało jego ojca znaleziono w okolicy, w Zalewie Rybnickim, jednak trumna w czasie pogrzebu nie zawierała głowy, której nie znaleziono. Czemu sprawcy wysilili się aż na tak makabryczny efekt psychologiczny? Chodziło zapewne o silniejsze echo zbrodni. Zginął specjalista, wykładowca Politechniki, który miał konsultować raport MAK. A syna – jak donosi prasa – w toku krótkiego śledztwa uznano za tak chorego psychicznie, że niepoczytalnego. W tej sytuacji nonsensem byłoby dalsze jego przesłuchiwanie. Izolowano go bezterminowo w zamkniętym zakładzie psychiatrycznym. Nie znalazłem doniesień, że śledztwo jest kontynuowane. Odkrywam więc, że w Polsce z powodzeniem dokonano przeszczepu rosyjskiej instytucji „psychuszki”. Oby tylko pacjent nie „targnął się” na swoje życie. Naliczono już przez ostatni rok kilka tragicznych zgonów powiązanych w ten czy inny sposób ze sprawą smoleńską. Tylko jedno wydarzenie było całkowicie obnażone i jawne. W atmosferze politycznej „posmoleńskiej”, morderca, przeciwnik PiS-u, chcąc zamierzyć się na Jarosława Kaczyńskiego, dokonał znanego mordu w biurze łódzkim PiS-u. Użył skutecznie broni palnej, a potem noża, ale druga zaatakowana ofiara przeżyła. To morderstwo polityczne tak ewidentne i głośne, w efekcie społecznym odegrało jednak w jakimś sensie rolę maskującą, pozwalającą mniej myśleć ludziom o innych sprawach wysoce podejrzanych. Takie podejrzane a jednocześnie tragiczne sytuacje były wymieniane i wspominane na blogach internetowych. Łatwo byłoby zwrócić uwagę na kilka z nich, ale ja chciałbym tutaj wspomnieć zwłaszcza o jednym wydarzeniu, wyprzedzającym kwietniową datę katastrofy smoleńskiej o kilka miesięcy. Prasa donosiła pod sam koniec grudnia 2009 roku o samobójstwie Grzegorza Michniewicza, z kancelarii premiera Donalda Tuska. Wiadomości były nader skąpe, a pogrzeb także odbył się wyjątkowo skromnie i bez rozgłosu. Grzegorz Michniewicz nie był jednak jakimś zwykłym „kancelistą”, był Dyrektorem kancelarii premiera, urzędnikiem o długim i interesującym stażu. Dodajmy, że podobno on tylko sam był zdolny do deszyfrowania pewnych tajnych kodów NATO czy UE. Stało się to w przeddzień wigilii Bożego Narodzenia 2009, wszystko było już zaplanowane dla spędzenia świąt razem z rodziną. Dzień zaiste nietypowy dla zaistnienia takiej grozy. Michniewicz, jak doniosła prasa, powiesił się na kablu od elektrycznego odkurzacza. Nie wiemy, czy go odciął, czy odkurzacz stał się dodatkowym „kamieniem u szyi”. Ten szczegół wydaje się dosyć ciekawy i po trosze absurdalny, gdyż w każdym chyba mieszkaniu mamy do dyspozycji wiele różnych sznurów i kabli, których można użyć nie uciekając się do kabla z zablokowanym końcem. Znam historyczne opowieści o samobójstwach, które nie dziwiły nawet najbliższego otoczenia, bo była to powiedzmy, druga, trzecia próba, wreszcie spełniona. Tutaj stało się to bez uprzedniej depresji i prób, wzbudziło najwyższe zdziwienie. Relacje w Internecie mówią o „dziwnym powieszeniu”, właściwie na drzwiach: „z nogami opartymi o podłogę”. W tym wydarzeniu coś jednak każe pomyśleć o późniejszej katastrofie smoleńskiej. Stało się to bowiem tego dnia, gdy fatalny „smoleński” Tupolew wylądował w Warszawie po remoncie w Samarze. Na internetowym blogu Janusza Palikota znalazłem anonimowe pytanie: „Panie Januszu, czy to prawda, że szef kancelarii Donalda Tuska, Grzegorz Michniewicz wiedział, że w czasie remontu w Samarze rosyjscy terroryści pułkownika KGB Władimira Putina zainstalowali ładunek bomby termobarycznej i dlatego musiał zginąć w dniu, w którym TU154M przyleciał do Warszawy po remoncie?” Napisane dla wygłupu? Dla słownej prowokacji? CDN....
