SignumLupus
Komentarze do artykułów: 285
Czyli, z tego co piszesz betty, katolicyzm jest wiarą w kośiół, a nie Boga. I każdy, kto w kościół nie wierzy, jest automatycznie ateistą.
Miszmasz, to nie jest śmieszne, tylko proste. Nie chodzi mi wcale o karcenie, czy zwrócenie uwagi, tylko o formalne potępienie. Chyba, że piekło nazwiesz skarceniem. Nie napisałem też, że człowiek różni się od Boga. Napisałem tylko, że ludzie własną miarą Boga tłumaczą. Zaś ludzka miara to zbiór tradycji, przesądów, wierzeń, całej masy rzeczy, które na drodze cywilizacyjnego i społecznego rozwoju przesłaniają obraz świata, życia, Boga. Uważaj jednak z wygłaszaniem tego, że jesteśmy do Boga podobni. Wiem, że to jest napisane w Biblii, ale coś tu nie pasuje z tym podobieństwem.
Nie można doprowadzić kogoś do miejsca, w którym już jest. Tylko, że to właśnie religia mówi, że trzeba wrócić do Boga. To religia twierdzi, że trzeba Go szukać. Skoro Bóg jest wedlug chrześcijan tajemnicą, to czemu każdy próbuje Go wyjaśnić? Czemu nadają mu cechy właściwe ludziom? Przecież to nie jest Bóg, tylko wyobrażenie. I właśnie o to chodzi, żeby tych cech wszystkich Bogu nie nadawać, ponieważ to zwykłe kłamstwo. Nigdzie nie napisałem, że religia stoi na przeszkodzie, żeby się rozglądać. Tu już wchodzą przyzwyczajenia.
Akurat bardziej o handel z Bogiem mi chodziło. Ale w porządku.
Ludzie zamykają się w biurze na 8 godzin dziennie, żeby zarobić pieniądze. Czyli to taki rodzaj handlu. Ja poświęcam pracy czas, a praca daje mi wymierne korzyści. To w takim razie czym jest chodzenie do kościoła, idąc tym tokiem, jeśli nie handlem z Bogiem. Ja pójdę do kościoła w niedzielę, pomodlę się, a Ty mi za to daj miejsce w niebie. Wyciszyć się można w każdym miejscu, o każdej porze. Bóg był przed jakimkolwiek kościołem. Bóg też zostanie, gdy wszystkie kościoły znikną.
Tylko czemu od razu utożsamiać Boga z kościołem? Jeśli masz niedzielę wolną, to przecież możesz pójść na te 50 minut do parku, popatrzeć na ludzi, rośliny, zwierzęta, pooddychać powietrzem. Albo wyjechać za miasto i popatrzeć na to wszystko, co istnieje i jest przejawem Boga. Po co zamykać się w murach kościoła? Po co ograniczać się społecznością kościelną? Świat jest na to zbyt duży i zbyt piękny.
Żeby było nieco prościej, napiszę to w pierwszej osobie. Nie jestem niewolnikiem stylu życia, nie jestem niewolnikiem materializmu, czy pieniądza. Jestem niewolnikiem własnych myśli, przyzwyczajeń i strachu przed utratą posiadanych przeze mnie dóbr fizycznych i psychicznych. Żeby przestać żyć w biegu, jedyne co mam do zrobienia, to zrozumienie, że to nie moje myśli, obawy i przyzwyczajenia mną rządzą, ale to ja mam władzę nad nimi. Jeśli społeczeństwo wywiera na mnie presję, to albo się jej poddam, albo tego nie zrobię, ponieważ w każdym momencie mam wybór i świadomość tego, co, kiedy, jak robić. Nie ma co zwalać na społeczeństwo, czy cokolwiek z zewnątrz, bo wyjście z każdej sytuacji, każdy człowiek nosi w sobie. Wystarczy trochę odwagi i wiary w siebie.
Skoro tak bardzo warto kochać życie i być bliskim dla bliskich. Skoro dobrze mieć marzenia, mieć czacunek do kobiet. Skoro o tym wszystkim są teksty hiphopowe, to czemu wczoraj kumpel Cyryla chciał mi łomot spuścić w kiblu, tylko dlatego, że powiedziałem, że jak chce ładowarkę do telefonu, to niech przy barze zapyta? Czemu ci, którzy rzekomo są fanami hip hopu, słuchają tego i uważa za wspaniałe, nie powie konewka, albo nie stwierdzi, że można? Czemu zamiast tego wolą siedzieć w parku, albo w knajpie i dowartościowywać się gnębieniem innych? Wyobrażasz sobie, koleś dwa razy większy i cięższy niż ja, co nie jest w sumie takie trudne trudne, z dwoma koleżkami w odwodzie, sapie się do mnie w kiblu, bo powiedziałem, żeby sobie sam coś zorganizował. I on jest fanem hip hopu. Tylko mi nie mów, że kiedyś był inny hip hop. Bo to żadne wytłumaczenie. Poza tym do młodzieniaszków nie należeli.
A kto dał władzę w ręce kościoła? Chyba nie romowie. Na romów zaś najlepszym sposobem jest pokazanie im i danie do zrozumienia, że nic nie ma za darmo i trzeba się koło życia zakręcić. Nienawiścią i agresją nic nie zdziałasz. Znowu przyjedzie biskup i będzie łagodził sytuację, nie wiadmo mo tylko po co, skoro żadnego problemu nie ma.
