SignumLupus
Komentarze do artykułów: 285
Czasem nie trzeba tytułów przed nazwiskiem. Wystarczy, że ktoś zajmuje pozycję autorytatywną w stosunku do osoby, dla której się autorytetem jest. Anti, a to czym się szczycisz, że masz możliwość wydawania własnych opinii, że jesteś człowiekiem, to nie jest znowu taki wielki powód do radości i ekscytacji. Myślenie nie ma nic wspólnego z rozumieniem. Możesz więc myśleć i uważać, że masz własny osąd na jakąś sprawę, ale zastanów się, na ile on jest naprawdę Twój, a na ile pochodzi od kogoś innego. Oczywiście można zrozumieć coś, co usłyszało się od kogoś, ale nie ma to nic wspólnego z możliwością wydawania własnych opinii, czy myśleniem. Zrozumienie całkowicie etap myślenia eliminuje.
Brać to, co jest. Bo tego co będzie i co było, nie ma. Anti, może pomyślałbyś, ale tak czy siak przyjąłbyś to co ten * napisał.
A czym to się różni? Jak bierzesz, to sam bierzesz, a jak odbierasz to ktoś daje? Bo ja nie rozumiem.
Bo życia nie należy brać zbyt poważnie.
Cheffos, nie przypominam sobie, żebym gdziekolwiek napisał, że Cię 'znam', wiem jakim jesteś człowiekiem na podstawie kilku wypowiedzi. Cały czas odnosiłem się, a przynajmniej taką mam nadzieję, właśnie do Twoich wypowiedzi, a to nie to samo co stwierdzenie, że Cię znam. Przyznam, że dałeś mi nieco do myślenia i rzucę okiem na wcześniejsze dyskusje. Mogłeś jednak dojść do takiego wniosku utożsamiając się z tym co piszesz, czy mówisz. Niepotrzebnie utożsamiasz się ze swoim zdaniem, z poglądami, ponieważ one się zmieniają. Ale czy to znaczy, że Ty też się zmieniasz?
A ja wiem kto Cię zna, a kto nie; kto wie kto się gdzie, za czym ukrywa; kto swoje wie, a kto swojego nie wie? Anti, ale co w moim podnieceniu jest dziwnego? Przecież HiKrush to przystojny chłopak jest. A SignumLupus fajnie brzmi.
Ten blog jest jak film. Pokazuje jedynie fragment rzeczywistości. A Ty anti oceniach HiKrusha na podstawie kilku wpisów i komentarzy. Przeczytawszy kilka zdań oznajmiasz, że autor blogu ma ograniczone horyzonty. Zarzucasz mu nieznajomość świata, nie wiem dokładnie czy chodzi o ten filmowy, czy ten który film próbuje po swojemu pokazać. Od jakiegoś czasu często czytam takie zdanie, które tu świetnie pasuje: 'we hate in others what we most despise about ourselves'. Dialog przyznam ciekawy, a za razem bardzo często spotykany. Ciężko spojrzeć na coś z innego punktu widzenia. Ani nie ma się czym ekscytować, ani smucić, ani denerwować. Ot, HiKrush pomógł dostrzeć doktorowi coś, co długo mu umykało.