SZWADRONY ŚMIERCI Wpisał: prof. Jacek Trznadel 01.09.2011. 12 czerwca 2011 roku w Wejherowie znaleziono powieszonego oficera nasłuchu i kontrwywiadu Polskiej Marynarki? Tę wiadomość ogłoszono dopiero po miesiącu! Razem z informacją, że rozmowy 10 kwietnia 2010 w prezydenckim Tupolewie mogły być odbierane przez nasłuch służb Polskiej Marynarki. Jacek Trznadel (kwiecień-sierpień 2011) „Nasz Dziennik" rozważa możliwość powiązania zabójstwa Eugeniusza Wróbla, jednego z najlepszych w Polsce specjalistów z zakresu komputerowych systemów sterowania lotem samolotów, z publikacją przez MAK raportu na temat przyczyn katastrofy smoleńskiej.” „O zasadności tych sugestii wypowiedział się w rozmowie z gover.pl prof. Jacek Trznadel.” - Prokuratura nie może wykluczać na wstępnym etapie śledztwa żadnej możliwości. Podobno tego zabójstwa mógł dokonać syn Wróbla. Nie wierzę w to, aby ten człowiek mógł to zrobić. Tego nie mógł dokonać jeden chłopak, jeszcze z takiej rodziny – uznał Trznadel. - Sprawa katastrofy smoleńskiej rodzi bardzo wiele wątpliwości. Należy zwrócić uwagę na fakt, iż wiele tłumaczeń strony rosyjskiej jest nieprawdopodobnych. Taśmy czarnych skrzynek niewątpliwie zostały sfałszowane. Manipulacja przy dowodach jest oczywistym faktem. Nie ma żadnych prawdziwych nagrań z kabiny pilotów. Przecież przed samą katastrofą musiało tam dochodzić do strasznych scen. Brak nagrań z tego tragicznego momentu – podkreśla profesor. – Brakuje także kokpitu samolotu, być może został podniesiony przez helikopter i uprowadzony w nieznanym kierunku – powiedział. – Takie rzeczy mogą brzmieć nieprawdopodobnie dla ludzi, którzy nie znają sposobów działania Rosjan – dodał. W tym miejscu Jacek Trznadel zacytował słynny fragment z Drogi donikąd Józefa Mackiewicza: „Jeżeli ty albo ja, albo ktoś z normalnych ludzi w normalnych warunkach zechce na przykład zełgać, że sufit jest nie biały, a czarny, to rzecz wyda się nam zrazu bardzo trudną. Zaczniemy od kołowania, chrząkania, wskazywania na cienie po jego rogach, będziemy tłumaczyć, że w istocie swej nie jest on już tak zupełnie czysto biały. Jednym słowem, będziemy się posługiwać skomplikowaną metodą, która zresztą nie doprowadzi w końcu do celu, bo nikogo nie przekonamy, że sufit jest czarny. Co robią natomiast bolszewicy? Wskazują na sufit i mówią od razu: „Widzicie ten sufit. On jest czarny jak smoła”. Punkt, dowiedli od razu. Ty myślisz, że to jest ważne dla ludzi, że prawda jest odwrotna? Zapewne tak myślisz". – Rosjanie myślą, że jeżeli coś zostanie powiedziane sto razy, to zostanie to uznane za prawdę. Polski rząd przystanie na te tłumaczenia, a takie media jak na przykład TVN opowiedzą się po stronie rządu. A ta sprawa jest nie mniej tajemnicza niż śmierć gen. Sikorskiego. W sprawie gibraltarskiej