Co tam. I tak za... dwa lata dziewięć miesięcy i dwadzieścia osiem dni mamy koniec świata. Mało czasu na zastanowienie się nad własną egzystencją zostało. Przy okazji... Ma ktoś odpalić miliard euro? Oddam po 21.12.2012.
Zanim się ktoś zasapie, niech poczyta trochę z hydrologii. Jeśli chodzi o opłatę za ścieki, jest ona naliczana na podstawie ilości zużytej wody. Na obejście tego jest świetny sposób. Wystarczy postawić przydomową oczyszczalnię ścieków. Wojtek, może nie mają, nie przeczę, tylko postaw kilka małych studni, do tego nie zwracając uwagi na równowagę hydrologiczną, to zobaczysz co się stanie. Mogą nawet w studniach w końcu nie mieć.
Jak widać konformiści nie śpią.
Do stanu cieków wodnych w danym rejonie przyczyniają się ludzie. Więc jeśli woda jest zanieczyszczona, jeśli gdzieś wody brakuje, idąc po śladach okaże się, że to okoliczni mieszkańcy doprowadzili do takiej sytuacji. Woda w rzece, czy potoku bierze się z wód gruntowych, a jeśli ktoś sobie postawi studnię, robi się niecka depresyjna. Woda jest, ale w studni. Zaś jeśli chodzi o zanieczyszczenia, to ile osób, śmieciami, ujściem szamba, czy innymi tego typu historiami, przyczynia się do zanieczyszczenia cieków? No i są oczywiście duże zakłady, które nie pozostają bez wpływu. Władze samorządowe biją na alarm, a tak po prawdzie to w ich gestii jest rozwiązanie problemu. Ten pomysł z wodociągiem jest w porządku, ale to tylko załatwia skutek, a przyczyna pozostaje nietknięta.
A co jeśli depresja to tylko słowo, którego ktoś użył dla opisania chwilowego stanu? Słowo, którego znaczenie na przestrzeni lat zostało zmienione, nabrało ogromnych rozmiarów i dodatkowych znaczeń? Słowo, które miało opisać rzeczywistość, a jedynie ją wypaczyło. Pojęcie depresji zmusza ludzi do zachowania się w taki czy inny sposób. Zaczną się pierwsze 'objawy'. Stary, masz depresję'. Poszukiwanie dalszych zaowocuje koniec końców sukcesem, ponieważ to niejako reakcja łańcuchowa, niejako, ponieważ w każdej chwili można przestać. Analogia do zwierząt jest bardzo trafna i na tym tle ludzie blado wypadają. Zwierzęta nie tylko nie wpadają w depresję, ale też nie szkodzą sobie, wiedzą jakie rośliny jeść i kiedy. Nawet mój pies jadł trawę na niestrawność i później pawia zrzucał. Zwierzęta się nie przejadają, nie zabijają gdy nie są głodne, nie niszczą swojego środowiska życia. Inteligencja, z perspektywy tego tekstu, to tylko kolejny etap ewolucji i wcale nie ostatni. Inteligencja nie ustrzegła ludzi przed błędami, nie ustrzegła przed ich ponawianiem, nie pomaga wyciągnąć wniosków. W sumie to jest przereklamowana. Homo sapiens sapiens to tylko kolejny etap. Depresja, jako 'choroba' jest czynnikiem społecznym, wynika ze zderzenia z życiem jednostki, która zbyt wiele wymaga od innych, a zbyt mało od siebie. Jednostki, która czeka aż coś zostanie jej dane, zamiast zrobić to samemu. Nie chodzi mi tu o jedzenie, czy pieniądze, a sposób na życie. W tym zaś zawiera się cała reszta.
W zasadzie to zgadzam się. Choć ze zwierzętami to tak nie do końca. Zwierzęta też opiekują się sobą, bronią wzajemnie, więc z tym instynktem zachowawczym to różnie bywa. Jednakże u ludzi przybiera to rozmiary absurdu. Bo zamiast kopnąć kogoś w tyłek, żeby przestał zachowywać się jak p***a, głaszcze się po głowie i udaje, że jest wszystko w porządku.
Hahahaha! Pierwszy!
Ależ system wychowawczy jak najbardziej kreuje ludzi niezdolnych do życia. Nie chodzi mi tu o oświatę, dydaktykę, tylko samo podejście do siebie i innych. Jesteśmy nauczeni żyć z problemami. Często nie powiemy komuś, że jego zachowanie nam nie leży, ponieważ nie chcemy tej osoby urazić. Najczęściej jest tak w rodzinie, pracy. Do tego dochodzi jeszcze 'jak się nie słucha starszych, to się słucha psiej skóry'. No dobra, tylko kto powiedział, że oni są nieomylni. Wszystko po to, żeby czegoś nie stracić. Kiedy po prawdzie traci się życie, ponieważ męczymy się z czymś, dusimy w sobie gniew. Prędzej czy później to wybucha. Ludzie nie mają pojęcia, że mogą sobie poradzić z każdym problemem. Ludzie nie mają pojęcia, że sukces niosą w sobie. Są uzależnieni od innych, od ich obecności, pomocy, wspracia, czy nawet żeby było na kogo zwalić później. Ludzie w grupie czują się bezpieczni, ponieważ mają oparcie. Ale jeśli nie ma się poparcia w sobie, to nie ma się go w nikim. Nieważne kim jesteś, co robisz, jesteś sam. Albo sama. Co nie zmienia faktu, że tylko tyle trzeba, żeby wszystko się udało.