SignumLupus
Komentarze do artykułów: 285
Lepsze płytkie słowa, a głębokie przesłanie, niż wielkie słowa, które odwracają uwagę. Wcale nie jestem rozczarowany. A HiKrush ostatniej zimy, jak mu się nos czerwony z zimna robił, to rzeczywiście jak pajac wyglądał. No... Coś jest na rzeczy.
Napisałbym dokładnie to samo. Ponieważ nie chodzi mi o to kto zginął, tylko co się w związku z tym dzieje. Nie chodzi mi także o żałobę narodową, tylko uprawianie cierpiętnictwa. Fajnaanja, spodziewałaś się błyskotliwego popisu elokwencji i lekkości stylu? Wczoraj powiedziałem koledze, właśnie przy okazji tej notki, że mógłbym rozpisać się, ale przecież nie o to mi chodziło.
Cheffos, to generalizowania ma swój cel. Poza tym nie mam dokładnych danych co do ilości cierpiących bądź nie, a jako że społeczność nasza niejako oddaje cały kraj, więc pozwoliłem sobie na taki zabieg. Jeśli chodzi o związek braku życia z ogólnym cierpiętnictwem. Jak bardzo muisz nie żyć własnym życiem, że karmisz się życiem kogoś innego? Nie wiem jak to inaczej napisać. Przynajmniej póki co. Wiesiek, i tak nikt nie odpowie na Twój apel, bo siedzą ludzie przed telewizorem.
Nad interpretujesz. Uważam to za szum. Zupełnie niepotrzebny. Zamiast pożegnać prezydenta z godnością, wszyscy teraz na okrągło wałkują jego śmierć. 'Żegnaj Panie Prezydencie.' Ile na to trzeba? Czy to wymaga czwartego dnia ciągłego maglowania? Mało tego, co rusz ktoś wraca do sprawy Katynia z przed 70 lat. To było 70 lat temu. To nazywasz życiem? Wracanie do przeszłości? Obudźcie się ludzie, bo życie nie czeka na tych, którzy siedzą w przeszłości.
Jeśli zaś chodzi o moment, to jest idealny, żeby wskzać ludziom jak się zachowują. Kiedy mam pisać o cierpiętnictwie? Gdy nikt tego nie uprawia? Teraz każdy współczuje i współcierpi. Tylko po co? Życie jest przez to znośniejsze? To ja się pytam. Czy ktoś w ogóle w tym kraju żyje?
Ponieważ zdarza się. Nie masz na to wpływu. Ja nie mam na to wpływu. Nikt nie ma na to wpływu. Więc po co tyle szumu? Fakt, był prezydentem, ale dla mnie był człowiekiem. I to najpierw człowiekiem. Prezydent to tylko czasowa funkcja jaką pełnił. I tak, przynajmniej jak do tej pory, gdy tracę kogoś bliskiego, przechodzę z dnia nadzień do codzienności. Nie wiem, może nie straciłem kogoś bliższego.
Nie no, dobra. Taką mam tendencję. Ale przyznam, że nie wiem na co konkretnie mam odpowiedzieć. I gwoli ścisłości, z niczego się nie śmieję. Co to? Jakieś szkolenie z nadinterpretacji było?
Zarzucanie braku szacunku, braku patriotyzmu, czy braku świadomości własnych działań wobec osób, które ośmielają się napisać czy powiedzieć coś innego, stało się jak widzę nagminne. Wystarczy nie zgodzić się z powszechnie panującym nurtem cierpienia, żeby zostać okrzykniętym niedouczonym hamem (to z angielskiego?). Nie poświęcałem zmarłemu prezydentowi wiele uwagi za jego życia, nie mam też zamiaru robić tego gdy już nie żyje. Zginął, zdarza się. Nie umniejszam jego zasług, nie neguję tego co zrobił. Jednakże nie mam najmniejszego zamiaru płakać, żałować, współczuć, cierpieć z całym narodem. Czy to znaczy, że nie jestem patriotą? A co robią wszyscy współczujący? Gdzie się obrócę, ktoś cierpi i współczuje. Serwisy informacyjne tylko o tym mówią. Co to? Świat zatrzymał się w sobotę z rana? Mamy wtorek. Trzeba żyć, a nie rozwodzić się nad śmiercią kogoś. Nieważne kim był. Patriotyzmem nazywacie skupienie uwagi na użalaniu się? Czas, który jest poświęcany na to całe cierpiętnictwo nie wróci. Świat idzie dalej i nie zatrzymuje się dla nikogo, nieważne co się stało. Zarzucacie, Wy którzy to robicie tak namiętnie, brak patriotyzmu, poszanowania cudzych uczuć. A ja mówię, że Wy nawet nie żyjecie. Wolicie zająć się tym co się stało komuś, niż tym co dzieje się na Waszym własnym podwórku. Ile jeszcze czasu trzeba, żebyście zrozumieli, że nikt za Was życia nie przeżyje i takie odwracanie własnej uwagi do niczego nie prowadzi, ponieważ w końcu i tak musicie zmierzyć się ze sobą?