także brakowało bezpośrednich, twardych dowodów. Jednak istnieją dowody pośrednie, dzięki którym można ustalić przyczyny zdarzenia. Podobnie może być w tej sprawie – ocenił Trznadel. – Powinno dojść do ekshumacji zwłok zaraz po ich przybyciu do Polski. Tłumaczenia, że nie można było zbadać zwłok, ponieważ sprzeciwia się temu prawo rosyjskie, są zupełnie idiotyczne. – To jest mit, że prokuratura jest niezależna. Dowodzi tego choćby fakt, że berliński adwokat, występujący w imieniu rodzin, które straciły swoich członków w katastrofie smoleńskiej, chciał powołać na świadków Donalda Tuska i Bronisława Komorowskiego. Nawet jeśli ci ludzie nie mieli nic wspólnego z tym wydarzeniem, to kategorycznie przeciwstawił się temu ktoś, mający zasadniczy wpływ na prokuraturę – stwierdził Trznadel. W Polsce obecnej nie ma rozdziału władzy sądowniczej od władzy wykonawczej, co jak klasycznie postulował Monteskiusz – jest wyróżnikiem demokracji. – Część zwłok skremowano. Być może skremowano także części ciał, odcięte z powodu ran postrzałowych. Trumny trzeba otworzyć. Trzeba dokonać badań DNA – podkreśla Trznadel. – W sprawie zwłok Rosjanie przejawiają skrajny brak szacunku. W filmie wyemitowanym w rosyjskiej telewizji powiedziano, że „Lech Kaczyński nigdy nie odwiedził Moskwy. Nawet jego zwłoki od razu powróciły do Polski”. – Należy jednak pamiętać, że Rosja jest krajem terrorystycznym. Choć nawet w Wielkiej Brytanii, która jest demokratycznym krajem, wciąż utajnia się niektóre dokumenty w sprawie gibraltarskiej. Na Kremlu znajdują się dokumenty z rozkazami dotyczącymi zbrodni katyńskiej. Jednak dzisiaj rosyjska „razwiedka” jest silniejsza niż za czasów ZSSR , gdyż nie jest już kontrolowana przez partię i tym bardziej przez parlament. – Śledztwo było fałszowane cynicznie i niezręcznie. Taśmy z nagraniami nie odpowiadały dawnej normie. Brakuje kluczowych momentów z czarnych skrzynek. I nie mamy tych czarnych skrzynek. Nie możemy zbadać wraku. Samolot, który spadł z wysokości około 20 metrów, nie mógł doświadczyć takich zniszczeń. Ale Rosjanie wszystko zacierają, lekceważą autentyczność. – Tu prof. Trznadel przypomniał historię gen. Nikołaja Zorii, reprezentującego Rosję Sowiecką na Procesie Norymberskim: Musiał podpaść w czymś władzom sowieckim (może właśnie w sprawie Katynia?), bo nagle znaleziono go w jego pokoju z dziurą w głowie. Oficjalnie powiedziano, że popełnił niezręczność przy czyszczeniu broni. Skomentował to wtedy jeden z dzienników angielskich, pytając retorycznie, czy jego bronią nie mógł zajmować się ordynans i czy czyści się ją przystawiając pistolet do skroni? Znałem syna Zorii. Mówił, że nie mieli pogrzebu ojca, bo nie wydano rodzinie ciała. – Co do efektów rosyjskiego śledztwa, to myślę, że oni stwierdzą, iż była bardzo zła pogoda, ale samolot był w doskonałym stanie. Oni już wiedzą, że winę za tę katastrofę ponoszą polscy piloci – powiedział profesor. – Czy możemy łączyć sprawę zabójstwa byłego ministra Eugeniusza Wróbla z katastrofą smoleńską? Był specjalistą, który mógł trafnie reagować na raport MAK, choć nie możemy przesądzać, że te wydarzenia są ze sobą powiązane – podsumował profesor Trznadel. (za: gover.pl, 21 października 2010) CDN.....