Nie uważam tematu za zamknięty, choć wątek kradzieży możemy uznać, z czym zapewne współmówcy się zgodzą, możemy uznać wątek kradzieży za rozwiązany. Pozostaje wciąż wiele nierozwiązanych kwestii. Nie będę poruszał ich po kolei, ponieważ i tak chodzi o jedną sprawę nadrzędną. Relatywizm moralności jest czymś tak bezsensownym, że tak naprawdę nie ma sensu posiłkować się moralnością w celu wyjaśnienia swego działania lub też jego braku. Jeśli chcesz znaleźć wytłumaczenie moralne, albo pogląd moralny, albo postawę moralną dla tego co robisz, znajdziesz. Sprowadza się to do tego, że moralność jest stosowana po pierwsze jako wymówka dla jednostki, a po drugie jako narzędzie kontroli. Tymczasem jest to zbiór subiektywnych zasad, które powstały przy współudziale długoletnich tradycji, sporządzony przez jakichś ludzi uważających, że tak powinno się postępować, że tak należy żyć. Moralność ma na celu ochronę obyczajów społeczności, grup ludzkich właśnie poprzez kontrolę pojedynczych elementów. Nie interesuje jej dobro jednostki, choć o tym się głośno i dużo mówi. Wpojony zestaw zasad ma na celu podporządkowanie młodego człowieka i ustawienie go w szeregu razem z innymi. Poprzez tak zwane poczucie winy i poczucie przynależności do grupy można kontrolować czyjeś życie. Moralność mówi rób tak, bo nie jesteś jednym z nas. Moralność mówi nie rób tak, ponieważ będziesz miał poczucie winy, ponieważ robisz coś złego, plugawego. Oczywiście, że pewne działania wychodzą ludziom na zdrowie, inne nie, ale nie ma to nic wspólnego z zasadami moralnymi. Każdy człowiek dobrze wie co ma robić i jak żyć. Wiele krzyku jest na temat zgorszenia dzieci poprzez edukację seksualną. Jakie zgorszenie? Seksualność jest naturalna tak samo jak oddychanie. Jednakże z jakiegoś powodu ktoś kiedyś powiedział, że nie, przecież nie wolno o tym głośno mówić. Przez całe życie nie moi rodzice nie rozmawiali ze mną na jakikolwiek temat związany z seksualnością. Ani raz. Nie mam pojęcia dlaczego. Moja edukacja zaczęła się od jakiegoś pornosa kiedy byłem gówniarz. Seksualność jest zakazana, a wszelkie jej publiczne przejawy są obrazą moralności i sieją zgorszenie. Dzieciak zamiast z domu wynieść wiedzę na ten temat, uczy się o jakichś dziwnych rzeczach w szkole, a większości i tak dowiedział się wcześniej z gazet, a teraz to nawet internetu i rozmów z rówieśnikami.
Łojezu. Ludzie. Semantyka. Inny przedmiot, schemat ten sam. Nazywajcie to jak chcecie. Choć powinienem napisać jak chcesz, ponieważ to głównie w stronę cheffosa piszę. Zabieranie czyjejś własności intelektualnej, artystycznej, bez uiszczenia za nią należnej opłaty, to kradzież. Cheffos, może nie piszesz o moralności, ale próbujesz się wytłumaczyć. Oszust, nie ważne że źle, zawsze brzmi przecież lepiej niż złodziej.
Cheffos, semantyka. Różne słowa na opisanie tego samego. Nie ma w tym absurdów, choć Ty próbujesz się ich doszukać. Sprawa jest prosta, powtarzam raz jeszcze. Produkt jest własnością osoby, która posiada prawa autorskie do tego produktu, zazwyczaj autor. Jeśli autor wycenia swoją pracę, czyli kapitał jaki włożył w wykonanie projektu, powiedzmy na 30 zł sztuka, to każda nielegalnie zdobyta kopia produktu jest kradzieżą. Mam wrażenie, że Ty cheffos jako kradzież rozumiesz fakt wejścia do domu i wyniesienia dóbr na taką, a taką kwotę, tudzież przywłaszczenie sobie pewnej kwoty w gotówce.
Czasem zapominam, że tak naprawdę chodzi Ci o coś zupełnie innego, a wpis to tylko uzewnętrznienie tego czegoś innego.
Stokoni, Hikrush może nie określił swojego miejsca na ziemi, ale Ty to zrobiłeś uznając go za arbitra, którym wydaje się być według Ciebie. Zupełnie niepotrzebnie. Nie trzeba też sięgać w zamierzchłą przeszłość i początki ludzkości, żeby znaleźć swoje miejsce na tym świecie. Tak naprawdę wystarczy spojrzeć na siebie. Ludzie jednak tego nie robią i właśnie dlatego nie są w stanie określić własnego jestestwa. Żadna moralność tu nie pomoże. Żadna religia tu nie pomoże. Człowiek żyje krótko, fakt, nie ma więc teoretycznie za wiele czasu na poznanie jestestwa własnego. Odwołuje się do religii, która mówi, że mu pomoże. Religie istnieją od tysięcy lat. Dalej jednak nie pomagają ludziom w odkryciu jestestwa. Przecież przez ten czas religia powinna znać odpowiedzi, pokazać drogę, podać środki do jej pokonania. Czemu więc ludzie są zagubieni? Bo boją się wziąć odpowiedzialności za siebie i swoje życie. I odbiegłem od tematu. Goya, niepotrzebnie się szufladkujesz. Co ludzie mają z tą potrzebą przynależności do grupy? Moralność jest narzędziem władzy i kontroli. Takim traktowaniem ludzi jak idiotów. Jest biczem na każdego, kto decyduje się myśleć, albo robić inaczej. Przypomnę zdanie, które napisałem nieco wcześniej, przy okazji wpisu o masturbacji. Nie czyń drugiemu co tobie nie miłe. Jedyne co jest ludziom potrzebne. Jeśli zrobisz komuś krzywdę, licz się z tym, że odpowiedzią będzie krzywda na tobie. Proste. Przecież człowiek nie rodzi się zły czy dobry. Człowiek rodzi się zupełnie neutralny. Pozostawiony sam sobie, bez wszelkich nakazów tak zwanej moralności, nie będzie szkodził sobie i innym. Dlaczego? Ponieważ człowiek jest doskonałym stworzeniem boskim. Dopiero moralność grupy sprawia, że zaczyna robić te wszystkie dziwne rzeczy. Robi to po to, żeby pasować. Poza tym moralność jest, nie ukrywajmy, relatywistyczna.