HiKrush, zemrzyj, to Ciebie też pokochają wszyscy pośmiertnie i zrozumieją jak wspaniałym byłeś człowiekiem i jak wiele w ich życiu zmieniłeś. Póki co nie możesz liczyć na nic innego.
Tylko żeby życie bieganiem nie zamieniło się w ucieczkę od życia.
Skoro uważacie, że HiKrush jest prymitywny, to kim Wy jesteście, jeśli wdajecie się z nim w dyskusje i wyzywacie go, próbujecie obrazić, zbesztać, ogólnie sprowadzić do Waszego poziomu? Aviator, masz bardzo wzniosły nick, ale Twoim komentarzom brakuje polotu. HiKrusha nie cieszą artykuły, tylko dym jaki się dzieje w komentarzach. To bowiem potwierdza jak dużo ma racji w tym co pisze i mówi. Uwielbiam się z nim nie zgadzać, mówić mu jak bardzo się myli i jakim to jest hipokrytą. Tym czasem nie chcę przyznać, że po prostu ma rację w tym co robi, a moje rzucanie się tego nie zmieni. Tu nie chodzi o zmianę punktu widzenia, tylko przyjęcie do wiadomości, jak wspomniał HiKrush mimochodem, że czasem zdarzy się ktoś z odmiennym zdaniem, którego istnienie wystarczy zaakceptować. Czasem dobrze odwiesić przyzwyczajenia do szafy.
Cheffos, nie tworzę własnej religii; to że jestem sam jest dla mnie oczywiste; na pomyłkę każdy ma taką samą szansę. Muszę przyznać jednak, że mi jest łatwiej, ponieważ nie bazuję na cudzych słowach i przekazie, tylko na tym czego sam doświadczam. Z religią jest jak z dietą, a kapłani jakiejkolwiek religii to dietetycy. Każdy powinien być potraktowany indywidualnie, a tym czasem pacjenci dostają ten sam przepis. Jeśli jednak poznasz sam właściwą dla siebie dietę, jesteś do przodu i jest na to tylko jeden sposób. Poza tym nie mam na kogo zwalić winy jak coś się dziwnego stanie. I dobrze. Betty, nie czuję się poniżony, a już szczególnie przez samego siebie. Przyznam, że pisząc odnosiłem się najbardziej do religii chrześcijańskiej, znaczy się chyba, bo tego dużo odłamów jest. W każdym razie nie ma sensu rozpisywać się na temat każdej, ponieważ religie są do siebie podobne. Kiedyś poczytam te wszystkie księgi, na których wiara się opiera, ale jeszcze nie teraz. Stokoni, nie czytałem Biblii, fakt. Jakoś nie mogę się za to zabrać. Może tekst wyglądałby inaczej, ale teraz to i tak bez znaczenia. Ważne jest to, że nie traktuję Biblii jako panaceum na wszystko, ponieważ dla mnie jest tylko zbiorem opowieści zebranych i spisanych przez ludzi, którzy nie widzieli tamtych wydarzeń. Już o Starym Testamencie nie wspomnę. Jasne, autor natchniony. Jeśli ktoś w to wierzy. I o to właśnie chodzi, że w to się wierzy. Teoretycznie można w tym miejscu skończyć, bo przecież nikogo nie przekonam. Z resztą, nie mam zamiaru.