Jeśli mówimy o podświadomej potrzebie przedłużenia gatunku, to czemu nie kopulować z każdą napotkaną, zdolną do rozrodu kobietą? Wtedy fizjologiczna i podświadoma potrzeba zostanie ukierunkowana. Masturbacja nie ma nic wspólnego z przedłużaniem gatunku, jakby na to nie patrzył. Pozwala jednak rozładować napięcie seksualne. Oczywiście, że nie zastąpi to kontaktów seksualnych z drugą osobą, jednak czasowo może wystarczać. Co się dzieje z nierozładowanym napięciem? Rzuca się na mózg. Nieważne co kościół mówi na ten temat, nieważne co moralność mówi na ten temat, seksualność była, jest i będzie integralną częścią życia każdego człowieka. Seksualność, która nie podlega żadnym prawom ludzkim, ponieważ istnieje odkąd ktoś wynalazł coś takiego jak rozmnażanie płciowe. Dlatego też napięcie seksualne występuję i występować będzie, można się o to rzucać, miotać, ale to i tak nie zmienia faktu, że ludzie sobie lubią poszturchać. Nierozładowane napięcie, które rzuciło się na mózg może spowodować sporo zamieszania. Jakie to zamieszanie? Cóż, na myśl nasuwa się gwałt wspomniany wcześniej przez Pana Kpiarza, choć w innym kontekście. Frustracja, brak spełnienia, nie wynika z wewnętrznej potrzeby, jedynie jest reakcją na presję grupy, nieważne jaka jest to grupa. Każda ma jakąś swoją moralność, swoje założenia. A nad całością czuwa wpojona ludziom potrzeba przynależności do grupy, potrzeba akceptacji. To ona wywołuje frustrację. Chcesz należeć, nie rób czegoś. Rób to co mówimy, inaczej nie możesz do nas należeć. Musisz gdzieś należeć, ale musisz wyrzec się czegoś. Nie ma to nic wspólnego z fizjologią masturbacji. To zwykły proces, chwilowa potrzeba rozładowania napięcia seksualnego. I o to tyle szumu?
Cheffos, o czym Ty w ogóle mówisz. Zastanowiłeś się nad tym, co napisałeś? Płacisz za produkt. Produktem jest soft warty 30zł sztuka. Jeśli ktoś nielegalnie zdobędzie kopię tego softu, ilość posiadaczy wzrosła, autor jest o te 30zł do tyłu, czyli został okradziony z tych pieniędzy. Te 180k to nie jest potencjalny zysk, tylko ukradzione pieniądze, ponieważ 6k kopii zostało zdobytych nielegalnie, czyli są w obiegu. To jest proste jak... no bardzo proste. Nie wiem jak Ci to lepiej wyłożyć. Goya, skoro nie masz z tym problemu, to czemu nie podoba Ci się postępowanie HiKrusha? Wrzucanie do wora wszystkich jest wspaniałe, ponieważ każdego kto się oburzy, w worze umieścić należało. Uderz w stół, a nożyce się odezwą. Jeśli ktoś tam nie pasuje, to już sobie świetnie poradzi bez niczyjej pomocy.
W nocy przyszedł mi do głowy lepszy tekst. 'Możesz się masturbować, ale wtedy przestaniemy cię lubić i akceptować'. Coś Ty się tak tego ognia czepił. No i owszem, wyjdą bąble, będzie bardzo bolało. Tylko to nie wywołuje poczucia winy u mnie. Oparzyłem się, ała, boli, spoko, ogrzać się mogę, ale nie pchać za bardzo. Kiedyś buty mi się rozkleiły od trzymania za blisko ognia. Popatrz cheffos, co napisałeś. Napisałeś, że jak włożę, będzie mnie bolało itd. Nie oceniasz mnie. Kościół nie mówi, że od masturbacji będzie mnie coś bolało. On mówi, że to jest złe, karygodne, potępieniagodne. O to cały mi czas chodzi.
Wszechobecnym medium, które krąży po świecie, a które służy także jako wynagrodzenie za działalność bądź to artystyczną, bądź intelektualną, są pieniądze. Świetnie nazwał je mój przedmówca cheffos COSIEM. Jeśli powiedzmy ktoś wydał 10k płyt zawierających oprogramowanie, załóżmy trzy dychy sztuka, sprzedał ich 3k, jest 90k do przodu. Jednocześnie 6k osób nielegalnie zassało soft z internetu, ktoś stracił właśnie 180k. Dyskusja zakończona, bo jak dla mnie koleś jak w pysk strzelił został okradziony ze stu osiemdziesięciu tysięcy złotych. HiKrush poruszył tak naprawdę tylko jeden temat, który podzielił dla łatwiejszego oglądu sytuacji. Wiesz cheffos, chyba sobie samobója strzeliłeś.
Oczywiście, że nie ograniczasz, ponieważ to do mnie należy decyzja, czy ja się będę pchał w płomienie, czy nie. Tak samo jeśli chodzi o czekoladę. Nie chodzi mi o to, czy kościół powie, że masturbacja jest zła, albo jest dobra. Gdyby na tym poprzestawał, to nie byłoby dyskusji o tym. Jednakże kościół nie poprzestaje na tym. Idzie dalej i narzuca, wymusza pewne zachowania zachowania, wzbudza poczucie winy, potępia. To tak jakby mówił: 'Jasne, masturbuj się, wolna wola. Ale pamiętaj, że to jest złe i nie możesz tego robić, ponieważ grzeszysz. Będzie cię gryzło sumienie za każdym razem kiedy będziesz się masturbował. To grzech przeciwko Bogu, kościołowi, bliźnim. A spróbuj tylko to głośno powiedzieć.' To już nie ma nic wspólnego z wolnością i troską o tych najmniejszych, kimkolwiek są.
No dobrze, wychodzi, że i mi brakło konsekwencji w postępowaniu. Nie jest to pierwszy raz. W każdym razie... no nie wiem, w sumie HiKrush całkiem zręcznie wyjaśnił to o co chodziło mi w niniejszej wypowiedzi, niejako ubiegł mnie tym. Nie mniej dodam coś od siebie. Otóż wolność ma to do siebie, że działa dla wolnego człowieka tak długo, jak nie ogranicza swoją wolnością, wolności innych wolnych ludzi. Czyli zabijanie kogoś wolnością nie jest. Jeśli tego nie rozumiesz, to ja Ci nie wytłumaczę. Tu odpowiedź jest skierowana zarówno szczególnie, do cheffosa, jak też ogólnie, do każdej osoby, która uważa, że się mylę, czy też łaknie wyjaśnień. I tak, ograniczasz moją wolność, ponieważ mówisz, że coś jest złe. Tym czasem doskonale wiem, że zabijanie nie jest fajne. Jest takie stare powiedzenie, nie czyń drugiemu co tobie nie miłe. Świetnie oddaje sens i nie trzeba tu żadnej religii, która to uwarunkuje moralnie. Co do stwierdzenia, że nie interesuje mnie co KK ma do powiedzenia na temat masturbacji. Zastosowałem, jakże typowy dla mnie skrót myślowy, który tylko ja rozumiem. Nie interesuje mnie opinia, ponieważ to po prostu próba narzucenia czegoś i usankcjonowania życia jednostki, próba kontroli poczynań, działań, reakcji. Wrócę do tego poczucia winy. No weź się zastanów, co to za instytucja, która wywołuje takie odczucia w młodym człowieku. Nie baw się pisiakiem, bo to jest złe. Nie baw się pusią (z ang. pussy), bo to jest złe. Jak się bawisz, to masz się czuć źle, bo jesteś gorszy. Masz dlatego odczuwać niesmak za każdym razem jak to zrobisz. Masz rację. Nie bądźmy śmieszni. Ja na przykład uwielbiam być zabawny. Ale z śmiesznością nie ma to nic wspólnego.